Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Niezłomny unita

Symeon Marczuk bez wątpienia odcisnął piętno na swoich rodakach, ponieważ będąc więzionym i skazanym na zesłanie, złożył ofiarę ze swego życia - mówi ks. Adam Karcz, proboszcz parafii rzymskokatolickiej pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela w Choroszczynce. Jej społeczność, upamiętniając bohaterskiego unitę, ufundowała kamień, tablicę informacyjną i wydala broszurę.

W ostatnią niedzielę sierpnia, w dniu odpustu ku czci męczeństwa św. Jana Chrzciciela, choroszczańska wspólnota świętowała jubileusz 270 lat istnienia parafii, 100 lat jej wznowienia oraz gminno-parafialne święto plonów. Uroczystość stała się okazją do przypomnienia postaci miejscowego sołtysa i organisty Symeona Marczuka (1849-1905), który za obronę cerkwi unickiej w 1875 r. został skazany na więzienie, a następnie zsyłkę na Sybir. Tego dnia bp Grzegorz Suchodolski pobłogosławił kamień ustawiony na cmentarzu, w miejscu dawnej świątyni.

Ks. Adam Karcz o planowanych obchodach jubileuszu parafii dowiedział się z chwilą objęcia urzędu proboszcza. – Parafianie od razu zaznaczyli, że chcą, by jednym z wydarzeń tego dnia było upamiętnienie postaci S. Marczuka. Bez wątpienia odcisnął on piętno na swoich rodakach, ponieważ będąc więzionym i skazanym na zesłanie, złożył za nich ofiarę. Nie miałem wątpliwości, że jest to dla nich bardzo ważne. Chodzi o to, by po bohaterskim unicie pozostał nie tylko ślad w sercu, ale i materialny dowód, bo przecież czasem za nas wołać mogą kamienie – mówi.

Parafia wydała również broszurę dedykowaną choroszczyńskim unitom. Stanowi ona owoc badań iposzukiwań, które w archiwach polskich, jak i zagranicznych – w Wilnie, Petersburgu i Watykanie -prowadziła Bożena Kołtun. „Dziś, w 270 rocznicę powstania parafii pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela i setną rocznicę jej wznowienia, chcemy Ci, Symeonie, i twoim towarzyszom wyrazić wdzięczność za niezwykłą odwagę i bohaterstwo, jakimi wykazaliście się wraz z towarzyszami, którym przewodziłeś, stając w obronie wiary i jedności Kościoła. Choć nie udało nam się dotrzeć do wszystkich nazwisk, wszyscy jednakowo pozostaniecie w naszej pamięci i wdzięcznych sercach. Jesteśmy dumni z waszej postawy, hartu ducha i niezłomności w wyznawanej wierze” – czytamy w opracowaniu.

 

Wpływowy unita

Przypomnijmy: planowa likwidacja unickiej diecezji chełmskiej, do której należała również parafia w Choroszczynce, wpisywała się w politykę rosyjskiego zaborcy prowadzoną po upadku powstania styczniowego. Zapoczątkowało ją tzw. oczyszczanie obrządku unickiego z elementów o pochodzeniu łacińskim -pod koniec 1873 r. nakazano usuwanie z cerkwi m.in. dzwonków, monstrancji, konfesjonałów, jak też polskich pieśni czy modlitw.Unickich kapłanów nakłaniano do przyjęcia prawosławia, zaś stawiających opór zsyłano m.in. do Galicji. Taki los spotkał ostatecznie proboszcza parafii w Choroszczynce ks. Jerzego Koncewicza. Początkowo przekonał on swoich parafian do części ustępstw, m.in. zaniechania śpiewów po polsku, usunięcia monstrancji czy dzwonków, mając nadzieję, że to pozowoli na ustanie prześladowań. Jednak 13 stycznia 1874 r. tutejsi unici zamknęli cerkiew i zaczęli pełnić przy niej straż. 18 stycznia proboszcz nakłonił ich do dobrowolnego otwarcia kościoła przed urzędnikami carskimi.

Pod koniec 1874 r. ks. Koncewicz zrobił listę parafian, którzy są „za unią” (w większości niepiśmienni, zamiast podpisu dotykali końca podanego sobie pióra), a następnie przekazał ją naczelnikowi powiatu bialskiego.Kiedy w 1875 r. do Choroszczynki przybył nowy proboszcz – jak się okazało,duchowny prawosławny – lista ta została potraktowana jako wykaz przechodzących dobrowolnie na prawosławie. We wsi powstał bunt, którego tłumieniem zajęli się kozacy. Tak jak na całym Podlasiu, tak i w Choroszczynceunici stawiali opór, narażając się na bicie, głodzenie, odbieranie majątku. Ponieważ najbardziej wpływowcyh unitów osadzano w więzieniu i zsyłano w głąb Rosji, taki też los spotkał S. Marczuka. Po kilkumiesiecznym pobycie w więzieniu w Białej Podlaskiej został przewieziony do Siedlec, a stamtąd do guberni jekaterynosławskiej. Pozostawił żonę Darię, syna Romana i starych rodziców. Razem z nim aresztowany został Jakób Łojewski z Bokinki oraz Nicefor Dawidiuk. Symeonowi udało się powrócić z katorgi. Do dziś żyją jego potomkowie po wnuczce Paulinie Makarewicz.

 

Brakujące ogniwa

Odtworzenia losów S.Marczuka podjęła się Bożena Kołtun. Jak mówi, unicką przeszłość swojej rodzinnej Choroszczynki zaczęła poznawać w dzieciństwie. – Gdy miałam może pięć, sześć lat, dziadek z babcią zabierali mnie do sąsiadów na tzw. wieczorki. Pamiętam opowieści pełne brutalnych scen. W pamięci utkwiły mi słowa „gwałt”, „pobicie”, chociaż nie wiedziałam, co znaczą. Starsi ludzie wspominali biedę panująca w Choroszczynce, kozaków, którzy jeździli po okolicy. Opowiadali m.in. o dziewczynie z Zahorowa, która nie przeszła na prawosławie, za co kozacy zgwałcili ją, a następnie z zakneblowanymi ustami przywiązali w lesie do drzewa w mrowisku. Jej ciało odnaleziono kilka miesięcy później. W lesie Borku k. wsi Olszanki kobiety, jak opowiadali starsi, swoich zabitych mężów poprzykrywanych mchem,kamieniami i gałęziami rozpoznawały po kożuchach – tak byli zmasakrowani przez kozaków – opowiada. Wspomnienia odżyły, kiedy ruszyła tropem S. Marczuka. Informacjami podzieliła się z miejscową społecznością, chociaż kilku ogniw w zrekonstruowanej biografii unity jeszcze brakuje. Nie wiadomo np.,czy po śmierci w 1905 r. jego ciało złożono na cmentarzu w Tucznej. W aktach zgonu w Tucznej jego nazwiska nie ma,co sugeruje,że nie został pochowanytam,gdzie do 1920 r. grzebano mieszkańców Choroszczynki. Nie udało się jednak dotrzeć do oryginału aktu zgonu Symeona, który by to potwierdził. – Kilka dni temu w „Apokryfach ruskich” odnalazłam informację, że na cmentarzu prawosławnym w Choroszczynce chowano nie tylko prawosławnych, ale też unitów. Dało mi to nowe światło, że mógł być pochowany tutaj, a proboszcz prawosławnej parafii w Zahorowie, który tym cmentarzem zarządza, przyznał, że jest to możliwe – tłumaczy Bożena Kołtun.

 

Nie tylko symbol

Bożena Kołtun obecnie pracuje nad książką o historii Choroszczynki, w którą – poza brutalną kartą związaną z prześladowaniami unitów, wpisuje się też wiele żyjących w przekazach ustnych legend, jak ta o zatopionej cerkwi. – Przede mną jeszcze wiele materiałów do przejrzenia – przyznaje pani Bożena, zapewniając, że będzie szukała również informacji o Symeonie Marczuku.

– Jestem praprawnukiem Symeona po kądzieli – przedstawia się mieszkający w Choroszczynce Tadeusz Bojarczuk. Jak mówi, pomysł upamiętnienia jego unickiego przodka wyszedł od mieszkańców wsi. Jakiś czas temu postawili oni symboliczny kamień, oddając cześć żołnierzom AK i WiN. W taki sam sposób postanowiono przypomnieć historię unitów stawiających opór zapędom rosyjskiego zaborcy, w tym Symeona Marczuka. To zaszczyt mieć takiego przodka – stwierdza Tadeusz Bojarczuk. Jak mówi, nie ocalały żadne materialne pamiątki po Symeonie, a w losach, które częściowo udało się odtworzyć, nadal są luki. Gdzie został pochowany, w którym miejscu wsi stał jego dom, czy był piśmienny… Niezależnie od tego ustawienie pomnika – kamienia daleko wykracza poza zwykły symbol. – Dla naszej rodziny jest to o tyle ważne, że uwiecznia mego prapradziadka w ludzkiej pamięci. Dzięki temu jego losy, częściowo znane rodzinie, księżom i pasjonatom historii, poznało jeszcze więcej osób – dodaje.


OKIEM DUSZPASTERZA

Ks. Adam Karcz

Na ziemiach, na których w 1752 r. August III ufundował i uposażył parafię ścięcia św. Jana Chrzciciela, historia odcisnęła niezwykle mocne piętno. Ludność chętnie się tutaj osiedlała, ponieważ król troszczył się o nią nie tylko od strony materialnej, ale i duchowej. Po sąsiedzku żyli – i umieli funkcjonować obok siebie – Żydzi i Tatarzy oraz chrześcijanie zarówno obrządku wschodniego, jak łacinnicy. Moim zdaniem potrafili też świadomie brać los w swoje w ręce. Wyrazem tego było choćby masowe przechodzenie naszych unitów na obrządek łaciński po ukazie tolerancyjnym z 1905 r. w duchu przeciwstawienia się caratowi. Innymjest język chachłacki – miejscowa ludność nie chciała mówić po rosyjsku, dlatego powstało to barwne narzecze, którego swoją odmianę miała praktycznie każda wieś. Kolejne potwierdzenie samoświadomości odnalazłem, studiując dokumentację związaną z odnowieniem i przywróceniem w 1922 r. parafii w Choroszczynce. Jak dowodzą protokoły z zebrań, prawie wszyscy z uprawnionych do głosowania potrafili już wtedy podpisać się imieniem i nazwiskiem. Zadziwiają pięknie kaligrafowane imiona i nazwiska, w większości pisane alfabetem łacińskim, chociaż szkoły uczyły po rosyjsku (sic!). Niektórzy podpisywali się jeszcze rosyjskimi bukwami. Pojedyncze są podpisy w postaci trzech krzyżyków czy solidarne „za niepiśmiennych podpisał się Sołtys”.Wyciągnęli wniosek po sytuacji sprzed 40 lat, gdy zostali oszukani. Prawosławny duchowny wykorzystał listę z ich nazwiskami jako rejestr zdecydowanych przejść na prawosławie. Chcieli świadomie decydować o sobie – nauczyli się więc czytać i pisać. A kiedy Rosjanie wycofali się z naszych okolic w 1915 r., wraz z nimi odeszli ich duchowni, porzucając m.in. cerkiewkę w Choroszczynce. 16 stycznia 1916 r. spłonęła. Miejscowi od razu pobudowali w jej miejscu kaplicę (8 na 10 m), stopniowo wyposażyli ją w niezbędne do kultu sprzęty i prosili bp. Henryka Przeździeckiego w 1921 r. o pobłogosławienie jej w rycie łacińskim oraz utworzenie parafii nawiązującej do tradycji dawnej parafii unickiej z siedzibą w Choroszczynce. Widać w tymprzemyślane, mądre i długoplanowe działania.

W dokumentach nie ma śladu zdrady ks. J. Koncewicza i jego przejścia na prawosławie, chociaż niektórzy tak interpretują przekazanie listy prafian władzom powiatowym. Pewni możemy być jednego, że jego nazwisko widnieje na liście kapłanów unickich skazanych na wygnanie do Galicji, bez prawa stałego zamieszkania, za wierność Kościołowi katolickiemu. Wobec takiego zakończenia jego posługi w naszej wspólnocie możemy domniemywać, że jego starania łagodzenia sytuacji spełzły na niczym. On sam poddał się karze, a lista osób deklarujących wierność Kościołowi katolickiemu, którą przedstawił wcześniej władzom powiatowym, została instrumentalnie wykorzystana przez władze i nowego, prawosławnego proboszcza. Cała ta historia pokazuje złożoność sytuacji i ogrom trudności oraz dylematy, wobec których stali nasi ojcowie i ich duszpasterze w tych trudnych czasch.

LI