Region
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Bez wiedzy i zgody ludzi

Na terenie gminy mają powstać trzy przemysłowe fermy drobiu składające się łącznie z 34 olbrzymich kurników. Na każdą z nich wójt wydał już decyzję środowiskową. Mieszkańcy dowiedzieli się o tym po fakcie.

Fermy będą zlokalizowane w miejscowościach Kąty, Kopytów i Zahacie. Oficjalnie pod wnioskiem w sprawie budowy w Kątach podpisał się Wipasz, natomiast pod dokumentacją dotyczącą obiektów w pozostałych wsiach widnieją nazwiska prywatnych ludzi. Mieszkańcy nie mają jednak złudzeń. Wiedzą, że za wszystkimi trzema inwestycjami stoi drobiarski potentat. O jego planach dowiedzieli się z lokalnej prasy i z internetu, a nie od władz gminy. Z tego powodu mają żal do włodarzy. Pomimo trudnej sytuacji szybko zawiązali społeczny komitet protestacyjny i napisali petycję do wójta i rady gminy. W ciągu trzech dni zebrali pod nią pół tysiąca podpisów i gromadzą je nadal. Dokument przedłożyli podczas grudniowych obrad rady gminy.

– Zarzut, że postępowanie było prowadzone w tajemnicy jest bezpodstawne. Zarówno na etapie wszczęcia postępowania, jak i jego przebiegu nie wpłynęły żadne wnioski ani protesty – zapewniał początku sesji Jerzy Troć, wójt gminy Kodeń. – Po upływie miesięcznego okresu na wnoszenie uwag wydałem decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach na realizację przedsięwzięcia. Inwestor, mając prawomocne orzeczenie, złożył wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy – dodał.

 

Smród i trucizny

Włodarz tłumaczył się, że jest tylko jednym i kolejnym z uczestników postępowania po Wodach Polskich, sanepidzie, Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i marszałku województwa lubelskiego. – Ostateczną decyzję pozwalającą na rozpoczęcie budowy wydaje starosta – powtarzał wójt.

Jako pierwszy swoimi obawami podzielił się obecny na sesji przewodniczący rady powiatu bialskiego Mariusz Kiczyński. – Jestem zszokowany wiadomością o kurnikach w Kodniu. Dzwonią do mnie osoby, które mówią, że czują się zagrożone, boją się fetoru i chorób, których źródłem będą te fermy – powiedział. – Przemysłowe kurniki w ciągu roku emitują do powietrza tony siarkowodoru, amoniaku i innych trujących związków, powodując u ludzi choroby wątroby, płuc i nerek. Jeśli te fermy powstaną, po naszych kodeńskich drogach dzień i noc będą jeździły ciężarówki z paszą i kurczakami. Te trasy nie są na to przygotowane. Poza tym pojawi się zagrożenie w ruchu. Wreszcie wybudowane przy fermach ogromne studnie będą wpływały niekorzystnie na nasze ujęcia wody, a przecież brakuje jej już dziś. Działki stracą na wartości. Kto z młodych tu zostanie? Teraz powstanie kilkadziesiąt kurników, a za jakiś czas następne. Okazuje się, że o tej wielkiej inwestycji nie wiedzieli nawet sami radni i sołtysi. Na sesjach dyskutujemy o ilości ławek w parku i kolorze śmietnika, a tu taka cisza? Przecież mamy prawo wiedzieć o tego typu przedsięwzięciach – punktował M. Kiczyński.

 

Nie było potrzeby?

Postępowanie trwało miesiącami. Wójt wydawał decyzje w sprawie ferm sukcesywnie. Podczas sesji nie miał sobie nic do zarzucenia, a argumenty przewodniczącego rady powiatu nazwał manipulacją.

– Odwiedziłem fermę Wipaszu w Kwasówce w gminie Drelów. Tam nic nie śmierdzi. Przy wentylatorach są filtry. Wszystko jest szczelne niczym termos. Nie ma smrodu, którym straszycie! Wody też nam nie zabraknie wody. Wierzę w opnie instytucji, które otrzymałem. Informacje o inwestycjach zamieszczaliśmy na stronie Biuletynu Informacji Publicznej, na tablicy w urzędzie gminy i w sołectwach, których sprawa dotyczy. Ja chcę gminę rozwijać, a nie zwijać – twierdził wójt.

Przewodnicząca rady gminy Barbara Radecka oznajmiła, że o wszystkim dowiedziała się z facebooka. – Kiedy zapytałam, dlaczego mieszkańcy nie mają o niczym pojęcia, usłyszałam: „bo nie ma potrzeby konsultacji”. Dlaczego my – jako rada, ale i społeczeństwo – zostaliśmy pominięci w tak ważnej sprawie? – pytała B. Radecka.

Na obrady przybyli też przedstawiciele kodeńskiej branży hotelowo-gastronomicznej. – Obawiamy się realnego spadku zainteresowania naszymi terenami i chęcią organizowania tu imprez okolicznościowych. Czy pan nam zagwarantuje, że nie stracimy klientów, a nasze zdrowie i życie nie będzie zagrożone? – pytała Anna Dejneka. Na co wójt stwierdził, że jedno drugiemu, czyli kurniki i agroturysta, nie przeszkadza. Na kolejne pytania o brak konsultacji odpowiedział: „nie było potrzeby i czasu, mamy inne ważniejsze rzeczy”.

 

Konkretna propozycja

W sesji wziął udział Michał Ślusarski z firmy Wipasz. Przekonywał zebranych, że przedsiębiorstwo, w którym pracuje, jest polskie i uczciwie płaci podatki, m.in. od budynków, ale z wyłączeniem hal. – Kodeń wyludnia się, a my przychodzimy z konkretną propozycją, z miejscami pracy i innowacyjnymi technologiami. Sami wybudujemy sobie drogi do ferm. Zapraszam do odwiedzenia naszych obiektów w Międzyrzecu, w Kwasówce i Leszczance, byście mogli obalić mity, które tu słyszycie – argumentował M. Ślusarski.

 

Po to są konsultacje

– Wójt nie mógł być organizatorem konsultacji. Jeśli ktoś coś przespał, to wy! Ja jestem organem opiniującym. Nie interesowaliście się jako sołectwa i mieszkańcy, więc teraz nie przerzucajcie tej odpowiedzialności na mnie – oznajmił w dalszej części sesji włodarz.

Tomasz Niedźwiedziuk z komitetu protestacyjnego pytał, ile osób zyska pracę w fermach, a ile ludzi z branży hotelarskiej i bankietowej ją straci, ile sklepów upadnie. – Po to są konsultacje! Ile podatku zapłaci nam Wipasz, a ile płacą nasze przedsiębiorstwa? To trzeba przeliczyć – stwierdził.

– Może i popełniliśmy błędy, ale nie robiliśmy tego celowo i przeciw mieszkańcom. Poza tym fermy nie byłyby tu budowane, gdyby ktoś nie zaoferował gruntów. To nie ja do nich poszedłem, ale Wipasz – zaczął bronić się wójt.

15 grudnia komitet protestacyjny zorganizował spotkanie dla mieszkańców. Sala była wypełniona po brzegi. Po raz kolejny oznajmiono, że komitet złożył skargę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego na decyzje środowiskowe wydane przez wójta.

 

Dobre intencje?

– Mam wrażenie, jakby odbywał się nade mną sąd kapturowy. Zawsze byłem i będę z mieszkańcami i nic przeciwko wam nie zrobiłem. Jako J. Troć mogę mieć swoje zdanie, ale jako wójt jestem urzędnikiem i obowiązują mnie przepisy – tłumaczył włodarz, powtarzając po raz kolejny, że chce rozwijać gminę.

Komitet pisemnie zwrócił się do wójta o informacje na temat inwestycji, bo do tej pory nikt nie znał szczegółów. Na spotkaniu z mieszkańcami z ust j. Trocia wyraźnie padło, że: „w Kopytowie ma być 14 kurników, w Kątach 16, a na Zahaciu cztery”.

Swoje zdanie wyraził również pszczelarz Tomasz Jakimiuk. – Mam 108 rodzin pszczelich. Moje miody są badane. Kontrole nie wykazały w nich żadnych zanieczyszczeń, co więcej – miody zawierają spadź, a to oznacza, że nasze środowisko jest bardzo czyste. W Kopytowie mamy jedyne wrzosowisko, z którego można pozyskać miód wrzosowy. Rośnie tam kilka hektarów tej rośliny. W dodatku jest ona chroniona. Czy chcecie to zniszczyć? – mówił wzburzony.

Członkowie komitetu wielokrotnie pytali wójta, czy stoi po stronie ludzi i jest gotowy wycofać się z decyzji. – Jestem za rozwojem tej gminy. Jeśli twierdzicie, że ferm ma nie być, to niech tak będzie. Uszanuję wolę społeczeństwa. Wszystko jest w waszych rękach. Jeśli się uda, to wstrzymamy to przedsięwzięcie. Ja zrobiłem to, co do urzędu należało. Może popełniłem błąd, że nie przeprowadzono konsultacji. Przepraszam. Miałem dobre intencje. Liczyłem na miejsca pracy. Jeśli SKO uzna, że popełniłem błąd, to wycofamy te pozwolenia – zadeklarował na koniec spotkania.

O kolejnych etapach będziemy informować.

Agnieszka Wawryniuk