Diecezja

Z Połocka do Watykanu

Z prawosławnego stał się unitą, z przyszłego kupca - duchownym, a przez błogosławione życie i męczeństwo - świętym Kościoła katolickiego. Dziś jego kult znowu się odradza.

Biskup Jozafat Kuncewicz, bo o nim mowa, z pewnością należy do grona bardzo oryginalnych i niezwykłych patronów. To jeden z niewielu wyniesionych na ołtarze, który ani za życia, ani po śmierci nie doświadczył tzw. świętego spokoju. Został pierwszym unickim błogosławionym i świętym. Legenda głosi, że kiedy był małym chłopcem, doznał mistycznego spotkania z Chrystusem. Gdy słuchał w cerkwi nauki o ofierze Jezusa, z krzyża, przed którym wtedy stał, przeniknęła do jego serca iskrząca kropla. Od młodości interesował się sprawami wiary.

Czytając pobożne teksty, zrozumiał wielką wartość unii brzeskiej, która zawiązała się między częścią Cerkwi prawosławnej i Kościołem rzymskokatolickim. W dniu jej ogłoszenia miał ok. 16 lat. Świadomie przeszedł na unię, a potem wszedł na drogę zakonną. Choć z biegiem lat piął się po kolejnych szczeblach kościelnej hierarchii, nigdy nie wykorzystywał swego stanowiska przeciwko ludziom. Kolejne posługi traktował jako misję. Był wymagający dla siebie i powierzonych sobie duchownych, ale bardzo wyrozumiały dla grzeszników. Każdego napotkanego człowieka chciał doprowadzić do Chrystusa przez Ewangelię i sakramenty. Głosił potrzebę unii przy każdej nadarzającej się okazji.

 

Przekonany do unii

W książce „Żywot błogosławionego Jozafata Kuncewicza, arcybiskupa połockiego, obrządku rusko-unickiego” napisanej przez Domicyana Mieczkowskiego i wydanej w 1865 r. w Krakowie (dwa lata przed kanonizacją JK) czytamy, że jego zabiegi o rozszerzenie unii miały charakter wieloaspektowy. Arcybiskup Połocka nieustannie modlił się w tej intencji słowami: „Panie, usuń schizmę, daj unię”. Swoje błagania uzupełniał praktykami pokutnymi. Jego „nawracanie” innych na unię nie miało w sobie nic z zastraszania, przymusu czy pustosłowia. Swoim przeciwnikom przedkładał konkretne argumenty oparte na Piśmie Świętym i nauczaniu Ojców Kościoła. Kuncewicz do obrony i rozpowszechniania unii był przygotowany duchowo oraz intelektualnie. Wydał nawet własne publikacje o unii. Katolicy nazywali go „batem na schizmatyków”, a prawosławni „duszochwatem”. Jego działania od początku nie podobały się prawosławnym, którzy czynili zamachy na jego życie i oczerniali go, mówiąc, że na siłę przeciąga wiernych na unię, że przemocą przymusza do zmiany obrządku, że z cerkwi chce zrobić katolickie kościoły, że wszystkich chce „przerobić” na łacinników i Polaków. We wspomnianym żywocie podkreślano, iż bp. Kuncewicz był świadomy zagrożenia życia i – niejako przewidując swoją śmierć – wcześniej kazał przygotować sobie grób w połockiej katedrze.

 

Umierał jak Chrystus

Bardzo wymownie brzmi opis męczeństwa bp. Jozafata, do którego doszło 12 listopada 1623 r. Kuncewicz wyjechał ze swojej siedziby w Połocku po spowiedzi i Komunii św., żegnany z płaczem przez księży, mnichów i wiernych. W noc poprzedzającą męczeństwo długo się modlił, leżał krzyżem i biczował. Rano odprawił w witebskim kościele nabożeństwo, które było zagłuszane przez przeciwników. Gdy wracał do siebie, pewien mnich zaczął mu ubliżać. Służba Kuncewicza zamknęła agresora w rezydencji biskupa. Po mieście szybko rozeszła się wieść, że hierarcha więzi zakonnika. Rozjuszony tłum, podburzony przez prawosławnych duchownych, natarł na biskupią siedzibę. Kuncewicza „powitano” okrzykami: „zabić łacinnika, zabić papistę!”. Na co on odpowiedział: „Oto jestem”. Przeciwnicy na moment osłupieli. Potem w ruch poszły kije, siekiera i wreszcie broń palna. Arcybiskupowi roztrzaskano głowę, a potem dobito go strzałem. Oprawcom nie wystarczyło jednak samo zadawanie tortur i śmierć. Po zamordowaniu pastwili się także nad jego zwłokami. Autor żywota wspomina, że Kuncewicza ciągnięto po ulicach Witebska, a cały tłum uderzał czym popadło w jego umęczone i pokrwawione ciało. Ostatecznie, po obciążeniu kamieniami, wrzucono je do rzeki Dźwiny, gdzie przebywało prawie tydzień. W żywocie czytamy, że przez ten czas nad Witebskiem zawisła bardzo gęsta mgła. Ciało odnaleźli rybacy. Nad miejscem jego przebywania unosił się słup światła. Wyłowione ciało było jasne, bez uszczerbków, bez śladów rozkładu.

 

Cześć i nienawiść

Tragiczna śmierć Jozafata wstrząsnęła mieszkańcami okolicznych terenów. Kult biskupa rozwinął się bardzo szybko. Do jego grobu zaczęły przybywać pielgrzymki. Przy trumnie wieszano dziękczynne wota. 20 lat po śmierci J. Kuncewicza Stolica Apostolska podjęła decyzję o jego beatyfikacji. W ramach rozwijającego się kultu zaczęto malować obrazy z jego podobizną, wznosić cerkwie pod jego patronatem i pisać o nim książki. O ile dla unitów i katolików był on męczennikiem, tak dla prawosławnych został wrogiem. W 1705 r. do połockiej katedry udał się sam car Piotr I. Nie przybył tam jednak z pobudek religijnych. Osobiście chciał zniszczyć relikwie Kuncewicza. Kiedy ich nie znalazł (bo były już w rękach Radziwiłłów), zniszczył jego wizerunek, zabił przełożonego miejscowego klasztoru bazylianów, innych zakonników kazał torturować, a kościół sprofanował i zamienił na magazyn.

 

Zabijanie kultu

Relikwie Kuncewicza trafiły do Białej Podlaskiej. Najpierw były przechowywane w zamkowej kaplicy, potem w wybudowanej specjalnie dla nich cerkwi unickiej pw. św. Barbary. Ich wieloletnia obecność w mieście nad Krzną z jednej strony przynosiła prestiż Radziwiłłom, z drugiej kształtowała wiarę podlaskiego ludu. Pobożni unici i katolicy modlili się przy jego wyeksponowanej trumnie i wieszali na niej własne wota. Byli jednak i tacy, którzy próbowali znieważać święte relikwie poprzez otwieranie zamków sarkofagu, wybijanie okienek w jego wieku czy wylewanie zawartości flakonów do wnętrza trumny. Do największej profanacji doszło wtedy, gdy skasowano zakon bazylianów i zlikwidowano Kościół unicki. Zniszczone i na wpół ograbione szczątki biskupa zamurowano w kryptach świątyni i zasypano gruzem oraz śmieciami. Wszystko uczyniono w tajemnicy. Władzom rosyjskim zależało na całkowitym wygaszeniu kultu Jozafata. Szczątki Kuncewicza wydobyto z podziemi dopiero w 1916 r. za sprawą kapucyna o. Remberta, który trafił do Białej Podlaskiej jako kapelan niemieckiego wojska. Dwa lata po tym wydarzeniu zakonnik opisał szczegółowo cały proces w prasie. Zanotował:  „Pond wszelką przemoc, chytrość i podstęp Bóg troczy się o cześć swoich świętych. Jeden z polskich robotników – a Polacy są niesamowicie ciekawi – ukrył się w kościelnym składziku i obserwował to, co się w kościele na dole przed nim działo; to, co widział, rozeszło się między Polakami dalej, a szczerość jego zeznań teraz się sprawdziła”.

 

Z miejsca na miejsce

Rembert wydobywał relikwie z podziemi razem z bazylianinem o. Pawłem Demczukiem. Robili to przy świecach. Najpierw usunęli resztki trumny, a potem pod ciało męczennika i spód trumny stopniowo wsuwali białe płótno rozpięte na listwach. Później podsunęli pod wszystko skrzydło drzwi i ostrożnie wynieśli z podziemi. Relikwie umieszczono następnie w nowej trumnie, wyścielanej wewnątrz, a z zewnątrz przyozdobioną zielonym płótnem, złotym obszyciem i krzyżem. Wreszcie relikwie wystawiono do publicznej czci. „Niesłychanie wielki był napływ ludu, przybywali ludzie z odległości 15 do 20 kilometrów, bowiem wieść rozniosła się lotem błyskawicy, wszyscy oni pragnęli jeszcze raz ujrzeć «swego Świętego», którego relikwie od 43 lat zaginęły. (…) Nieprzerwanie przybywały nowe zastępy wiernych, dotykali różańce i inne pobożne przedmioty…”

12 lipca 1916 r. relikwie Jozafata przewieziono koleją do Wiednia. Najpierw umieszczono je w kościele św. Barbary, potem w 1944 r. – z powodu bombardowań – w kościele św. Rocha. Gdy w mieście pojawiły się wojska sowieckie, zadecydowano o ukryciu relikwii w katakumbach katedry św. Szczepana. Przebywały tam w latach 1945-1949. Później przewieziono je do Rzymu. Zajął się tym kapelan wojsk amerykańskich ks. Roman Hover. Trumnę ukryto w skrzyni i przewieziono ją drogą lotniczą przez Francję, Gibraltar i Afrykę do Wiecznego Miasta. Tu najpierw przechowywano ją w ukryciu, dopiero Jan XXIII zadecydował, by przenieść do Bazyliki św. Piotra. Uczyniono to 25 listopada 1962 r. Relikwie umieszczono w przeszkolonej trumnie ustawionej w ołtarzu św. Bazylego Wielkiego, blisko konfesji św. Piotra, gdzie są obecne do dnia dzisiejszego.

Agnieszka Wawryniuk