Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Wykorzystana szansa…

To opowieść o Miejskiej Szkole Malarstwa i Przemysłu Artystycznego, która połączyła wybitnych pedagogów i uczniów. I o Siedlcach, gdzie mieszkali i tworzyli - mówi dr Agnieszka Pasztor.

Kiedy tydzień przed wernisażem zaplanowanym na 30 września odwiedzam Muzeum Regionalne, na pozór wszystko jest jeszcze w proszku. Ale dzięki temu mam okazję z bliska przyjrzeć się monotypiom Ireny i Joanny Karpińskich i pochylić się nad nimi - dosłownie. Czekają na oprawę po prostu rozłożone na podłodze, na dużych arkuszach szarego papieru. Po sąsiedzku o ściany opierają się obrazy Ryszarda Brzeskiego. Po przeciwnej stronie sali ustawione zostały, dopiero co odświeżone, szkła Henryka Albina Tomaszewskiego z zasobów muzeum.

Dwa obrazy Jerzego Tchórzewskiego, od niedawna własność MR, wydają się ciut osamotnione – następnego dnia dołączą do nich kolejne dzieła mistrza przywiezione z warszawskiej Zachęty oraz prace Zbigniewa Tymoszewskiego.

 

Długa droga

Większość uczestników wernisażu czy odwiedzający wystawę z pewnością nie zastanawia się nad tym, jak praca nad wystawą wygląda „od kuchni”. I że droga od pomysłu do realizacji jest bardzo długa, a czasami też wyboista.

Idea wystawy „Wykorzystana szansa. Jerzy Tchórzewski, Henryk Albin Tomaszewski oraz Miejska Szkoła Malarstwa i Przemysłu Artystycznego w Siedlcach” zrodziła się dwa lata temu. – Zaczęło się od artykułu o miłości prof. J. Tchórzewskiego do żony Teresy, który przypadkiem przeczytałam. Wiedząc, że profesor uczył się w szkole założonej przez I. i J. Karpińskie, sięgnęłam po jego pamiętniki, w których znalazłam wiele odniesień do Siedlec. Skoro artysta tej klasy przyznaje się do związków z naszym miastem – pomyślałam – warto lepiej poznać fenomen Miejskiej Szkoły Malarstwa i Przemysłu Artystycznego i ludzi, którzy z niej wyszli, i jej założycielek – opowiada pomysłodawczyni wystawy i jej kurator A. Pasztor.

 

To, czego nie widać

– Artysta, z którym zaczynam przygodę, jest dla mnie najpierw człowiekiem, dopiero potem rozpatruję jego dokonania, w przeciwnym razie nie umiałabym naprowadzić ludzi na odbiór sztuki. Każdego z nich musiałam poznać, nie tylko wierząc na słowo w to, co napisane w książkach, ale odkryć go osobiście – tłumaczy A. Pasztor, opowiadając o pracy nad wystawą. Zaczęła ją od wczytywania się w biografie i poznawania osobowości artystycznej zarówno założycielek siedleckiej szkoły, jak i inajwybitniejszych twórców: Tchórzewskiego, Brzeskiego i Tymoszewskiego, dla których tutaj wszystko się zaczęło. Potem przyszła kolej na bardzo czasochłonne szukanie ich prac, zbieranie informacji czy i na jakich zasadach można je wypożyczyć oraz kwerendy w muzeach. Organizowanie wystawy to także czynności bardziej przyziemne, jak planowanie jej budżetu, i to z dużym wyprzedzeniem. – Musiałam przewidzieć nie tylko wszystkie działania, ale i wydatki. Oprócz tego, że chciałam wypożyczyć prace m.in. z Zachęty, trzeba było przewidzieć koszty związane z promocją, jak też koszt publikacji, jaką zaplanowałam w związku z wystawą -wylicza A. Pasztor.

Na barkach kuratora spoczywa też cała dokumentacja związana z kosztorysem, negocjacjami z placówkami, które wypożyczają obrazy, wymogami konserwatorów. Organizator wystawy dostaje od właściciela dzieł liczne zalecenia – m.in. odnośnie rodzaju i natężenia oświetlenia, wilgotności i temperatury w pomieszczeniu, gdzie zostaną wyeksponowane. Odwiedzający wystawę tego nie widzą, ale takie pomiary będą dokonywane, a wskaźniki regulowane dzięki specjalistycznemu sprzętowi. – Musimy też respektować wytyczne odnośnie przewożenia eksponatów. Dostałam np. dyspozycję, że obrazy, które wypożyczamy z Zachęty, na czas mają być zapakowane w trzywarstwowe kartony. Na zamówienie robi nam je – pod wymiar, bo przecież każdy obraz jest innej wielkości – specjalizująca się w tym firma. Nasze muzeum nie dysponuje też specjalistycznym samochodemdo transportu, toteż trzeba zadbać o rezerwację takiego pojazdu i zgrać w czasie ogrom spraw. Oczywiście mogę liczyć na pomoc kolegów z muzeum, ale to ja odpowiadam za całość – wyjaśnia A. Pasztor.

 

Siedlce, jakich nie znacie

– Cel, jakim kieruję się przy wyborze prac, to pokazać osobowość artysty – mówi A. Pasztor. Ze 140 monotypii barwnych autorstwa sióstr Karpińskich, jakie ma w swoich zbiorach MR, musiała – bo nie jest to decyzja prosta – wybrać kilkanaście. Większe prace Ryszarda Zbigniewa Brzeskiego wypożyczył Siemiatycki Ośrodek Kultury, a część cyklu portretów twórców literatury i sztuki – Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 6 im. gen. Józefa Bema w Siedlcach. Szkła H.A. Tomaszewskiego wystarczyło wynieść z muzealnego  magazynu.

– Wystawa będzie opowieścią o szkole, która połączyła wybitnych pedagogów i uczniów. I o Siedlcach, gdzie mieszkali i tworzyli. Zacznę od sióstr Karpińskich, potem „powiem” o szkole, którą założyły i zaraziły tą ideą kilku plastyków. Dalej – będą wielkie nazwiska, które z tej szkoły wyszły – zapowiada A. Pasztor. I zaznacza, że oprócz artysty – który i tak jest na świeczniku – ważny jest dla niej widz. – Marzy mi się, by zwiedzający, zwłaszcza siedlczanie, mieli poczucie, że uczestniczą w czymś ważnym. Dlatego zależało mi, by sprowadzić prace, które powstały w Siedlcach. Wiedza o tym, że nasze miasto dawało takie możliwości rozwoju artystycznego, pozwoli inaczej na nie spojrzeć. To nie tylko architektura, ale ludzie, którzy chodzili tymi samymi ulicami, i ich historie – mówi A. Pasztor i dodaje – równo tydzień przed wernisażem – że aranżacja, za którą weźmie się w poniedziałek, to zdecydowanie najfajniejszy etap przygotowań. Również trudny – bo jako opiekun rozstrzygnąć musi, jak w trzech muzealnych salach rozmieścić eksponaty, tj. obrazy i szklaną kolekcję Tomaszewskiego, by zestawienie prac kilku artystów było spójne artystycznie, harmonijne, nie rodziło poczucia dysonansu czy zgrzytu.

 

Najważniejsi są ludzie

Bez wątpienia wartością dodaną pracy nad tak dużą wystawą jest poznawanie nowych osób – pracowników galerii, spadkobierców, kolekcjonerów. Bezcenne są kontakty z ludźmi mogącymi opowiedzieć o artystach, jak reżyser Krzysztof Tchórzewski, syn malarza. – Powiedział nam o właścicielach portretu Julii Łabunarskiej, sąsiadki Tchórzewskiego, którą jako student ASP w Krakowie namalował. Pojechaliśmy do tych państwa i obraz został nam bezpłatnie wypożyczony. Przy okazji poznaliśmy historię siedlczanki, która dostrzegła talent stawiającego pierwsze kroki artysty. Z kolei mieszkający w Siedlcach siostrzeniec Zbigniewa Tymoszewskiego Marek Ludwiczuk, którego poznałam dzięki Tomaszowi Nowakowi, udostępnił mi fotografie rodzinne, pamiątki i podzielił się rodzinnymi wspomnieniami. W ogóle przy organizacji wystawy nawiązują się więzi emocjonalne między nami muzealnikami a właścicielami dzieł sztuki, których wernisaż wcale nie kończy. Potem piszemy do siebie, dzwonimy, zapraszamy na kolejne wystawy – mówi A. Pasztor. I dodaje: – Ciekawe, jak ludzie z różnych środowisk, którzy dołożyli do wystawy swoją cegiełkę, odnajdą się na tym wernisażu?

LI