Zakochany w pszczelarstwie
Inicjatywie, organizowanej przez Fundację Akademia Pszczelarstwa i Zrównoważonego Rozwoju przy udziale Polskiego Związku Pszczelarskiego, honorowo patronuje m.in. minister rolnictwa oraz Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Formuła konkursu zakłada cztery kategorie: pszczelarstwo towarowe, hobbystyczne, miejskie oraz pszczelarz współpracujący z rolnikiem. Ostatnia kategoria ma przyczyniać się do utrwalania dobrych praktyk w relacjach pszczelarzy i rolników. Do ścisłego finału trafiło 25 osób z całej Polski.
M. Strzaliński został nagrodzony trzecim miejscem w kategorii „pszczelarstwo towarowe”, a także otrzymał dwa wyróżnienia: za nowe rozwiązania technologiczne w pasiece oraz za miód lipowy.
Ule – moja pasja
M. Strzaliński, którego do konkursu zgłosił Regionalny Związek Pszczelarzy w Siedlcach, jest właścicielem 250 rodzin pszczelich. Prowadzi zarówno pasieki stacjonarne, jak i wędrowne. Te pierwsze zlokalizowane są na terenie powiatu siedleckiego i są ustawione w tych samych miejscach przez cały rok. Natomiast te drugie – są transportowane na kwitnące o danej porze roku rośliny, czyli pożytki. – Dotychczas jeździłem tylko na obszary sąsiednich województw. Jednak na kolejne lata mam ambitne plany i zamierzam wywieźć pszczoły na akacje pod niemiecką granicę – tłumaczy pszczelarz. W realizacji tych zamierzeń z pewnością pomoże mu innowacyjny sprzęt, nad którym obecnie pracuje, czyli konstrukcja samoobsługowej platformy do przewozu uli. – Do swojego „biznesu” staram się podchodzić bardzo ambitnie, łącząc pszczelarską pasję z innowacjami technologicznymi. Prace dyplomowe, które pisałem studiując zarządzanie i inżynierię produkcji na Politechnice Warszawskiej, traktowały o urządzeniach do odzyskiwania wosku i kremowania miodu. „Magisterka” natomiast opisuje innowacyjny projekt trzech platform w przewozie pni pszczelich na pożytek. O co w tym chodzi? Przede wszystkim o samodzielność. Dzięki takiej platformie jestem bowiem w stanie przewieźć ok. 100 pni w ciągu jednej nocy do miejsca oddalonego o ponad 100 km. To bardzo duże udogodnienie dla pszczelarza. Udało mi się już zrobić prototyp tego urządzenia, a w czasie długich zimowych wieczorów, kiedy pszczelarze mają więcej czasu, będę udoskonalał ten projekt i postaram się go wprowadzić do swojej produkcji – tłumaczy M. Strzaliński.
Moja przygoda z pszczołami
Co prawda pszczelarstwo w rodzinie M. Strzalińskiego nie było przekazywane z pokolenia na pokolenie, ale młody pasjonat zapewnia, że dołoży wszelkich starań, by teraz ono trwało. – Mój dziadek nie miał pszczół, ale pradziadek tak. A kiedy rozpoczęła się moja przygoda? Gdy miałem siedem lat, mój tata kupił swoje pierwsze dwa ule. W ciągu kilku lat rozwinął pasiekę do 15 pni pszczelich. Pomagałem tacie, ale tylko w procesie wirowania miodu w pracowni, bo… po prostu bałem się użądleń. Jak się później przekonałem – zupełnie niepotrzebnie! Mając 14 lat, dostałem od taty swoje pierwsze dwa ule z pszczołami. Przygoda trwa do dziś. Początkowo nieśmiało powiększałem swoją pasiekę, a głównym powodem był brak środków finansowych. Jednak gdy zarobiłem pierwsze pieniądze, zdecydowałem, że większość przeznaczę właśnie na pszczoły. Teraz już nie inwestuję tak bardzo w pasieki, staram się – z pomocą taty – prowadzić zrównoważony rozwój i podejmować skalkulowane ryzyko – wyjaśnia pan Michał.
Nektarowy, lipowy, malinowy…
M. Strzaliński ma swoich stałych klientów, którzy od lat kupują miody tylko u niego. Jak sam bowiem podkreśla, jakość nie zna kompromisów i ludzie to doceniają. – Najlepszym sposobem na pozyskanie odbiorców jest polecenie pasieki przez inne zadowolone osoby. Przypuszczam, że ok. 90% wszystkich moich klientów – tych nowych i stałych, dostało się do mnie właśnie w taki sposób. Ponadto wystawiam miody na różnych targach, jarmarkach, imprezach typu Siedleckie Targi Miodu. Prowadzę również profil na fb „Pasieka Pana Pszczelarza” i instagramie, gdzie wrzucam filmiki z codziennej pracy pszczelarza, przedstawiam pracę w pasiece i pokazuje ciekawostki z życia pszczół – opowiada.
Jak zauważa pan Michał, w tym roku jego oferta jest wyjątkowo bogata. Pszczoły pozyskały przede wszystkim miód nektarowy wielokwiatowy i odmianowy. – Miód spadziowy trafia się średnio raz na cztery lata. Z odmianowych miodów nektarowych udało się pozyskać miód akacjowy, lipowy i miód malinowy z maliny leśnej, co jest sporym zaskoczeniem, bo nie zawsze malina jest i nektaruje. W miodzie wielokwiatowym znalazł się nektar z takich roślin jak: rzepak, jabłoń, wierzba, kruszyna, chaber, malina, mniszek i wyka. Jeśli ktoś zapyta – skąd to wiem, to odpowiem, że wykonuję badania laboratoryjne miodu i gorąco zachęcam innych pszczelarzy do korzystania z tej metody. Dzięki niej jestem w stanie dokładnie określić skład procentowy pyłku przewodniego i na tej podstawie dokładnie stwierdza się jaki to jest miód. To zdecydowanie lepsza i bardziej wiarygodna metoda niż badania organoleptyczne, czyli na podstawie zapachu czy koloru. Warto pamiętać, że spory udział w wystąpieniu różnych odmian miodu miała sprzyjająca pogoda, dzięki czemu pszczelarze mogą uznać ubiegły rok za udany – przekonuje pan Michał.
IZU