Komentarze
Polskie drogi

Polskie drogi

Pan Wiesław czekał z cierpliwością na gorące newsy, popijając kawę. Wtem do jego gabinetu wpadł zdyszany asystent.

- Szefie, wszystkie głosy już policzone. Wynik bez zmian. Mamy to! - wyrecytował na jednym oddechu. - Wspaniale, czyli wszystko poszło zgodnie z planem - stwierdził pan Wiesław, luzując krawat. By po chwili wziąć się za podsumowania. - To ile przejechaliśmy kilometrów? - Będzie ponad 5 tys. - odpowiedział bez namysłu podwładny, jakby tylko czekał na to pytanie. Szef po raz kolejny odetchnął z ulgą: - Całe szczęście, że pod koniec kampanii spadły ceny benzyny. Inaczej nie zmieścilibyśmy się w planie wydatków. - Spokojnie, panie Wiesławie, zawsze można by tę nadwyżkę wrzucić w koszty… Albo pożyczyć auto na gaz lub elektryka. Ha, ha! - pozwolił sobie na żarty podwładny. - Nie opowiadaj mi o jakichś elektrykach.

Gdzie to potem ładować? A na dodatek jeszcze może się zapalić – nie krył irytacji pan Wiesław.

Asystent szybko zmienił temat:

– Szefie, ten objazd po okolicznych rynkach i festynach to był świetny pomysł.

– No ba… I przy okazji krajoznawczy. Przyznam, że do wielu miejsc w moim okręgu wyborczym dotarłem po raz pierwszy. A ilu ludzi można było spotkać w jednym miejscu! Coś pięknego. Notowałeś, co mówili za plecami?

Podwładny wyjął z teczki pogniecioną kartkę.

– „Dlaczego przypominacie sobie o nas dopiero przed wyborami?”. Albo: „Tylu polityków to jeszcze u nas nie widzieliśmy”. I zapisałem jeszcze: „To jedyny moment, kiedy zależy wam na naszym zdaniu”.

– Dobrze już, dobrze. A jakieś konkrety? – zirytowany szef popędzał swojego podwładnego.

Ten odparł ściszonym głosem:

– Cytuję: „Zajęlibyście się dziurawymi chodnikami i drogami, zamiast wciskać ulotki”.

– O, wypraszam sobie. Ile żeśmy wstęg na tych drogach przecięli w ostatnich tygodniach… – westchnął pan Wiesław na samo wspomnienie swojej aktywności.

– Będzie kilkanaście… – odparł asystent.

– I starczy. O resztę niech się martwią lokalni samorządowcy. Nie zapominajmy też o otwartych nowych żłobkach, przedszkolach, halach sportowych… – szef zawiesił głos.

Asystent wykorzystał okazję, żeby wejść mu w słowo:

– To był czas ciężkiej, mozolnej pracy…

– Ty się tam nie wymądrzaj. Najważniejsze, że przyniosło efekt i przed nami najbliższe cztery lata względnego spokoju…

Asystent tylko pokiwał twierdząco głową.

– To fakt. Przecież teraz wpływ na decyzję posłów będzie żaden. Żaden wyborca nie ma prawa wydać wam wiążącej instrukcji ani was odwołać. Ech… I tak do historii przeszła kolejna kampania w myśl hasła: „Nikt ci tyle nie da, ile ja obiecam”.

Kinga Ochnio