Komentarze
Znaj proporcją

Znaj proporcją

Europosłanka Sylwia Spurek znów zabrała głos. A donośny ma. I - przywołując klasyka - „jak coś powie, to już powie”. A nawet wypowie.

Tym razem wypowiedziała wojnę barom mlecznym, które nie do końca przejmując się swoją nazwą, obok mlecznych proponują też inne potrawy - w tym, o zgrozo!, mięsne. I tu jest pies pogrzebany. Bo nie dość, że - według Sylwii Spurek - jedna szklanka mleka dziennie to zwiększone ryzyko zachorowania na raka piersi i na raka prostaty, to jeszcze ta promowana w szkołach rzekomo dla dobra dzieci jest niczym innym jak paskudną indoktrynacją maluczkich. A mleko to nie mocz przecie - przekonuje Spurek. To produkt z gwałtu. Niech więc nikt nie myśli, że je jakaś krowa albo jakaś kobieta tak po prostu daje.

Jeszcze gorzej sprawa ma się z mięsem, które też przecież z gwałtu, czyli podobnie nieetyczne jest, a na dodatek ubitym traktem do nowotworów, cukrzycy, otyłości oraz chorób układu krążenia tudzież serca wiedzie.

Dlatego pani Spurek od lat staje w obronie ludzkości śmiertelnie zagrożonej spożywaniem mięsa i nabiału. Oraz zwierząt pozaludzkich, czyli – według niej – każdego zwierzęcia, które nie jest człowiekiem. Bo że człowiek też jest zwierzęciem, to każdy jak nie od przedszkola, to przynajmniej od podstawówki wie. I – jak by mogła sugerować udostępniona kiedyś w sieci przez panią Spurek grafika krów w obozowych pasiakach – zdecydowanie nieludzkim. Dlatego całkowicie trzeba zakazać promowania mleka, mięsa, nabiału. Oraz hodowli plus reklamowania – tak, jak dla dobra wspólnego zakazuje się palenia papierosów w publicznych miejscach albo spożywania alkoholu. A póki się to nie stanie, to w ramach równowagi chociaż wyższa składka na ubezpieczenie zdrowotne dla tych, co w produktach odzwierzęcych gustują.

Na razie do wypowiedzi Spurek odniósł się uznany przez nią za największego hamulcowego zdrowotnościowych reform lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, który zadeklarował swoją niezłomną postawę w obronie prawa do spożywania rosołu i kotleta.

Największe zaś nadzieje europosłanka w Donaldzie Tusku pokłada. W związku z tym swoją najnowszą książkę – o ludzkich i pozaludzkich ofiarach przemysłu zwierzęcego – zamierza podarować właśnie szefowi PO. Żyje bowiem wiarą, że w najbliższych wyborach opozycja odsunie PiS od władzy, a konsekwencją tego będzie życzliwe odniesienie się do jej postulatów. Być może pan Kosiniak-Kamysz po starej znajomości dostanie jakiś przydział na mięso i nabiał. Ale kto wie, czy szeregowi obywatele nie będą się musieli do własnej zaradności odwołać. I nie tylko wychwalone niegdyś przez zapomnianego już polityka mirabelki i szczaw do łask konsumpcyjnych przywrócić, ale i w robaczywych owocach nauczyć się pogrzebać. Bo może to będzie jedyny sposób na spotkanie z mięsem. Czego tym razem wcale nikomu nie życzę.

Anna Wolańska