Historia
O jeden rozkaz za późno

O jeden rozkaz za późno

10 października 1794 r. pod Maciejowicami rozegrała się bitwa, która przypieczętowała losy powstania kościuszkowskiego. Starły się w niej siły powstańcze dowodzone przez gen. Tadeusza Kościuszkę z armią rosyjską dowodzoną przez generałów Denisowa i Fersena.

Kościuszko postawił przed polskimi siłami ambitne zadanie rozbicia kolejno dwóch korpusów rosyjskich, gdyż oprócz sił Fersena i Denisowa zbliżało się znad Bugu duże ugrupowanie gen. Suworowa. Każdy z korpusów rosyjskich osobno był silniejszy niż armia Kościuszki. Naczelnik insurekcji miał jednak potencjalnego asa w rękawie, którym była operująca w pobliżu głównych sił polskich dywizja gen. Adama Ponińskiego. Wczesnym rankiem 10 października na niezłej pozycji w oparciu o rzekę Okrzejkę i pałac w Podzamczu stanęło ok. 6 tys. Polaków dysponujących 30 armatami. Rosjanie mieli dwukrotną przewagę w ludziach oraz artylerii. W dodatku część sił polskich stanowili kosynierzy, którzy co prawda sprawili Rosjanom krwawą łaźnię pod Racławicami, ale w późniejszych starciach zazwyczaj ustępowali sile ognia artylerii i karabinów.

Bitwa rozpoczęła się o świcie i zakończyła ok. 13.00 zupełną klęską polskiej armii. Nie pomogła desperacka walka regularnej piechoty z elitarnym pułkiem Działyńskich na czele. Atak kosynierów załamał się w ogniu rosyjskiej artylerii, zaś ich dowódca płk Jan Krzycki padł na placu boju. Polskie armaty zamilkły w trakcie bitwy z powodu braku amunicji, a w dodatku część nowo zaciągniętej polskiej jazdy umknęła z placu boju. Po południu było już po wszystkim. Maciejowickie pola zasłało ponad 2 tys. zabitych i rannych Polaków, a drugie tyle dostało się do niewoli. Wśród jeńców znalazł się T. Kościuszko wraz z całym sztabem. Rosyjska jazda dopadła naczelnika insurekcji podczas odwrotu w okolicach Krępy. Wódz polskiej armii został tak zmasakrowany pikami i szablami, że nie dawano mu początkowo szans na przeżycie.
Jeszcze w trakcie powstania zaczęło się szukanie winnych klęski w maciejowickiej bitwie. Przyczyn porażki upatrywano w tym, że 4-tysięczna dywizja gen. Ponińskiego nie przybyła na czas pod Maciejowice, żeby wspomóc Kościuszkę i być może odwrócić losy bitwy. Tu słów kilka o gen. Ponińskim, gdyż zapisał on wyjątkowo piękną kartę bojową w walkach o niepodległość Polski. Podczas wojny w obronie Konstytucji 3 Maja w 1792 r. został odznaczony Krzyżem Wojskowym „Virtuti Militari” i awansował z rotmistrza na majora. Po zwycięstwie Targowicy odszedł z wojska. Wrócił do armii wraz z wybuchem powstania Kościuszki. Walczył pod Racławicami, gdzie wyróżnił się i został ranny. Następnie zorganizował i objął dowództwo pułku strzelców pieszych. 21 kwietnia 1794 r. awansował na generała majora z nominacją na dowódcę dywizji, która operowała na Lubelszczyźnie. Odznaczył się w krwawej przegranej bitwie pod Szczekocinami i w obronie Warszawy. Jednak to maciejowicka bitwa odcisnęła swe piętno na dalszym życiu powstańczego generała. Oskarżano go bowiem o celowe opóźnienie przybycia na pole bitwy, a nawet o zdradę. Do dzisiaj można spotkać stwierdzenia, że powstanie – a wraz z nim niepodległa Polska – upadło, gdyż Kościuszko przegrał pod Maciejowicami. A przegrał dlatego, gdyż Poniński nie dotarł na czas na miejsce bitwy. Niby wszystko jest tu prawdą, tyle że Poniński spóźnił się pod Maciejowice nie dlatego, że nie chciał walczyć, tylko dlatego, że dostał za późno rozkazy Kościuszki i nie było fizycznej możliwości przybycia na czas. Rozkazy roznosili wówczas gońcy, więc wszystko zależało od rączości ich wierzchowców i sprytu, gdyż na terenie działań operowały patrole kozaków. Nawet jednak najszybszy rumak nie dostarczy rozkazu, który nie został w porę wydany. Wydaje się bowiem, że to Kościuszko za późno wezwał Ponińskiego, który przybył pod Maciejowice najszybciej jak się dało, ale było już po bitwie. Dodatkowo warto zwrócić uwagę, że nawet gdyby dywizja Ponińskiego pojawiła się pod Maciejowicami na czas, to wcale nie musiałoby to oznaczać wygranej bitwy, bo Rosjanie przeważali liczebnie i ogniowo nawet nad połączonymi siłami Ponińskiego i Kościuszki.
Gen. Poniński długo walczył o oczyszczenie swojego dobrego imienia. Nie było to łatwe, gdyż – po pierwsze – był synem opłacanego przez Rosję arcyzdrajcy, również Adama, marszałka sejmu rozbiorowego (1773-1775). Po drugie zaś – oskarżał Ponińskiego sam Kościuszko. Nie dziwi więc, że gen. Poniński, choć ostatecznie oczyszczony z zarzutów, do końca życia nie otrząsnął się z traumy po bitwie, w której nie wziął udziału.

Grzegorz Welik