Skazana na tułaczkę
Wizerunek trafił tu jesienią 1631 r. i zawisł w kaplicy zamkowej (w obecnym kościele pw. Ducha Świętego). Potem przeniesiono go do drewnianego parafialnego kościoła, a później do obecnej murowanej bazyliki. Opracowania historyczne przekazują, że w czasie potopu szwedzkiego nieprzyjacielskie wojska dotarły także do Kodnia. Ks. Franciszek Kowalski w książce „Kodeń Marji: Cudowny Obraz Matki Bożej Kodeńskiej” wydanej w 1927 r. zaznacza: „Cudowny obraz Matki Boskiej pozostał w swoim ołtarzu. Wszyscy byli dziwnie pewni, że żadna świętokradzka ręka nie poważy się tknąć świętego obrazu”. Autor publikacji wylicza, że najeźdźcy zerwali dach z kościoła, obrabowali skarbiec, porąbali szablami obrazy, ale wizerunku Pani Kodeńskiej ani kosztowności, które przy nim wisiały, nie tknęli.
W 1680 r. Kodeń nawiedził wielki pożar. Ogień dotarł także do miejscowej, wtedy jeszcze drewnianej świątyni. Wyniesiono z niej tylko Najświętszy Sakrament i kilka przedmiotów. Ks. F. Kowalski pisze, że w ogólnej panice o obrazie Matki… zapomniano. Kiedy jednak mieszkańcy oprzytomnieli, zaczęli modlić się o uratowanie wizerunku. Nie prosili o ocalenie domów czy majątku. Gdy ogień przygasł, ze strachem podchodzili pod kościół, który nie miał dachu. Bali się tego, co zobaczą w osmolonych ścianach. Kiedy weszli do środka, ujrzeli nienaruszony obraz swojej Królowej. Autor książki podkreśla, że nie był on nawet okopcony, choć wszędzie pełno było sadzy i popiołów.
„Kodeński lud wierny, zapominając o swoim nieszczęściu, i tysiące ludu z okolicy cisnęły się do świątyni, jak na wielki odpust, do świątyni pustej, przepalonej i straszliwie okopconej, i klęcząc w popiele i na gruzach, całym sercem śpiewały swoją pieśń o Matce Boskiej: «Z rzymskich gór tu sprowadzona, Maryjo bądź pozdrowiona»” – pisał ks. F. Kowalski. ...
Agnieszka Wawryniuk