Umarła i zmartwychwstała
Kościół w Polsce przez wieki był wsparciem dla wolności narodu i o nią zabiegał, a jego nauczanie przekładało się na życie społeczno- polityczne. A zatem z natury Kościół był podejrzany o bycie w stronnictwie odrodzenia Polski, na które liczono wówczas u boku dynastii Romanowów z Petersburga. Z drugiej strony dynamiczna działalność Kościoła budziła niepokój w sferach władz carskich i elit prawosławnych obawiających się jego siły intelektualnej i duchowej. Przykładem jest ukaz, który wydał jeszcze w 1820 r. Aleksander I, kasując Zakon Jezuitów tak w Imperium, jak w Królestwie Polskim. Obawa osłabienia prawosławia zawsze stanowiła podstawę polityki religijnej Rosji wobec Kościoła katolickiego. Jednocześnie ten car i w tym czasie wydał ukaz znoszący masonerię w swoich państwach. Ona też stanowiła zagrożenie dla jego władzy.
Dlaczego kasata diecezji podlaskiej w 1867 r. wciąż pozostaje tematem nie do końca jasnym?
Było to wydarzenie, które osłabiło Kościół na Podlasiu, przeprowadzane środkami administracyjnymi i siłą mundurowych – bez nadawania rozgłosu, aby nie budzić negatywnych uczuć wobec władzy carskiej. Traktowanie zniesienia diecezji jako tematu tabu było narzucone przez stronę rosyjską. Ks. Kazimierzowi Sosnowskiemu, który administrował diecezją lubelską i przejął w zarząd parafie diecezji podlaskiej, przypadło w udziale w styczniu 1868 r. zakomunikować śmierć biskupa podlaskiego Piotra Pawła Beniamina Szymańskiego jako biskupa „zwiniętej diecezji”. W liście-nekrologu, który skierował do parafii podlaskich, nie było nic, co zdradzałoby okoliczności pobytu biskupa poza diecezją czy jego sytuację z ostatnich miesięcy. Jest w nim tylko zapis o sądzie Bożym, przez który przechodził zmarły pasterz, oraz zachęta do modlitwy za jego duszę. Nie można było mówić o wszystkim, dlatego wraz z upływem czasu temat nabierał różnych akcentów. Swoje robił też język narzucony przez zaborców, który prowadził do dezorientacji i rodził niejasności. W końcu panem nad katolikami, którzy w Imperium Rosyjskim byli traktowani jak obcy, był car i jego ukazy.
Pierwsze lata funkcjonowania diecezji podlaskiej na terytorium Królestwa Polskiego pozwalały przypuszczać, że przychylność cara wobec Kościoła katolickiego może być pozorna?
Powołanie Królestwa Polskiego było wielkim sukcesem cara Aleksandra I, który osiągnął na kongresie wiedeńskim w 1915 r. Inni władcy Europy, w szczególności Austrii i Prus, bronili układu podpisanego w styczniu 1797 r. w Petersburgu, na mocy którego nie wolno było mówić o Polsce i ważyć się na jej przywrócenie. To w Konstytucji Królestwa Polskiego podpisanej przez cara gwarantowano opiekę i ochronę Kościoła, a także traktowano o jego podziale administracyjnym. Za utworzeniem diecezji podlaskiej stoi Aleksander I. Komisja Rządowa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego i pracujący w niej duchowni mieli wątpliwości co do powołania do życia nowej diecezji. Jednak zapis w konstytucji, który mówił, że liczba biskupstw odpowiadać ma liczbie województw, przeważył, stąd w granicach województwa podlaskiego miała powstać diecezja podlaska. Car w tym okresie panowania był dobrze usposobiony do katolicyzmu i otwarty na jego dziedzictwo. Pozwolił na organizowanie Kościoła w Królestwie Polskim w oparciu o Rzym. Powołanie diecezji podlaskiej przez papieża Piusa VII bullą „Ex imposita nobis” z 30 czerwca 1818 r. było też zasługą cara i jego dyplomacji. Nieprzypadkowo został on w niej wymieniony i chwalony. Następca Aleksandra I, jego brat Mikołaj I, wobec fermentu wolnościowego i rewolucyjnego stawał się coraz bardziej nieustępliwy w dążeniach do podporządkowania sobie Polaków, a także Kościoła katolickiego na terytorium Królestwa Polskiego i Imperium.
Zmianę polityki Imperium można położyć tylko na karb dążeń niepodległościowych Polaków?
Kościół w Polsce przez wieki był wsparciem dla wolności narodu i o nią zabiegał, a jego nauczanie przekładało się na życie społeczno-polityczne. A zatem z natury Kościół był podejrzany o bycie w stronnictwie odrodzenia Polski, na które liczono wówczas u boku dynastii Romanowów z Petersburga. Z drugiej strony dynamiczna działalność Kościoła budziła niepokój w sferach władz carskich i elit prawosławnych obawiających się jego siły intelektualnej i duchowej. Przykładem jest ukaz, który wydał jeszcze w 1820 r. Aleksander I, kasując Zakon Jezuitów tak w Imperium, jak w Królestwie Polskim. Obawa osłabienia prawosławia zawsze stanowiła podstawę polityki religijnej Rosji wobec Kościoła katolickiego. Jednocześnie ten car i w tym czasie wydał ukaz znoszący masonerię w swoich państwach. Ona też stanowiła zagrożenie dla jego władzy.
Jaką postawę wobec ograniczania wolności wyznania zajęli księża katoliccy?
Zasadą polityki państwowej Mikołaja I było hasło: „Prawosławie-samodzierżawie-naród”. Religia prawosławna dawała podstawę rządom absolutnym carów, którzy formowali lud rosyjski. Po powstaniu listopadowym dały się we znaki ograniczenia wolności katolicyzmu, który wskutek napływu prawosławnych na tereny Królestwa Polskiego, już bez znacznej autonomii administracyjnej, stawał wobec problemu głoszenia nauki katechizmu czy udzielania sakramentów tym z nich, którzy sobie tego życzyli, np. będąc w niebezpieczeństwie śmierci. Za jakikolwiek gest, który mógł być odczytany jako odciągnięcie od prawosławia, groziły srogie kary, więzienia, aresztanckie roty i zsyłki w głąb Rosji. Mnożono ograniczenia w funkcjonowaniu materialnym i duszpasterskim diecezji i parafii. Duchowni katoliccy musieli znosić wiele upokorzeń, nawiedzając urzędy, aby np. dokonać remontu kościoła.
Najbardziej spektakularną odpowiedzią księży było pisanie do cara tzw. adresów. Był to już okres panowania Aleksandra II. Księża zbierali się w ramach dekanatu i redagowali list, pod którym składali swe podpisy. Ubolewali nad uciemiężonym cywilnie i religijnie narodem. Powoływali się w nim na gwarantowane wcześniej prawa dla terytorium Królestwa Polskiego. Wśród sygnatariuszy był m.in. ks. Stanisław Brzóska, ówcześnie wikariusz w Łukowie.
Co łączyło diecezję podlaską z innymi diecezjami poddanymi kasacie po powstaniu styczniowym?
Kasacie uległy też leżące w granicach Imperium Rosyjskiego diecezja kamieniecka – w 1966 r., a rok później mińska. Procedura była jednakowa: raport o użyteczności kasaty wysłany do Petersburga, przyjęcie go przez gremia władzy w ministerstwie spraw wewnętrznych, którym podlegał Kościół katolicki, wypracowanie ukazu, który podpisywał car. Było to wbrew prawu kanonicznemu i następowało bez konsultacji z zainteresowanymi biskupami, jakby byli pionkami w grze gremiów rządowych na czele z imperatorem Rosji. W trzech skasowanych diecezjach istniały środowiska patriotyczne, które wzięły udział w powstaniu styczniowym. Władze rządowe domagały się potępienia „buntu” z ambon przez odezwę biskupów. Żaden z nich takiej odezwy nie wydał. Biskup podlaski przymuszony do pomocy w znalezieniu i oddaniu pod sąd ks. S. Brzóski, nie zrobił tego. Tropiły go najbardziej wyborowe oddziały carskie. W tym kontekście może się wydawać, że oficjalnie bp Szymański odcinał się od księdza, który „poszedł do lasu”. Ostatnie jego odezwy mogą świadczyć o napiętnowaniu ks. Brzóski, lecz nie o odebraniu mu godności kapłańskiej, czego domagały się władze. Ten argument m.in. znalazł się w raporcie o konieczności kasaty diecezji podlaskiej. Argumentem najważniejszym, choć ukrywanym, było dążenie do rozwiązania kwestii unickiej. Istnienie łacińskiej diecezji podlaskiej było przeszkodą do zrealizowania planu przeprowadzenia wiernych unickiej diecezji chełmskiej na prawosławie. Podobnie było z łacińską diecezją mińską.
Jak dzisiaj oceniana jest decyzja bp. P. Szymańskiego o przekazaniu rządów nad diecezją administratorowi lubelskiemu?
Biskup stawiał opór ukazowi kasacyjnemu z 22 maja 1867 r. i zwlekał z przekazaniem jurysdykcji ks. K. Sosnowskiemu zarządzającemu diecezją lubelską. Obaj oczekiwaliby w tej materii decyzji Stolicy Apostolskiej, a wskutek nacisków ze strony rządu carskiego w Warszawie próbowali przerzucać odpowiedzialność jeden na drugiego. Ostatecznie bp P. Szymański 22 września przekazał jurysdykcję ks. Sosnowskiemu, który później miał mu to za złe. Sprawa ciągnęła się tygodniami, stąd nie sposób odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Kwestia ta została odkryta po lekturze listów ks. Sosnowskiego – opisałem ją szczegółowo w opracowaniu. W lubelskich archiwach kościelnych znajduje się oryginał przekazania jurysdykcji z pieczęcią bp. Szymańskiego.
Czemu podjął się Ksiądz badania tego fragmentu dziejów naszej diecezji?
Jednym z etapów przygotowań do jubileuszu 200-lecia naszej diecezji była zorganizowana w 2017 r. konferencja historyczna kapituły kolegiackiej janowskiej dotycząca pierwszego etapu dziejów diecezji, czyli od jej powołania w 1818 r. do cywilnej kasaty w 1867. Bp Kazimierz Gurda po rozmowie z dziekanem kapituły kolegiackiej janowskiej ks. prał. Romanem Wiszniewskim poprosił mnie, abym przygotował wystąpienie o kasacie diecezji. Wcześniej nie miałem okazji wniknąć głębiej w to zagadnienie. Udało się je ująć w szerokich ramach, bo od 1818 r., gdyż tam już znajdował się klucz do zrozumienia państwowej kasaty.
Mimo trudnych kolei losu i martyrologii ludu podlaskiego wiara przetrwała, a diecezja odrodziła się. Wiedza historyczna wystarczy, by to wyjaśnić?
Historia stara się opisać ten etap dziejów diecezji: od powstania, poprzez kasatę, do wskrzeszenia. To okres 100 lat. Trwałość i wiary, i diecezji, bo ta kanonicznie nie była skasowana, można nazwać fenomenem. Dowodzą tego dokumenty i pamiątki po minionych czasach. Wiara stanęła wówczas przed wielkim wyzwaniem i zrodziła wielu mężów Bożych i świadków Chrystusa, który umarł na krzyżu, ale i zmartwychwstał. Pasterze diecezji i księża byli szczególnie potrzebni żyjącym pod jarzmem niewoli upolitycznionego prawosławia. Wymownym obrazem staje się wyznanie administratora diecezji podlaskiej ks. K. Sosnowskiego w jego bólach zmagań o parafie i wiarę ludu Podlasia: „Możeby prawdziwy pasterz namaszczony pełnością sakramentu kapłaństwa był zdolniejszym i skuteczniejszą potrafiłby sobie zaskarbić łaskę Pana Boga do sprawowania tego urzędu. Ja co dziennie czuję mocniej niedostatek moich sił (…)”. Słowem, gdyby miał pastorał, mógłby stawić czoło berłu. To przesłanie, które pozostaje wciąż aktualne.
Dziękuję za rozmowę.
Monika Lipińska