W nowy rok idziemy…
Upływ czasu jest jednym z tych obszarów, na które wpływ człowieka jest zerowy i żadne technologie, nawet te najnowocześniejsze, nie są w stanie tego w żaden sposób zmienić. W takiej sytuacji jakiekolwiek narzekanie i marudzenie pozbawione jest sensu, bo nic poza akceptacją w naszej dyspozycji nie pozostaje. Nic nie zmienimy: czas płynął, płynie i będzie płynął. Warto więc może bardziej skupić swoją uwagę i energię na tym, w jaki sposób ten niezmiennie mijający czas przeżywamy i jakim czasem go czynimy dla siebie i dla innych? To już w znacznym stopniu zależy od nas samych, chociaż... też nie zawsze. Wkroczyliśmy w ten nowy rok jak zwykle hucznie.
Czyli w sposób „imponująco” okazały i zauważalny dla otoczenia. Słowo „huk” oznacza wielki hałas i to również dobrze pasuje do naszego sposobu wkraczania w rzeczywistość noworoczną. Okazuje się, że mimo wszelakich kryzysów, drążącej kieszenie inflacji i „starej biedy”, która towarzyszy nam właściwie permanentnie, pozostajemy jednak ciągle ludźmi bardzo majętnymi. No bo prawdziwie biednych to nie stać raczej na wystrzelenie w niebo kilkuset złotych dla chwili błysku, dymu, wspomnianego już huku i aromatu spalenizny. A gdyby tak policzyć koszt tych wszystkich „światełek do nieba”, od Tokio, poprzez Siedlce, Warszawę, Paryż, Londyn do Nowego Jorku i Rio de Janeiro, tych prywatnych i mniej prywatnych? Można przez chwilę pomyśleć, ile to setek milionów w dowolnej walucie „przeminęło z hukiem”, a mogło być spożytkowane o wiele lepiej? Dla ilu głodujących dzieci, dla ilu chorych i cierpiących mogły być te „setki milionów w dowolnej walucie” pomocą i ratunkiem? Po co jednak myśleć nad takimi sprawami? Wygodniej i łatwiej jest rozczulać się obłudnie nad losem bezdomnych zwierząt, publikować przejmujące posty w społecznościowych mediach, a potem odpalić baterie strachu i przerażenia nawet w środku parku narodowego.
W kraju czas zmiany – podobno na lepsze. Można odnieść wrażenie, że wiele musi się zmienić, aby zbyt wiele się jednak nie zmieniło. W poprzednim rządzie minister rolnictwa nie musiał posiadać wiedzy pozwalającej odróżnić owies od pszenicy. Powołany przecież był do spraw ważniejszych.W nowym rządzie minister cyfryzacji nie musi z kolei odróżniać bitów od bajtów. Zmiana polega na tym, że tamto było złe i śmieszne, a to jest zrozumiałe i wytłumaczalne, chociaż – w miarę obiektywnie rzecz ujmując – to i jedno, i drugie dosyć komicznym pozostaje, potwierdzając aktualną wciąż tezę: mało ważne kto, ważne czy nasz…
Przed nami 366 dni nowego roku. Taki rodzynek trafia nam się raz na cztery lata. Postarajmy się przeżyć każdy z tych dni najpiękniej jak potrafimy. Tylko tyle, ale czasem i „tylko” to niestety zbyt wiele. Jeżeli jednak nam się uda, to i rok, i świat staną się chociaż trochę lepszymi. A tego przecież wciąż i nawzajem sobie życzymy.
Janusz Eleryk