Komentarze
Lepsze jutro było wczoraj

Lepsze jutro było wczoraj

Wiele wskazuje na to, że w najbliższych miesiącach Polskę czeka kilka zmian.

Zapewne zmieni się narracja polityczna oraz część elit i głoszonych przez nie haseł. Niewykluczone, że przez moment będzie bardziej tęczowo niż biało-czerwono. Prawdopodobnie czeka nas coraz więcej zniewoleń w ramach „bitwy” o czystą planetę, a także upokorzeń i sponiewierań podobnych do tych, jakie fundowano nam choćby przy okazji „walki” z Covid-19. Nie odpuszczą nam również brukselscy szantażyści. Choć nowego rządu jeszcze nie ma, to wszyscy zainteresowani podziałem synekur zachowują się dalibóg tak, jakby od dawna był on zaprzysiężony.

To z kolei pozwala domniemywać, że większość rzeczy będzie toczyć się nadal swoim niczym niezakłócanym rytmem. Władza na pewno nie przestanie przygarniać coraz większych ilości pieniędzy do państwowej kasy, wprowadzając nowe podatki. Nie zmieni się tendencja do trwonienia lekką ręką wydartej w ten sposób z naszych portfeli gotówki. Żadne z ugrupowań współtworzących rząd nie zrezygnuje z tworzenia nowych stanowisk dla rozrastającej się grupy dobrodziejów, którym w jakiś sposób wypada się odwdzięczyć. Nie ma co liczyć na zapowiadane od lat rozliczenia, a już na pewno można zapomnieć o tym, by dominujące na krajowej scenie politycznej ugrupowania przestały się rzucać sobie do gardeł i nieoczekiwanie celebrować politykę miłości. Wreszcie osoby takie jak premier Morawiecki, by spaść na przysłowiowe cztery łapy, dalej będą głosić hasła w stylu: „zawsze byłem zwolennikiem kompromisu aborcyjnego sprzed 30 lat”.

Od wyborów minął już prawie miesiąc i z każdą godziną utwierdzam się w przekonaniu, że to, co się stało 15 października, w dłuższej perspektywie może wyjść Polsce na dobre. Pyrrusowe zwycięstwo koalicji rządzącej oraz sukces „opozycji demokratycznej” ma same – jak mawiał klasyk – plusy dodatnie. Ja doliczyłem się dwóch. Po pierwsze: PiS z niektórymi działaczami oraz w formie i treści, jaką reprezentował przez ostatnie trzy lata, nie ma co podchodzić do kolejnych wyborów. Jeśli natomiast w najbliższym czasie ugrupowanie zrobi solidny rachunek sumienia, wyciągnie wnioski i w miejsce siermiężnych haseł o „wstawaniu z kolan”, głoszeniu mantry poświęconej Tuskowi czy reformowaniu państwa na wzór Nowego Ładu zaproponuje konkretne rozwiązania dla wszystkich (nie tylko wybranych) grup społecznych, to o kolejne wybory nie musi się martwić. Dziś, kierując się chrześcijańską zasadą: za dobre wynagradzać, za złe karać – jako człowiek nieprzyspawany do żadnej z partii politycznych – uważam, że to środowisko musi nieco ochłonąć w swoich zapędach, by pycha nie doprowadziła go do zupełnego upadku.

Jeśli natomiast spojrzymy na to, co dzieje się w szeregach „demokratycznej opozycji”, to tu pojawia się drugi plus dodatni: okres „odbywania kary” przez wciąż jeszcze sprawujące władzę ugrupowanie nie potrwa zbyt długo. Jeśli ktoś myśli, że nadchodzące rządy Tuska (bo tak najprawdopodobniej się stanie) będą znacząco różniły się od rządów Tuska sprzed lat, to ma przeciąg w głowie. Opozycja, która na kilka tygodni przed wyborami miała już wszystko poukładane, nie może porozumieć się w najprostszych kwestiach. Zaledwie kilka dni po głosowaniu widać, że wszystkie przedwyborcze obietnice totalnych można sobie wsadzić w buty. Jedynym zmartwieniem środowisk usiłujących zbudować parlamentarną większość jest wymyślenie sposobu na skuteczną realizację programu ośmiu gwiazdek. I tak oto, podsumowując pierwsze powyborcze tygodnie, wszystko można skwitować słowami: lepsze jutro było wczoraj.

Leszek Sawicki