Komentarze
Miłośnicy wolności i dobra

Miłośnicy wolności i dobra

Od jakiegoś czasu mamy w naszym kraju erupcję tzw. odwagi. Ciekawe, że ta odwaga dotyczy główne moralności. A w zasadzie jej braku. Ludzie na oścież otwierają drzwi szafy, wychodzą z nich, z dumą dokonują coming outu, opowiadają o swoich seksualnych preferencjach, odzierają swoje życie z intymności i subtelności.

Jest też odwaga w bojkotowaniu Kościoła i wiary. W ramach tej odwagi tzw. gwiazdy prześcigają się w ogłaszaniu, że nie ochrzciły swoich dzieci. Powody? Bo nie godzą się „na promowany przez Kościół katolicki zakaz stosowania metody in vitro”, bo uważają, że „chrzest to zaakceptowanie tego, że niby pochodzisz z grzechu”, bo „chrzest oraz pierwsza komunia święta wywołują w młodych stres” i „w obydwu przypadkach dzieci są bardziej zestresowane niż na maturze”. Najczęściej jednak przekonują, że w ten sposób dają dzieciom wybór. „Ich wyznanie jest ich prywatną sprawą” - deklaruje kreująca się na miłośniczkę wolności i dobra dzieci celebrytka.

Sama albo przebiera się za zakonnicę – bo ponoć ma traumę ze szkoły, gdzie zetknęła się ze złą zakonnicą, albo przed kościołem w całej okazałości prezentuje swój goły tyłek. Tak przygotowuje dzieci do decydowania w dorosłym życiu. Tak kształtuje ich normy moralne.

Ale wciąż przekonuje, że niczego im nie narzuca – ani tego, jakie mają być, ani co mają wyznawać. To po co posyła je do szkoły? Po co uczy zdrowego trybu życia? Czemu nie wpuszcza do sklepu, żeby sobie wybrały, co chcą jeść, albo ile i jakich zabawek nakupić, po co ich pilnuje, żeby myły zęby?

Czy to nie bombardowanie dzieci przekazem „możesz być, kim chcesz” (co niestety dotyczy dziś głównie problemu zadeklarowania przynależności do którejś z kilkudziesięciu płci albo jej tzw. korekty i odciągania dziecka od wiary) prowadzi do zagubieniem w życiu, skutkuje brakiem sensu i celu, oblężeniem psychologów, psychiatrów, terapeutów, zatraceniem w używkach, brakiem umiejętności budowania zdrowych relacji, licznymi próbami samobójczymi? Czy naprawdę jest autorytetem matka wypinająca przed kościołem tyłek i wyrażająca na jego temat głupkowate opinie? Czy w ten sposób daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji? Wygląda na to, że pod płaszczykiem umiłowania wolności i dobra swoich dzieci kryje się zakłamanie i brak emocjonalnej stabilizacji. Rodzice są właśnie po to, żeby – póki dzieci są dziećmi – za nie wybierali. Począwszy od wyboru, czy dziecko ma się urodzić, czy nie. Ale tu już miłośniczki wyboru mówią wyłącznie o prawie wyboru matki. Jakby dziecko w ogóle nie istniało. Tu nie działa zasada, żeby dać mu wybór, czy chce żyć czy nie.

Jest w tym wszystkim jakaś paskudna nagonka na katolików i przekonywanie, że osoba niewierząca jest lepsza od wierzącej. A jeśli już wierząca, to na pewno nie ta przynależna do wiary katolickiej.

Ale nie ma co tracić ducha. Jest światełko w tunelu. I ono jasno zaświeci.

Anna Wolańska