Stawiam wszystko na jedną kartę
Podczas niedawnych mistrzostw świata w podnoszeniu ciężarów rozegranych w stolicy Arabii Saudyjskiej Rijadzie zajęła Pani szóste miejsce w kategorii wagowej 81 kg z wynikiem w dwuboju 213 kg, bijąc po drodze rekord Polski w rwaniu rezultatem 107 kg. Tym samym okazała się Pani najlepszą zawodniczką z Europy w tej kategorii wagowej, osiągając też najlepszy wynik z reprezentantek Polski na tych zawodach i od sześciu lat w mistrzostwach świata. Gratuluję udanego startu. Jak wyglądała rywalizacja?
Duże wrażenie robiła cała otoczka zawodów oraz organizacja mistrzostw. Niestety nie udało mi się zaliczyć drugiego podejścia w rwaniu o ciężarze 106 kg.
Ale jest za to nowy rekord naszego kraju – 107 kg, który osiągnęłam w trzeciej próbie. W podrzucie, niestety, nie było tak, jak bym tego oczekiwała.To nie był mój dzień. Zakończyłam rywalizację w swojej grupie B na pierwszym miejscu. Potem czekałam na rozstrzygnięcia w grupie A. Ostatecznie zakończyłam mistrzostwa świata na szóstym miejscu, z czego ogromnie się cieszę.
To było trochę niepokojące, kiedy Pani zakończyła start, a rywalki walczyły jeszcze na pomoście.
Patrzyłam z niepokojem, ale też z ciekawością, jak to wszystko się potoczy i które da mi to miejsce.
Osiągnęła Pani dobry wynik w Rijadzie, ale mam wrażenie, że mógł to być nawet lepszy rezultat.
Uważam, że bardzo dobrze przepracowałam okres przygotowawczy przed zawodami i ten wynik powinien być lepszy. Wraz z moją trenerką Paulina Szyszką liczyłyśmy na więcej, ale, niestety, taki jest sport. Mój start przyniósł 237 kg w dwuboju, co jest wyrównaniem mojego rekordu życiowego. Dał mi też szóste miejsce w mistrzostwach świata i z tego przeogromnie się cieszę. Trzeba teraz ciężko pracować i pokazać, że jestem w stanie dźwigać ponad 240 kg.
Parząc na wyniki z mistrzostw świata, gdzie brylowały zawodniczki z Chin, a zwyciężczyni uzyskała w dwuboju 281 kg, natomiast druga zawodniczka 277 kg, to ma się wrażenie, że są to nieprawdopodobne osiągnięcia.
W podnoszeniu ciężarów Azjaci byli zawsze bardzo mocni zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn. Można powiedzieć, że jest cały świat i Chiny. Chciałabym, daj Boże, zbliżyć się do takich wyników.
Startowała Pani na mistrzostwach świata, ale wszystkie myśli podążają w kierunku igrzysk olimpijskich w Paryżu w przyszłym roku.
Zakwalifikować się na igrzyska to główny cel na najbliższy okres i mojej dotychczasowej kariery. W Paryżu będzie rozgrywanych pięć kategorii wagowych kobiet oraz mężczyzn. W każdej kategorii wagowej wystartuje tylko 12 uczestników, a wiec tak naprawdę światowa elita. Liczyłam, że uda mi się zakwalifikować na igrzyska już w Rijadzie, ale nie wyszło i byłam bardzo zła na siebie po starcie. Natomiast teraz, kiedy minęło już trochę czasu, mam chłodną głowę i twierdzę, że nie można mieć wszystkiego od razu. Przede mną w grudniu Grand Prix w Katarze. To kolejna impreza kwalifikacyjna. Mam nadzieję, że tam mi się uda zdobyć kwalifikacje na igrzyska. Teraz przede mną kolejny okres przygotowawczy. W ogóle ten rok będzie bardzo ciężki, jeśli chodzi o pracę treningową. Nie boję się jednak ciężkiej pracy i postaram się zdobyć tę kwalifikację.
Gdyby nie udało się tej kwalifikacji zdobyć w grudniu, będą na to inne szanse w przyszłym roku ?
W lutym na mistrzostwach Europy lub w kwietniu na Pucharze Świata w Tajlandii.
Na mistrzostwach świata uzyskała Pani 237 kg. A jaki wynik może dać kwalifikacje na igrzyska?
Trudno powiedzieć, które miejsce daje mi wynik osiągnięty na mistrzostwach, bo jeszcze nie ma aktualizacji rankingu. By zakwalifikować się na igrzyska z okolic dziesiątego miejsca, trzeba uzyskać wynik o 10 kg większy, od tego, który zaliczyłam w Rijadzie, czyli 246, 247 kg. Z jednej strony 10 kg to dużo, ale z drugiej – to niewiele, bo czuję, że mam jeszcze duże rezerwy. Tylko aby zdrowie pozwoliło, gdy ono będzie, to, jak wspomniałam, nie boję się ciężkiej pracy. Stawiam wszystko na jedną kartę, bo mój główny cel to igrzyska olimpijskie.
Patrząc na Pani wynik w Rijadzie i szóste miejsce, powinno to dać kwalifikacje na igrzyska…
Tak, ale były wcześniejsze imprezy, choćby mistrzostwa Europy, kiedy byłam po kontuzji i nie w formie, a moje rywalki miały możliwość zrobienia lepszego wyniku. Były też wcześniej mistrzostwa świata w kolumbijskiej Bogocie. Zatem są wyniki ponad 240 kg, uzyskane przez sztangistki, co daje im miejsca w pierwszej dziesiątce czy dwunastce światowego rankingu. Należy dodać, że w rankingu są dwie Chinki, ale tylko jedna będzie mogła wystartować na igrzyskach, gdyż w jednej kategorii wagowej może być tylko jedna zawodniczka z danego kraju.
Dość późno rozpoczęła Pani trenowanie podnoszenia ciężarów, notując przy tym praktycznie ciągły postęp i coraz lepsze wyniki. To pokazuje, że posiada Pani jeszcze rezerwy, będąc na krzywej wznoszącej.
Tak, są rezerwy. To z jednej strony duży plus, że tak późno rozpoczęłam trenowanie ciężarów. Uprawiałam też inne dyscypliny sportu, dlatego mam dobre przygotowanie ogólnorozwojowe i to mnie wspomaga. Ponadto mój organizm nie jest mocno wyeksploatowany tą jedną dyscypliną. Patrząc pod względem naukowym, to szczyt formy u kobiet przypada na ok. 30-32 rok życia. Tak więc wszystko przede mną.
Dużo Pani trenuje, co jest pewną monotonią. Jak można sobie z nią radzić?
Jest monotonia, ale jest ona w każdej dyscyplinie sportu. Każdy, kto chce coś osiągać w sporcie, musi się z tym zmierzyć. Na pewno pomaga mi moje hobby oraz to, że pracuję z dziećmi i zaszczepiam im miłość do sportu. Robię też doktorat, studiując na Szkole Doktorskiej AWF w Warszawie. Nie nudzę się.
Na jakiej zasadzie pracuje Pani z dziećmi?
Pracuję w prywatnym przedszkolu, gdzie w programie są zajęcia sportowe o charakterze ogólnorozwojowym.
Kiedy obrona pracy doktorskiej?
Dopiero za trzy lata.
Czyli teraz głównie skupienie się na sporcie, a potem doktorat?
Dokładnie.
Życzę zdrowia, bo jeszcze dziesięć miesięcy temu mierzyła się Pani z groźną kontuzją, która wymagała rehabilitacji, a potem poświęcenia czasu i pracy, by dojść do odpowiedniej formy.
Dziękuję bardzo.
Andrzej Materski