Aktualności
Pozwolili prowadzić się Panu

Pozwolili prowadzić się Panu

17 czerwca czterech diakonów diecezji siedleckiej przyjęło święcenia prezbiteratu, rozpoczynając swoją posługę kapłańską.

Otoczmy ich swoją modlitwą.

 

Arkadiusz Chromiec

Parafia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Kornicy

„Wszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego”

Mk 3, 13

Scena przedstawiona w trzecim rozdziale Ewangelii według św. Marka jest zwięzła, ale zarazem głęboka – dlatego mnie zachwyca. Jezus wstępuje na górę, przywołuje do siebie tych, których sobie upodobał, a oni przychodzą do Niego tak po prostu. Dlaczego wybrał właśnie ich? Dlaczego zdecydowali się przyjść? Są to pytania, na które można długo szukać odpowiedzi, a i tak nie znajdzie się konkretnego wytłumaczenia. Są to pytania, które doskonale obrazują powołanie do kapłaństwa, dlatego można powtórzyć za św. Janem Pawłem II, że jest ono „darem i tajemnicą”.

Od pewnego momentu mojego życia wiedziałem, że Pan Bóg mnie woła. Zastanawiając się nad decyzją o wstąpieniu do seminarium, szukałem jakiegoś znaku czy potwierdzenia, co mam zrobić. Natknąłem się na ten werset i bardzo mocno do mnie przemówił. Zdałem sobie sprawę, że Jezus, który najlepiej wie, kogo chce wybrać, przywołuje do siebie nie głośnym nawoływaniem, nie reklamą, nie ofertą pracy, żadnym ziemskim dobrem, ale każdego w inny, subtelny i indywidualny sposób. Nie ma tutaj nic do powiedzenia ludzka logika, ale tylko i wyłącznie Boża mądrość. Można prosić o bogactwo, długie życie, ale Bogu podoba się ten, który prosi o mądrość. To właśnie o nią prosiłem: bym poznał wolę Pana i zamysł względem mnie. Jej zaufałem i – tak jak uczniowie – po prostu przyszedłem do Niego.

Teraz jestem księdzem posłanym do ludzi, by pomóc im dojść do prawdy. Sam z siebie jednak nic bym nie mógł uczynić, gdyby nie Duch Święty, który oświeca i umacnia. Jestem tylko przedłużeniem Jego rąk, sługą – podobnie jak Maryja, przez którą Bóg zamieszkał wśród ludzi.

Jan Kociubiński

Parafia Trójcy Świętej w Janowie Podlaskim

„Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29)

Papież Benedykt XVI w jednej z książek napisał, że zadanie kapłana jest paradoksalnie bardzo proste: ma on być głosem dla Słowa. Świadomość, że papież mówi o kapłaństwie w kontekście św. Jana Chrzciciela, przyniosło radość i otworzyło perspektywę głębszego poznawania mojego patrona, który został posłany, aby przygotować drogę Jezusowi Chrystusowi.

Początki relacji z Jezusem wiążę z parafią rodzinną i najbliższymi, którzy od najmłodszych lat formowali mnie przede wszystkim na dobrego człowieka. Pamiętam emocje, jakie towarzyszyły mi, gdy po raz pierwszy uczestniczyłem w Mszy św. jako ministrant, później jako lektor i ceremoniarz. Noszę w sobie świadectwo księdza proboszcza i wikariuszy, którzy z kościoła i wspólnie spędzonego czasu czynili drugi dom. Wyjazdy, spotkania, piłka nożna, kino, formacja – wszystko to miało wpływ na rozwój powołania w niczego nieświadomym młodym człowieku, za co jestem bardzo wdzięczny.

Jako zawołanie na kapłaństwo wybrałem słowa: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”. Pochodzą one z początku Ewangelii według św. Jana, a wyrażają sens i stanowią kulminację misji Jana Chrzciciela. Mówią o Chrystusie jako niewinnym baranku umierającym na ołtarzach całego świata za mnie i za ciebie. Prorok Izajasz woła: „Wszyscy pobłądziliśmy jak owce (…), a Bóg zwalił na Niego winy nas wszystkich. Dręczono Go, lecz sam dał się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony”. Zawołanie to będzie ze mną podczas każdej Eucharystii, w momencie ukazania połamanej hostii pośród wezwanych na ucztę Baranka. Będzie w „Credo”, w śpiewie: „Baranku Boży…”, w zakończeniu litanii, w rozważaniu słowa Bożego, w posłudze jednania Boga z człowiekiem.

Ufam, że osoba Jana Chrzciciela będzie „prostować mnie” na drodze życia tak, abym nie przerastał Chrystusa i Jego Kościoła, ale się umniejszał, był głosem dla Słowa, nie krzykiem. Żył tak, by nikogo nie skrzywdzić.

Istotą powołania niczym niezasłużonego jest miłość Trójcy. Niech nikomu z powołanych nie zabraknie odwagi, aby przyjąć sens Bożego wezwania i zgodzić się na miłość ofiarną. Kościół to wspólnota – dom pięknych ludzi, której doświadczyłem w parafii i seminarium. Chcę, aby nieustannie wzrastała w Duchu i przyjaźni.

Świadom osobistej słabości i grzechu, proszę o modlitwę.

Aleksander Lis

Parafia Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Radzyniu Podlaskim

„Spojrzał na niego z miłosierdziem i wybrał go”

św. Beda Czcigodny

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że zostanę księdzem, nigdy bym mu nie uwierzył. Uśmiechnąłbym się. Jednak życie pisze zaskakujące scenariusze, a jego najlepszym reżyserem jest sam Pan Bóg. Aktor, zanim się zdecyduje, czy zagrać w danym filmie, czyta scenariusz i rozmawia z reżyserem. Jeśli opisana historia podoba mu się i dotyka jego wnętrza, mówi „tak”. Po wielu dniach ciężkiej pracy na planie przychodzi moment końcowego sukcesu, a wraz z nim radość i satysfakcja.

Podobnie było ze mną. Gdy postanowiłem, że każdy dzień będę rozpoczynał od modlitwy i czytania słowa Bożego, moje życie zaczęło powoli się przemieniać. Wtedy zaczęło do mnie docierać, że reżyser – Bóg czuwa nade mną i nie zostawia mnie na pastwę ślepego losu. Pewnego dnia wybrałem się do kościoła, a po przekroczeniu jego progu zobaczyłem ukrzyżowanego Jezusa. Szybko uciekłem wzrokiem, czułem się niegodny, by spojrzeć Mu prosto w oczy – blokował mnie grzech. Przez następne tygodnie, gdy przychodziłem na Mszę, działo się coś podobnego. Czułem na sobie wzrok Pana. Pewnego dnia odważyłem się spojrzeć w Jego stronę i zobaczyłem oczy pełne przebaczenia. Zrozumiałem, czym jest miłosierdzie. Po czasie dotarło do mnie, że Jezus spojrzał w podobny sposób na św. Mateusza, wówczas człowieka grzesznego. Dopiero Jego wzrok i zaproszenie do pójścia za Nim sprawiły, że Mateusz zostawił wszystko, a jego świat całkowicie się zmienił.

Od tamtej pory moje życie również uległo zmianie. Do decyzji o wstąpieniu do seminarium dojrzewałem kilka lat. Chodzenie za Jezusem rodziło coraz większe pragnienie zaryzykowania i zostawienia wszystkiego dla Niego. Nie żałuję swojej decyzji. Wiem, że nie jest to tylko moja decyzja. Najlepszy reżyser świata, czyli Bóg Ojciec, zaprasza mnie codziennie na plan filmowy, którym jest życie.

Marcin Sulej

Parafia św. Brata Alberta w Łukowie

„Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20)

Jako słowa, które będą mi towarzyszyć w posłudze kapłańskiej, wybrałem fragment: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”. Ilekroć czytam to zapewnienie Jezusa o Jego obecności wśród uczniów, ogarnia mnie swego rodzaju wzruszenie. Wyobrażam sobie apostołów, którzy wiedzą, że Najlepszy Pan i Zbawiciel już niedługo wróci do Ojca. Przeżyli z Nim chwile, które odmieniły na zawsze ich życie. Ja także odczytuję te słowa osobiście, ponieważ dodają mi otuchy i pocieszenia. Przypominają mi wszelkie duchowe przeżycia, począwszy od pierwszego zafascynowania wiarą w okresie poprzedzającym moją Pierwszą Komunię św., aż po Boży pokój i radość, które towarzyszą mi w bezpośrednim przygotowaniu do święceń prezbiteratu. To Chrystus jest Najwyższym Kapłanem i On udzielił mi łaski powołania do kapłaństwa, na którą w żaden sposób nie zasłużyłem i która zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą Jego Miłości. Jednak mam też świadomość, że usłyszałem i odpowiedziałem na to powołanie dzięki wierze wielu ludzi. Zapewne nawet nie wiem, jak dużo zawdzięczam moim rodzicom i całej rodzinie, księżom, których spotkałem na mojej drodze, wspólnocie parafialnej, Ruchowi Światło-Życie, z którym jestem związany od lat dziecięcych, i innym ludziom i środowiskom.

Dzisiaj uwielbiam Boga i dziękuję Mu za każdą osobę, która przyczyniła się do tego, że „delikatny szczep powołania kapłańskiego” nie został we mnie zagłuszony przez chwasty. Na progu kapłaństwa czuję jednocześnie ekscytację i lęk związane z tym, co nieznane. Jednak Duch Święty udziela mi także pokoju, bo głęboko wierzę, że jest ze mną Jezus – i to zawsze, aż do skończenia świata.