Mamy prawo do religii w szkole
W debacie publicznej, zwłaszcza przed wyborami, mocno akcentowany był pomysł usunięcia religii ze szkół i wyrzucenie jej poza system oświaty publicznej. Co ma w sobie ten przedmiot, że jest aż taką solą w oku niektórych środowisk? To gra pod publiczkę, której celem jest i była, zwłaszcza przed wyborami, chęć wzbudzenia antyklerykalnej fali. Zresztą postulaty te stanowią kalkę tego, co słyszeliśmy w okresie komunizmu - najpierw po 1945 r., potem 1956 r. Te argumenty padały również w 1990 r., kiedy religię wprowadzono do szkół. Miał się wówczas przetoczyć przez placówki oświatowe armagedon nietolerancji.
Nic takiego nie miało miejsca. Co więcej – dzieci i młodzież uczą się tolerancji przez umiejętność własnej identyfikacji religijnej, ale też dostrzeżenie, że ktoś ma inną. Wprowadzenie do systemu szkolnego nauczania tego przedmiotu pokazuje, na ile jesteśmy tolerancyjni, jeśli chodzi o religię. Warto bowiem pamiętać, że w polskim systemie ponad 20 Kościołów i związków wyznaniowych organizuje w systemie szkolnym nauczanie religii. Zatem sprawa nie dotyczy wyłącznie katolicyzmu, ale również innych wyznań, które życzą sobie, by była ona w szkole. Należy też podkreślić, że usunięcie religii z placówek oświatowych oznacza odebranie dzieciom i młodzieży z rodzin katolickich prawa do nauczania o Panu Bogu w ramach systemu szkolnego, co gwarantują Konstytucja RP, Ustawa o systemie oświaty i Konkordat.
W dyskusji na temat nauczania religii w szkole warto zwrócić uwagę, że przyjęty w Polsce model jest bliski temu, jaki obowiązuje w większości krajów Unii Europejskiej, do której tak chętnie się odwołujemy.
Powiem więcej – podczas konferencji przeglądowych dotyczących nauczania religii, w których brałem udział, zawsze byliśmy chwaleni za wyjątkowo szerokie spektrum. W zagranicznych placówkach oświatowych bowiem zajęcia te są ograniczone do kilku wyznań, jak katolicyzm, luteranizm, judaizm, prawosławie czy islam. ...
DY