Region
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Chcą zbudować kurniki dla miliona kur

Mieszkańcy Żeszczynki protestują przeciwko budowie fermy drobiu w ich miejscowości. Podkreślają, że planowana inwestycja uniemożliwi im normalne życie.

Trudno dziwić się ich obawom. Opis przedsięwzięcia brzmi dość niepokojąco. W ramach kompleksu ma tu powstać m.in. 16 kurników (każdy o powierzchni prawie 3 tys. m²), 16 kotłowni, 32 silosy paszowe, 32 zbiorniki na gaz, dwie studnie wiercone o głębokości ponad 50 m i 17 zbiorników na ścieki. Kurniki mają pomieścić łącznie 1,1 mln kurczaków. Ta liczba dotyczy tylko jednego rzutu, a tych w ciągu roku ma być kilka. Fermę od najbliższych zabudowań ma dzielić niespełna kilometr odległości. Według projektów kompleks zostanie zlokalizowany blisko granicy z Wisznicami, więc faktycznie będzie oddziaływał na dwie gminy.

Grunt pod fermę oferuje mężczyzna, który nie jest mieszkańcem gminy, ale ma na jej obszarze kilka rolniczych działek. Terenami i budową obiektu interesuje się firma Wipasz. To ona jest głównym inwestorem. 3 października jej przedstawiciele oficjalnie złożyli w urzędzie gminy w Sosnówce wniosek o wydanie decyzji środowiskowej. Mieszkańcy malowniczej Sosnówki są przerażeni. Pod koniec października zorganizowali spotkanie, w którym uczestniczyli także wójt gminy i właściciel gruntów, gdzie ma powstać ferma. Założyli również kilkuosobowy komitet protestacyjny mający reprezentować całą społeczność.

 

Realne obawy

– Ta ferma jest potężną inwestycją. 16 kurników to tak naprawdę 16 ogromnych hal produkujących kurczęta. Rocznie wyjdzie z nich ok. 8 mln sztuk drobiu. Działki sąsiadujące w promieniu 1-2 km będą bardzo zagrożone. Zapach, w zależności od warunków atmosferycznych i wiatru, będzie roznosił się na wiele kilometrów. Kolejny problem dotyczy wody. Inwestor chce wykopać studnie o głębokości ponad 50 m. Nasze studnie sięgają 30 m. W takim wypadku, w opinii hydrologów, może zabraknąć nam wody – mówi Zuzanna Janosz z komitetu protestacyjnego.

Kolejne obawy mieszkańców dotyczą skażenia epidemiologicznego. – To nie ekologiczna, ale przemysłowa hodowla, w której mają być wykorzystywane antybiotyki i hormony. Obiekt będzie generował do środowiska wiele trujących związków, takich jak siarkowodór i amoniak. Jeśli pozwolimy na powstanie tej fermy, za jakiś czas dostawią nam kolejne. Jako gmina nie mamy planu zagospodarowania. Prace nad takim dokumentem trwają około roku, a decyzje w sprawie fermy pojawiają się bardzo szybko. Już wiemy o tym, że pozytywną opinię na temat jej powstania wydał marszałek województwa lubelskiego. Ta sprawa nie wygląda dobrze – zaznacza Z. Janosz.

 

To nasza ojcowizna!

Przedstawicielka komitetu podkreśla, że Żeszczynka, ale też i cała gmina Sosnówka słyną z ekologicznych upraw i pięknych, nieskażonych terenów. – Nie mamy fabryk. Ludzie, którzy do nas przyjeżdżają, są zachwyceni tutejszą przyrodą. Niestety ktoś chce to wszystko zniszczyć dla pieniędzy – podsumowuje Z. Janosz.

Z opinią ta zgadza się Krystyna Karpiuk, sołtys wsi Żeszczynka. – Nie chcemy tej fermy. Pragniemy żyć w pachnącej i ekologicznej Żeszczynce. Jeśli ta inwestycja dojdzie do skutku, nie uświadczymy tu ani czystego powietrza, ani gleby. Smród i trucizny z fermy zniszczą całą przyrodę. Spadanie też wartość działek, a przecież to nasza ojcowizna! Kto tu zamieszka, jeśli po sąsiedzku będzie fabryka drobiu? My chcemy normalnie żyć i gospodarzyć, chcemy, by nadal przyjeżdżali do nas goście. Jeszcze nie tak dawno realizowano tu międzynarodowy projekt Erasmus, a także prowadzono Uniwersytet Ludowy. Teraz nie będzie już nic! Mam nadzieję, że uda się nam zjednoczyć i wywrzeć nacisk na decydentów i ostatecznie obronić naszą miejscowość przed fermą – zaznacza pani sołtys.

Sprawą interesuje się coraz więcej mediów i to nie tylko lokalnych. 6 listopada mieszańcy Żeszczynki zorganizowali protest na działkach sąsiadujących z gruntem, gdzie ma powstać ferma. Spotkanie zarejestrowała TVP1. – Ta ferma nie ma nic wspólnego z działaniem rolniczym. Tu katuje się i zwierzęta, i ludzi. Nie da nam też miejsc pracy. Jeśli przyjdą, wszystko porozjeżdżają! Dlatego protestujemy – zaznacza K. Karpiuk.

 

Tłumaczenia winnego

Właściciel gruntów pod fermę nie czuje się winny. – Proszę nie nazywać mnie inwestorem. Ja jestem właścicielem działek. Pod dokumentami złożonymi w gminie widnieje mój podpis, bo grunt jest mój. Dopóki Wipasz nie otrzyma wszystkich uzgodnień, ja podpisuję każdy wniosek. Taka jest umowa miedzy mną a inwestorem. Wiedzą o tym wszystkie urzędy. Gdy Wipasz zdobędzie pozwolenia, sprzedam grunt i wszystkie pozwolenia będą scedowane na firmę. Jeśli nie będzie pozwoleń, wtedy nie dojdzie do transakcji sprzedaży – mówi właściciel działek. Na propozycję, by wycofał się z projektu, oznajmił, że nie może tego uczynić, bo wiąże go umowa notarialna z Wipaszem. Dla inwestora to bardzo komfortowa sytuacja, ponieważ jego firma zostanie potratowana jako gospodarstwo rolne, przez co nie będzie musiał odprowadzać podatków jako przedsiębiorca.

 

Zostaniecie z niczym

Na spotkanie z mieszkańcami zaproszono też Andrzeja Głowackiego z Rossosza, który całkiem niedawno skutecznie walczył w podobnej sprawie w swojej miejscowości. – Przekazanie kurników polega na tym, że właściciel działek przez tzw. cesję udostępni inwestorowi swój majątek, czyli kurniki, ale one w dalszym ciągu będą jego własnością. Firma przez dziesięć lat poprowadzi produkcję. Dłuższa działalność będzie niemożliwa, bo owe budynki przy takim obłożeniu i skażeniu związkami chemicznymi, wytwarzanymi przy produkcji kurczaków, więcej nie wytrzymają. Po dekadzie bilans będzie następujący: wy zostaniecie z ręką w nocniku, bo nic oprócz skażonego terenu i środowiska nie zyskacie, a inwestor wyjdzie z przedsięwzięcia z potężnymi pieniędzmi – tłumaczy A. Głowacki.

 

Za ludźmi

Wójt gminy Marcin Babkiewicz zaznacza, że stoi po stronie mieszkańców. – Otrzymałem wniosek o wydanie decyzji środowiskowej oraz raport o oddziaływaniu fermy na środowisko. Ten ostatni wzbudził we mnie wiele wątpliwości. Dotyczą one m.in. samego obszaru oddziaływania, a także kwestii związanych z zagrożeniem naszych zasobów wodnych. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, więc na pewno będę ubiegać się o opinię eksperta. Chcę, by przeanalizował raport, który otrzymałem, odpowiedział na moje zapytania i wyraził swoje zdanie. O ocenę zawnioskowałem także do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, Wód Polskich i sanepidu. Potwierdzam, że otrzymałem już pozytywną opinię inwestycji od marszałka województwa lubelskiego – mówi włodarz gminy. Tłumaczy, że oceny wyżej wymienionych instytucji nie są dla niego jako wójta wiążące. – Nie jestem zwolennikiem tej inwestycji i moja decyzja będzie negatywna – deklaruje M. Babkiewicz. Dopowiada, że zdaje sobie sprawę, iż inwestor będzie się od niej odwoływał, że sprawa trafi do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, a nawet do sadu. – Teraz muszę znaleźć argumenty, którymi będę bronił swojej decyzji. Zdanie mieszkańców jest tu najważniejsze, a oni kategorycznie są przeciwko budowie fermy – uzupełnia włodarz.

Na początku listopada rada gminy przyjęła uchwałę o przystąpieniu do zmiany studium uwarunkowań i studium zagospodarowania przestrzennego gminy, aby w przyszłości uniemożliwić powstawanie wielkich przemysłowych ferm na jej terenie. Niestety dokument nie będzie dotyczył obecnych planów związanych z powstaniem kurników. O kolejnych krokach w sprawie fermy będziemy informować.

AWAW