Zamieszanie z papierami
Czasy, kiedy dokumentowi umożliwiającemu wyjazd z kraju należały się - z racji jego reglamentowanego charakteru - wyjątkowy szacunek i oprawa, dawno minęły. Ale po 8 listopada może się to zmienić. Od tego dnia, przez tydzień, wszyscy, którzy będą chcieli złożyć wniosek lub odebrać paszport, odbiją się od drzwi urzędów. Powód całego zamieszania to wejście w życie nowej ustawy o dokumentach paszportowych i uruchomienie rejestru dokumentów. Pierwszą innowacją jest, że wniosków o paszport nie trzeba już będzie składać w formie papierowych formularzy. Nowocześnie?
Spokojnie, nadal nie ominie nas pofatygowanie się do urzędu, by wprowadzić elektroniczny wniosek do systemu. Za to online sprawdzimy datę ważności paszportu i otrzymamy informację o zbliżającym się terminie jego wygaśnięcia. Elektronicznie będzie również można zgłosić utratę dokumentu. Reasumując: nowy system, kiedy zacznie działać, usprawni wnioskowanie o dokument i posługiwanie się nim. W międzyczasie nie będzie niczego.
Można by rzec: wszystkie ręce na pokład… Wdrażamy… Tylko żeby nikt nam w tym czasie nie przeszkadzał. System informatyczny tradycyjnie przerósł urzędników. A może cała ta tajemna akcja jest również po to, aby w paszportach po liftingu pojawił się nowy orzeł? Rząd w ostatnim czasie dokonał zmiany polskiego godła w nowym rozporządzeniu. Jak wygląda nowy orzeł? Główna zmiana to więcej złota. Stary orzeł miał ten kolor wyłącznie na szponach, nowy – ma złote nogi do linii upierzenia. Niestety… Nie dla psa kiełbasa – nowego orła będą używać jedynie premier, ministrowie i podległe im resorty, reszcie obywateli pozostaje ptak uboższy w złoto.
Zaskakiwać może także wybór terminu na wdrażanie nowinek. Wszakże można to było zrobić w czasie szalejącej na świecie pandemii, kiedy wszyscy byli pozamykani w granicach macierzystych krajów, skupieni na statystykach i szukaniu w sobie objawów chorobowych, a paszporty mieli głęboko w… szufladach. Nikt by wtedy nie odczuł poślizgów w produkcji i dystrybucji tych wartościowych dokumentów. Ale być może termin wybrano nie tak całkiem nieprzypadkowo. Wszakże na naszych oczach dzieje się historia, a nie każdy chce się zapisać na jej kartach jako bohater. Zamiast nerwowo czekać na wezwanie w kamasze, lepiej kosztować spokojnego życia jak najdalej od centrum wojennych wydarzeń. Jak najdalej, czyli w Stanach Zjednoczonych albo Kanadzie, gdzie można by uzyskać status uchodźcy, gdyby w naszym kraju doszło do wojny.
Ciekawe, czy ten tydzień przestoju odczujemy na tyle, że po 14 listopada paszporty będą wydawane obywatelom w trybie pilnym i na poduszkach.
Kinga Ochnio