Z Białej do… Betlejem
Dziewczynki, które na co dzień uczą się tańczyć i śpiewać w Zespole Pieśni i Tańca „Podlasiacy” w Białej Podlaskiej, postanowiły wziąć udział w castingu do spektaklu „Betlejem Polskie”. Pojechały i dostały role w spektaklu. Grudzień i styczeń to dla nich intensywny czas występów w Karolinie pod Warszawą, gdzie ze znanymi tancerzami i śpiewakami stawiają swoje pierwsze kroki na profesjonalnej scenie. „Betlejem Polskie” to zrealizowane z rozmachem przedstawienie, w którym bierze udział 150 wykonawców: aktorów, solistów śpiewaków, artystów baletu, chóru i orkiestry. Rydlowskie Betlejem dzieje się jednocześnie w trzech planach czasowych: polskiej współczesności i historii oraz czasach biblijnych.
Jest wpisane w polski krajobraz i rzeczywistość historyczną, przez co ożywia przeszłość. Jezus rodzi się więc wśród polskiej zimy, a Betlejem leży gdzieś w Polsce. Biblijny Herod nie jest tylko władcą starożytnej Palestyny, lecz ciemiężycielem Polski i rusyfikatorem, a betlejemscy Trzej Królowie to nasi władcy: Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło i Jan III Sobieski. Nawiązując do najwspanialszych kart naszej historii, powstał nie tylko barwny, patriotyczny fresk narodowych losów, lecz przede wszystkim rozśpiewane i roztańczone widowisko z humorem, ognistym tańcem, chórami aniołów, Świętą Rodziną. A pośród tego wszystkiego ośmioletnia Łucja i sześcioletnia Aniela.
Zaangażowani rodzice
Tata dziewczynek pytany o początki pasji, przyznaje, że kiełkowała ona od najmłodszych lat. – Moja żona Natalia to artystyczna dusza, więc pewnie coś po niej odziedziczyły – mówi Kamil Potocki. – Co prawda ona nie tańczyła, ale ma wiele pasji z tej dziedziny, kocha piękno, sztukę i ten artyzm w naszym życiu stale się przeplata. Ja z kolei studiowałem na Akademii Wychowania Fizycznego, gdzie miałem styczność z tańcem, a będąc w wieku córek, co prawda krótko, nawet tańczyłem na tej samej sali i tym samym parkiecie co one teraz. Jednak wygrało pływanie – przyznaje. Nic więc dziwnego, że dziewczynki zaczęły chodzić na zajęcia Zespołu Pieśni i Tańca „Podlasiacy”, który w Białej Podlaskiej działa już 30 lat. I choć minął zaledwie rok od pierwszych zajęć, na swoim koncie mają już występ u boku Mazowsza. Autorzy i reżyserzy spektaklu, podobnie jak osoby prowadzące zajęcia w Podlasiakach, jak zauważa tata dziewczynek, skupiają się na tym, by wydobyć z dzieci to, co najlepsze. – Owszem, przymykają na niektóre rzeczy oko, ale to pozwala im rozwijać talent, pasję, nie ogranicza ich kreatywności – dodaje K. Potocki.
Instruktorka dziewczynek w ZPiT „Podlasiacy” Magdalena Osmulska dodaje, że to w dużej mierze zasługa rodziców, dzięki którym Łucja i Aniela zaszły tak daleko. – Myślę, że wiele dzieci mogłoby wystąpić w tym czy podobnych spektaklach, gdyby miały ze strony opiekunów tak duże wsparcie. Bo rodzice muszą znaleźć na to czas, a nie każdemu się udaje – zauważa.
Da się to pogodzić
Dziewczynki mają zajęcia w PZLPiT „Podlasiacy” dwa razy w tygodniu lub częściej, jeśli grupa ma występy. Biorąc pod uwagę konieczność dowożenia do Białej, to spore wyzwanie logistyczne. Rodzice już na samym początku obowiązku szkolnego wspólnie podjęli decyzję o przejściu na edukację domową, która dała córkom m.in. możliwość uczestniczenia w intensywnych przygotowaniach do spektaklu „Betlejem Polskie”, ale też innych zajęciach i rozwijaniu dziecięcych zainteresowań. – Dzięki temu jesteśmy w stanie wszystko pogodzić, aczkolwiek łatwo nie jest, bo my również pracujemy – tłumaczy K. Potocki, dodając, że dużym wsparciem są dziadkowie, którzy mieszkają w Warszawie. – Codzienne dojazdy na spektakle Mazowsza byłyby wyzwaniem, zresztą nawet bez tego widać zmęczenie dziewczynek, stąd konieczne są dni przerwy – zaznacza.
To, że Łucja i Aniela grają w spektaklu Mazowsza, również jest zasługą rodziców, a inicjatywa wyszła od mamy. – Informację o castingu zauważyła żona i standardowo zapytała: „To co, chcecie jechać?” – opowiada K. Potocki. – Pojechaliśmy bez większych oczekiwań, bardziej żeby zobaczyć siedzibę Mazowsza, jak odbywają się castingi itp. Ale niechcący przerodziło się to w stałą współpracę, bo na próby jeździmy od listopada, zaś druga połowa grudnia i styczeń to już występy – dodaje K. Potocki, przyznając, że spektakl grany na żywo, z pełną salą to dla dziewczynek duże przeżycie. Przed występem, co najmniej godzinę wcześniej, odbywa się zakładanie strojów, czesanie, mocowanie mikroportów itp. – Po drodze wychodzi milion rzeczy – śmieje się K. Potocki.
Fajne to jest
W grudniu dziewczynki zagrają sześć, zaś w styczniu trzy razy. Łucja i Aniela na wstępie spektaklu, który trwa dwie godziny – w asyście etatowych członków PZPiT Mazowsze – witają gości. Potem śpiewają piosenki, kolędy, a na koniec jadą saniami. – W przedstawieniu ich zadaniem jest pokazanie ludowości, rodzinności – zauważa tata dziewczynek, przyznając, że te pojedyncze występy tworzą spójną całość, którą widać dopiero, kiedy obejrzy się całe przedstawienie.
Dziewczynki nie kryją radości i entuzjazmu z tej niecodziennej przygody. – Gdy występuję, czuję się, jakbym była na scenie sama – opisuje swoje emocje Łucja. – Bardzo lubimy grać i jak ludzie na nas patrzą – wtóruje jej Aniela. – Fajne to jest, a jak na koniec są brawa, to się kłaniamy i uśmiechamy – dodają, wymieniając, które stroje ze spektaklu lubią najbardziej: – Te drugie, bo podczas spektaklu się przebieramy, są nasze ulubione, bo mają ładne różyczki.
Po Nowym Roku koleżanki i koledzy z bialskiego zespołu pojadą obejrzeć występ Łucji i Anieli. – Jesteśmy bardzo dumni z ich sukcesu i tego, że się rozwijają oraz mogą poczuć smak większej sceny oraz występu z profesjonalnym zespołem – podkreśla M. Osmulska. A dziewczynki z entuzjazmem czekają na kolejne występy i snują plany na przyszłość. Aniela przyznaje, że jak będzie dorosła, chciałaby nadal tańczyć. A Łucja rezolutnie odpowiada: – Chciałabym nadal być dzieckiem i to robić.
JAG