Historia
Początki Niepodległej

Początki Niepodległej

W listopadzie 1918 r. w całym naszym regionie odbywało się rozbrajanie niemieckich żołnierzy. Najczęściej akcja przebiegała bezkrwawo, ale w niektórych miejscach padły strzały i polała się krew.

Choć 11 listopada 1918 r. uznawany jest za koniec I wojny światowej, to na wschodzie Europy Niemcy wcale nie złożyli broni. Na ziemiach polskich zazwyczaj należało ich do tego skłonić, co też czynili członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej lub polscy strażacy, którzy swoje działania wspierali powagą munduru. Nierzadko zresztą strażacy należeli jednocześnie do POW. Listopadowe rozbrajanie Niemców, którzy licznie stacjonowali pomiędzy Bugiem a Wisłą, odbywało się przeważnie bezkrwawo. Polakom zależało na pozbyciu się ze swoich ziem uzbrojonych po zęby i wciąż groźnych Niemców. Ci ostatni z kolei chcieliby jak najszybciej znaleźć się w domu po latach wojaczki oraz wobec nadchodzących zewsząd wieści o rewolucyjnych niepokojach w Rosji, które mogły się rozlać na całą Europę.

Kiepsko uzbrojeni Polacy często nadrabiali odwagą i determinacją, skłaniając Niemców do złożenia broni i udania się na zachód. Pomagała w tym sprawna logistyka – Niemcy tym chętniej godzili się na żądania Polaków, im sprawniej zapewniano im transport kolejowy oraz bezpieczne dotarcie do najbliższej stacji. Dlatego też bez ofiar odbyło się rozbrajanie Niemców w Siedlcach. Bez jednego wystrzału POW zajęła najważniejsze punkty w mieście: dworzec kolejowy, koszary, magazyny, więzienie. Niemców rozbrajano nie tylko na ulicach i w okolicach miasta, ale także w przejeżdżających przez Siedlce pociągach.
W Sokołowie Podlaskim Niemców rozbroili strażacy, i to już 10 listopada. Następnego dnia do wyzwolonego Sokołowa trafili też Niemcy rozbrojeni przez peowiaków i strażaków w Węgrowie. Dalej okupanci pojechali już pociągiem z sokołowskiego dworca. Tego samego dnia rozbroili Niemców strażacy w Ceranowie, Sterdyni i Kosowie Lackim. 
Nie wszędzie jednak obyło się bez walki. Niemieccy żandarmi w Wyrozębach, widząc otaczających ich posterunek mieszkańców wsi, zaczęli strzelać w powietrze. Polacy zaszli ich jednak od tyłu i pokonali gołymi rękami. Rozbrojonych Niemców bezpiecznie dostarczono do Sokołowa.
Bez walki poradzili sobie strażacy z Mordów. 11 listopada miejscową Ochotniczą Straż Pożarną przekształcono w straż obywatelską. Już jako nie strażacy, a strażnicy, dowodzeni przez burmistrza Wacława Waciórskiego zajęli miejscową stację i rozbroili ochraniających ją żołnierzy. Uskrzydleni tym sukcesem następnego dnia udali się do Łosic i do Platerowa, gdzie rozbroili 300 Niemców.
Sporym sukcesem mogli się poszczycić Polacy w Łukowie. Nie dość, że wspólnymi siłami peowiaków, strażaków, uczniów gimnazjum im. Kościuszki i harcerzy bez walki rozbroili niemiecki garnizon, to jeszcze wzięli do niewoli jego dowódcę – i to generała.
Nie wszędzie jednak obyło się bez ofiar. Mimo przegranej wojny Niemcy wciąż stanowili groźną, zdyscyplinowaną siłę i nie zawsze dobrowolnie oddawali broń. Tak było np. w powiecie garwolińskim. 11 listopada podczas rozbrajania Niemców stacjonujących w pałacu w Rykach polegli strażacy Józef Kierzkowski i Antoni Żaczek. Tego samego dnia zginął w Warszawicach miejscowy komendant POW nauczyciel Bronisław Wiśniewski, który wraz z grupą młodzieży próbował rozbroić miejscowych żandarmów. Dzień później podczas rozbrajania posterunku żandarmerii w Parysowie polegli Jan Frelek, Józef Frelek i Józef Szeląg.
Pierwszy dzień wolności był jednocześnie ostatnim dniem życia dla naczelnika OSP w Chyżynach Ignacego Braulińskiego. Poległ on pod Stoczkiem, gdzie doszło do wymiany ognia z Niemcami. Zazwyczaj niemieccy żołnierze składali broń bez walki. Czasami jednak trzeba ich było trochę „zmiękczyć”. 13 listopada niewielki oddziałek POW z Żelechowa zastąpił drogę całej kompanii Niemców udających się do Łukowa. Polski dowódca oświadczył, że za chwilę dołączą do niego dwie kompanie żołnierzy, więc jeśli Niemcy się nie poddadzą, to zostaną rozstrzelani. Groźba poskutkowała i Niemcy złożyli broń.
Na wschód od Siedlec rozbrajanie Niemców przebiegało znacznie trudniej. W okolicach Białej Podlaskiej, Radzynia czy Parczewa doszło do krwawych walk, były liczne ofiary, także wśród ludności cywilnej. O tym, do czego zdolni byli niemieccy żołnierze, przekonują wydarzenia, które rozegrały się w Międzyrzecu Podlaskim 16 listopada 1918 r. Elitarny oddział niemieckich „huzarów śmierci” zabił tam w walce lub wymordował po jej zakończeniu 50 żołnierzy POW oraz cywilnych mieszkańców miasta. 

Grzegorz Welik