Gdzie są niegdysiejsze śniegi?
Tuż przed Bożym Narodzeniem, gdy na chwilę rozpętała się śnieżna burza, miałam nadzieję na swoistą pogodową woltę, w której ciepłą zimę zastąpi ziąb jak dawniej. Że zobaczę zwały śniegu na żywo, a nie tylko w telewizji przy okazji filmowych wspomnień z wprowadzenia stanu wojennego. Że doświadczę trzaskającego mrozu, z powodu którego przed laty na Wszystkich Świętych przychodziło się na cmentarze w futrach. Niestety, spełniło się powiedzenie o Barbarze po lodzie i świętach po wodzie. Prognozy klimatologów też nie napawają optymizmem - na złość tym, którzy uważają, że żadnego globalnego ocieplenia nie ma, że to tylko spisek niewiadomych sił w celu zarobienia ogromnych pieniędzy na klimatycznej histerii.
Po co mi te mrozy? Bo wytrzebią szkodniki i zdziesiątkują pasożyty. Najgorzej życzę kleszczom. Niskie temperatury zamieniłyby je w kryształki lodu. Ogrodnicy twierdzą, że tydzień solidnego chłodu z temperaturą w okolicach 15º poniżej zera wytrzebi przędziorki. Te mikroskopijnej wielkości roztocza potrafią ponoć w ciągu kilku dni zniszczyć olbrzymie zagony truskawek.
Dobrze życzę rolnikom, ale nie będę oszukiwać, że to z powodu obaw o ich los z niecierpliwością czekam na ziąb. Minusowe temperatury mają jeszcze inne zalety. Mróz jest dla naszego zdrowia lepszy niż temperatura powyżej zera, w czasie której szybciej przeziębiamy się i chodzimy z katarem. W niskiej temperaturze giną drobnoustroje, które wywołują wiele chorób. Nie do końca jednak o to mi chodzi…
Z niecierpliwością czekam na mróz, żeby w końcu było mi… ciepło w mieszkaniu. Mnie i nielicznej społeczności dzielącej podobny los. Już wyjaśniam: im niższa temperatura na dworze, tym wyższa w mieszkaniu. A konkretnie – tym cieplejsze kaloryfery. Taki to, zdawałoby się absurdalny na pierwszy rzut oka, system. Wiadomo, że kiedy tylko za oknem pora roku zmienia się na tę najzimniejszą, mieszkańcy bloków z niecierpliwością dotykają żeber kaloryferów, sondując, czy miejska elektrociepłownia odkręciła już odpowiednie zawory. U mnie kaloryfery były raz ciepłe, a raz zimne. Wezwany na pomoc hydraulik najpierw sprawdził wszystkie potencjalne przyczyny wspomnianego stanu rzeczy, aby na końcu wytłumaczyć, że to wina czujników. Urządzenia te kontrolują temperaturę na dworze i są zaprogramowane tak, że dopiero wtedy, gdy za oknem jest odpowiednio zimno, pozwalają na wtłoczenie cieplejszego powietrza. Logiczne! Nie ma mowy o chodzeniu po mieszkaniu w krótkim rękawku czy regulowaniu sobie temperatury przy pomocy termostatu. To jest dopiero równość – każdy ma taką samą temperaturę.
Czuć się niekomfortowo we własnym mieszkaniu i jeszcze za to słono płacić? Cóż, może jednak wrócą siarczyste mrozy…
Kinga Ochnio