
Powołanie i pasja
W Zalesiu nieopodal Ryk swoją pracownię konserwatorską i plastyczną stworzył krakowski artysta. Grzegorz Bajorek, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, do Zalesia trafił nieprzypadkowo. Z miejscowości pochodzi jego żona. - Chcieliśmy uciec od zgiełku miasta. Tu mamy kontakt z przyrodą, bo za oknem zdarza się widzieć lisy, zające, sarny, a nawet łosie. Poza tym wspaniale jest móc zrobić sobie przerwę, pijąc herbatę na tarasie z widokiem na ponad 60-letnie jabłonie - podkreśla artysta, który wraz z żoną założył pracownię konserwatorską i plastyczną. Od niedawna pełni też funkcję dyrektora Gminnego Ośrodka Kultury w Ułężu.
Sztuka to nie tylko jego wykształcenie, ale powołanie i pasja. – Od dziecka miałem dryg do manualnych rzeczy, zresztą uwielbiałem zajęcia artystyczne. Czekając aż rodzice przyjdą z pracy, oglądałem programy telewizyjne o rysowaniu – opowiada G. Bajorek, dodając, iż niemały wpływ na rozwój jego zainteresowań miał starszy brat. – Pewnego razu wykonał do szkoły rysunek ołówkiem i byłem pod wrażeniem, jakie efekty można osiągnąć, kontrolując nacisk grafitu. W ciągu kilku dni wyposażyłem się wiec w ołówek i rysowałem razem z prowadzącym program w telewizji. Cieniowałem figury geometryczne, później owoce, aż zacząłem rysować proste kompozycje z wyobraźni – wspomina.
Pierwszy obraz wyszedł spod jego ręki, gdy miał kilkanaście lat. – Brat miał wypożyczony album Isaaka Lewitana i zasugerował, że mógłbym sobie pomalować jego nowymi temperami na zagruntowanym kartonie. Dawał mi wskazówki, ale nie interesowały mnie. Postanowiłem sam sprawdzać możliwości pędzla, mieszania farb i tak powstał obraz. Malując go, wokół mnie wytworzyła się specyficzna atmosfera, którą rozumiałem tylko ja. I tak jest do tej pory – przyznaje artysta.
Studencki warsztat
G. Bajorek nie wyobrażał sobie, że mógłby studiować gdzie indziej niż na ASP. Wybrał wydział konserwacji i restauracji dzieł sztuki. Do dziś ma prace stworzone w tamtym okresie. Z niektórymi wiążą się ciekawe historie. Przykładem są szkice. – O ile dobrze pamiętam, powstały na zajęciach z historii konserwacji. Tak się złożyło, że jako pierwszy wykonałem referat, więc resztę zajęć poświęcałem na szkicowanie zarówno moich kolegów, jak i profesora. Starałem się wyrazić ich ekspresje – opowiada.
Z okresu studenckiego zachował też martwe natury. – Wybrałem te, za które otrzymałem najwięcej punków. Mają dla mnie znaczenie, bo można na nich zaobserwować, jak zmieniało się moje malarstwo – przyznaje krakowski twórca.
Artystyczne studia nie mogły upłynąć bez zajęć plenerowych. Do dziś Grzegorz Bajorek posiada kilka pejzaży z tego okresu i mnóstwo wspomnień. – Krakowska akademia miała starą chałupę w Zakopanem. Nigdy wcześniej nie wyjeżdżałem tylko po to, by przez dwa tygodnie malować. Wtedy dałem się namówić. To było rewelacyjnie doświadczenie. I chociaż tylko trzy z 14d ni były słoneczne, czułem, że znalazłem się we właściwym miejscu, czyli w górach z farbami olejnymi, podobraziem i słoikiem terpentyny – opowiada.
Włoska sztuka jak biżuteria
W okresie akademickim zainteresował się malarstwem włoskim, co do dziś ma przełożenie na jego twórczość. Wszystko zaczęło się od wyjazdu na Półwysep Apeniński. – Po raz pierwszy pojechałem do Włoch na początku drugiego roku studiów na ASP. Był to wyjazd z naszego koła naukowego – tłumaczy artysta.
Muzea i opowieści m.in. o życiorysach świętych zachwyciły G. Bajorka. Właśnie tam zrozumiał, że sztuka włoska jest elementarną częścią kultury tego kraju i że tam narodziły się najlepsze warunki dla jej rozwoju. – Włoska sztuka, choć pełniła różne funkcje, była czymś niezwykłym. Sam fakt synergii z światoobrazem katolickim świadczy, że zawiera w sobie ona pierwiastek boski. Traktuję więc Włochy jako kolebkę sztuki. Ze względu na jej piękno i świetlistość barw porównałbym ją do biżuterii – zauważa G. Bajorek.
Dać fragment kultury
Swój zachwyt Włochami G. Bajorek wyraził, tworząc pomniejszoną kopię krucyfiksu z Perugii (oryginał pochodzi z przełomu XIII/XIV w). – Wybrałem go dlatego, że bardzo mi się podobał i zainspirowały mnie do tego studiowane materiały – przyznaje. Krzyż – choć sporo mniejszy od autentyku, bo tamten posiada wysokość 4,2 m – został wykonany według średniowiecznych wytycznych. – Zastosowałem szlachetne pigmenty wymieszane w odpowiednich proporcjach z kurzym jajem. W ten sposób udało mi się osiągnąć specyficzny efekt, jaki prezentuje sztuka włoska – opowiada G. Bajorek, dodając, iż chodzi o jasność barw i kolorystykę zgodną z XIII-wiecznym oryginałem.
Artysta nie bez przyczyny zdecydował się na wykonanie miniatury, a nie kopii w rozmiarze 1:1. – Tylko miniatura krucyfiksu jest wariantem pozwalającym umieścić go w domu. Poza tym staram się zaproponować swoim odbiorcom coś nadzwyczajnego, czego nie znajdą nigdzie indziej. Dać ludziom fragment kultury włoskiej w tak skomplikowanym wydaniu, że nikt nie odważy się powielić mojej idei – to moje marzenia – podkreśla, wyznając, iż przygotowuje kopie dwóch innych krucyfiksów.
Odkrywanie mistrza Stwosza
Twórczość G. Bajorka to nie tylko malarstwo. Krakowski artysta ma też spore doświadczenie w konserwacji. Jako pracownik firmy podwykonawczej przez pięć lat pracował przy ołtarzu Wita Stwosza w kościele Mariackim. – Byłem odpowiedzialny za oczyszczanie szafy ołtarzowej z nawarstwień warstw malarskich, aby wydobyć ich pierwotny kolor. Pracowałem przy ustabilizowaniu większości płaskorzeźb ołtarza oraz konserwacji estetycznej rzeźb i płaskorzeźb – tłumaczy. W efekcie przez jego ręce przeszło wiele elementów ołtarza. – Dzięki czemu odkrywałem mistrza Stwosza – zaznacza. W trakcie konserwacji okazało się, że złocenia ołtarza zostały wykonane kilka lat wcześniej niż podają to podręczniki.
Prace przy renowacji ołtarza G. Bajorek zapamięta na całe życie, szczególnie konserwację figury Madonny osuwającej się w ramiona apostoła. – Możliwość położenia dłoni na dłoni Maryi była niesamowitym przeżyciem. Od dzieciństwa miałem styczność z Madonną z tego ołtarza, podziwiałem Jej wizerunek. Dla mnie jako konserwatora, doceniającego kunszt arcydzieła, praca ta była niczym celebracja sacrum – przyznaje artysta.
W nowoczesnym wydaniu
Dziś pan Grzegorz wspólnie z żoną mieszka i tworzy w Zalesiu-Kolonii, gdzie prowadzą własną pracownię. – Moja żona zajmuje się konserwacją elementów zabytkowych urządzeń. Często są to drewniane, manierystyczne świeczniki – opowiada. W tym celu jedno z pomieszczeń zostało zaaranżowane na stolarnię, a inne służy oczyszczenie konserwowanych urządzeń przy użyciu ciężkiej chemii.
G. Bajorek zajmuje się głównie malarstwem. Tworzy też ikony. – W Rosji ikony się pisze, łącząc to zajęcie z modlitwą. U mnie jest inaczej, czasem nawet słucham przy pracy muzyki, więc ja ikony maluję. Ale stosuję techniki charakterystyczne dla Wschodu, czyli kurze jajo i pigmenty – przyznaje artysta.
Malowanych świętych cechuje bizantyjski styl, ale w nowoczesnym wydaniu. – To zależy od życzenia klienta – oznajmia.
Tomasz Kępka