Kościół
pixabay.com
pixabay.com

To „tylko” Różaniec?

Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort pisał: „Błagam was usilnie przez miłość, którą ku wam w Jezusie i Maryi w sercu noszę, odmawiajcie codziennie, o ile wam czas pozwoli, Różaniec święty, a w chwili śmierci błogosławić będziecie dzień i godzinę, kiedyście mi uwierzyli”.

Wydaje się modlitwą niepozorną, śmieszną w swojej prostocie. Nawet tu i ówdzie jest wykpiwana przez „światłych” katolików - no bo przecież medytacja, studiowanie mistyków, liturgia trydencka! To jest to! A klepanie paciorków? Pobożność ludowa! To dla staruszek. Różaniec to zaścianek, prymityw, konserwowanie bezmyślności! Mężczyzna z różańcem?! Marsze różańcowe? - bulwersują się inni. To jakaś efemeryda wiary i szczyt obciachu! Trudno nawet podjąć polemikę z kimś, kto niczego nie rozumie. W modlitwie różańcowej jest wszystko: Biblia, historia zbawienia, miłość i ufność, wierność i słuchanie, walka z wątpliwościami.

Także „rozważanie w swoim sercu”, co mają znaczyć słowa powiedziane przez Pana, spoglądanie na życie Syna oczami Matki. Nie dano ludziom na ziemi lepszego spektrum.

Jest w Kościele miejsce dla wszystkich, na różne duchowości, wiele dróg prowadzi do Pana Boga. Nikt nie może jednak zakwestionować, że najpewniejszą z nich jest Maryja – wierna Służebnica Pańska, pierwsza chrześcijanka. I to nie jest tylko teologiczny frazes. „Przez Maryję do Jezusa!” – pisał św. Ludwik Maria Grignion de Montfort w swoich dwóch słynnych dziełach: „Traktacie o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” i „Tajemnicy Maryi”. Inspirowali się nimi bł. kard. Stefan Wyszyński i św. Jan Paweł II. Intuicyjnie przyjmują je na sztandar „szeregowi” katolicy.

 

Skąd czerpaliby moc?

„Ja już swoje zrobiłam w życiu. Zdrowie nie to, co kiedyś. Siódmy krzyżyk mija” – tłumaczyła mi niedawno pani Zosia. ...

Ks. Paweł Siedlanowski

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł