Kultura
Źródło: Janusz Mazurek
Źródło: Janusz Mazurek

Kawał historii

8 i 9 września na Scenie Teatralnej Miasta Siedlce odbyła się gala podsumowująca 50 lat działalności Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Siedleckiej „Chodowiacy” im. Alicji Siwkiewicz.

Spotkanie było okazją do prezentacji historii oraz dokonań grupy, a także nagrodzenia tych, którzy mieli wkład w jej rozwój. A jest czego gratulować, bo 50 lat działalności to kawał historii nie tylko samego zespołu, ale i regionu oraz miasta Siedlce. Chodowiacy swoją historią sięgają 1972 r. i osoby Alicji Siwkiewicz. To wtedy w Klubie Rolnika w podsiedleckim Chodowie spotkały się panie, które - jak to dawniej miało miejsce - przy swoich czynnościach wieczornych śpiewały i gawędziły. - Pani Alicja wpadła na pomysł, by pokazać to na scenie - opowiada o początkach zespołu Bożena Wojciuk, która choć nie uczestniczyła w jego zakładaniu, dziś go prowadzi z równie dużymi sukcesami.

Do pomysłu zapalili się: kierowniczka Klubu Rolnika w Chodowie Irena Karczewska, muzyk, tancerz, wieloletni członek PLZPiT „Mazowsze” Zbigniew Myrcha oraz pierwsza choreograf Irmina Maksymiuk. Główny trzon grupy stanowili mieszkańcy wsi Chodów – stąd Chodowiacy. Po śmierci jego założycielki do nazwy dołączono człon „imienia Alicji Siwkiewicz”. W pierwszym – dożynkowym koncercie na scenie stanęli mieszkańcy Chodowa. Z czasem grupa rozrastała się i poszerzała repertuar, włączając do niego tańce narodowe, lubelskie, żywieckie, rzeszowskie, słowackie, ukraińskie i wzbogacając repertuar wokalny.

 

Lata lepsze i gorsze

Chociaż zespół zaczynał skromnie, a pierwsze stroje sceniczne stanowiły m.in. te wyciągnięte ze skrzyń mieszkańców okolic Chodowa, z czasem wszystko się zmieniło. Przez 50 lat przez grupę przewinęło się wielu miłośników tradycji Podlasia, były lata lepsze i gorsze. – Co ciekawe, każda grupa wspomina, że to ich ekipa była najlepsza – przyznaje B. Wojciuk. – Jednak biorąc po uwagę ilość prezentacji scenicznych, złote lata zespołu to lata 80 – zauważa, wyliczając, że właśnie wtedy zespół dawał rocznie ok 70 koncertów. – Pracowaliśmy bardzo dużo, bardzo intensywnie. A od 1982 r. zaczęły się dalekie, ciekawe wyjazdy zagraniczne, nawet na Zachód – wspomina. Grupa prezentowała się na Słowacji, Ukrainie, Węgrzech, Białorusi, we Włoszech, Rosji, Francji, Serbii, Turcji, Bułgarii, Niemczech, Macedonii, a także pięć razy występowała przed św. Janem Pawłem II – w Watykanie i Castell Gandolfo.

Dziś zespół liczy 50 osób, towarzyszy mu sześcioosobowa kapela. Kierownikiem i choreografem jest B. Wojciuk, kierownikiem kapeli, akordeonistą – Tomasz Piros, nauczycielem śpiewu – Dariusz Różański, instruktorem kulturalno-oświatowym oraz garderobianą Jolanta Szymczyk.

 

Noga sama się rwie

Podczas czwartkowego i piątkowego koncertu w CKiS goście mieli okazję obejrzeć barwne stroje, popisowe tańce, stare i niezapomniane szlagiery. Na scenie zaprezentowało się ponad 120 wykonawców z różnych pokoleń! I choć to obecne grupy pokazywały, co potrafią, na widowni można było spotkać byłych członków Chodowiaków, którzy z rozrzewnieniem wspominali dawne czasy, a noga sama podrygiwała w rytm muzyki. – Dla osoby, która kocha ludowość, a za taką mogę się uważać, oglądanie tego koncertu było fantastycznym uczuciem – przyznaje Janusz Mazurek, który w Chodowiakach był od początku. – Powróciły wspomnienia z koncertów, jakie dawaliśmy, nogi mi same chodziły i chciało się śpiewać – dodaje ze śmiechem. – Oj, ja też bym zatańczył, choć dzisiejsza grupa tańczy już inaczej niż my – zdradza, tłumacząc, że dziś taniec jest mocno stylizowany i różni się od tego sprzed 50 lat. – My tańczyliśmy na ludowo, spod obcasa – zauważa. – I choć nasza choreograf I. Masymiuk proponowała nam układy, początkowo i tak tańczyliśmy, jak na wsi się drzewiej tańczyło – wspomina, żartując, że w pewnym momencie był największym „bigamistą”. – Kiedy graliśmy spektakl „Wesele chodowskie”, na wiele lat przypadła mi rola pana młodego – tłumaczy. – Tych scenicznych oświadczyn, ślubów miałem kilkadziesiąt. To były fantastyczne czasy – przyznaje.

Podobne odczucia mają także obecni Chodowiacy. 17-letni Kacper Suchodolski w zespole tańczy od pięciu lat i nie zamierza przestawać. – Do grupy trafiłem po tym, jak rozpadł się zespół w mojej szkole – wspomina, dodając, że kierowała nim ciekawość i chęć dalszego tańczenia, bo uwielbia taniec tradycyjny. – Gala była wielkim przeżyciem, a samo bycie chodowiakiem to dla mnie ogromna satysfakcja i świetna zabawa – podkreśla. O tym, że Chodowiacy raczej nie przestaną działać, świadczy fakt, że do zespołu wciąż dołączają kolejni chętni. W ślady Kacpra idzie jego młodszy, 11-letni brat Bartek.

 

Ulica Alicji Siwkiewicz

Każdy, kto miał styczność z Chodowiakami, z atencją wspomina osobę założycielki grupy – A. Siwkiewicz. Jednym z gości gali był jej syn Piotr Siwkiewicz, aktor Teatru Dramatycznego m. st. Warszawy, który nie tylko wychowywał się na próbach zespołu, ale był też jego członkiem. Zapytany o to, co czuje, patrząc na trwające już 50 lat dzieło swojej matki, odpowiada: – To niezwykłe doświadczenie, bardzo przeżyłem ten koncert. Do tego stopnia, że zniknęły moje problemy z zasypianiem i po powrocie do domu spałem jak kamień. W trakcie spektaklu przeżyłem wiele wspaniałych emocji, to było ogromne wzruszenie – przyznaje, dodając, że usłyszał wiele ciepłych słów pod adresem mamy. – Kiedy przypominano historię zespołu, wróciły wspomnienia, bo przecież ja się wychowywałem na tych próbach – opowiada, dodając, że bardzo ujęły go słowa, które padły pod adresem A. Siwkiewicz ze sceny: „Zawsze będziemy pamiętać piękną postać Alicji Siwkiewicz, która swoim uśmiechem załatwiała rzeczy niemożliwe”. – Tak rzeczywiście było – przyznaje. – Sam tego doświadczyłem przez wiele lat, zdobywając szlify aktorskie w Chodowiakach właśnie – podkreśla.

– Dbała o to, by kultywować folklor regionalny, przypominać i pokazywać tradycję – przyznaje J. Mazurek. – W nasze piosenki, tańce wplatała wszystkie obrzędy, zwyczaje, czynności, jakie towarzyszyły ludziom na Podlasiu przez cały rok. To były krótkie ludowe spektakle spięte myślą przewodnią, a nie sam taniec – wspomina.

Pojawił się pomysł, by ul. Małą przy CKiS w Siedlcach, którą A. Siwkiewicz niejednokrotnie przemierzała, nazwać jej imieniem.

JAG