Biorą sprawy w swoje ręce
Na ulice wyjechali ci, którzy nie zgadzają się z polityką polskiego rządu, ale również Unii Europejskiej - w główniej mierze rolnicy indywidualni, jednak nie zabrakło też zrzeszeń czy związków. Protesty miały formę pokojową, dlatego nie blokowano ruchu, a jedynie wyjechano na ulice, by pokazać swoje niezadowolenie z kierunku, w jakim idą sprawy. - Wybraliśmy taką formę, bo nie chcemy utrudniać życia kierowcom - mówi Daniel Korona, pełnomocnik Związku Zawodowego Rolnictwa „Korona”, które włączyło się w akcję na Podlasiu. - Mogę ocenić, że nasz sprzeciw był udany i zauważony - zaznacza.
Import zagrożeniem
Postulaty rolników dotyczą głównie polityki unijnej w obszarach tzw. zielonego ładu, klimatu czy regulacji dotyczących importu z Ukrainy. – Sprowadzanie produktów rolnych z Ukrainy, które maja bardzo niskie ceny, niekorzystnie wpływa na rolnictwo w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym w Polsce – zauważa D. Korona. Problem dostrzegał poprzedni rząd. – Myśmy zablokowali jako Polska produkty napływające do Polski z Ukrainy, mam na myśli zboża, mąki, śruty, pasze – wylicza Robert Telus, były minister rolnictwa. – Teraz nie ma jasnego stanowiska rządu, co dalej, a tych zagrożeń jest więcej, np. wjeżdżający do Polski z Ukrainy cukier, i one również powinny być wpisane na listę zakazu – zauważa. Z kolei obecny minister rolnictwa Czesław Siekierski zapewnia, że prowadzone są w tej sprawie rozmowy z unijnym komisarzem ds. handlu. – Zagadnienia te przestawiłem także podczas obrad unijnej rady ministrów ds. rolnictwa – tłumaczy, dodając, że pogląd podziela zdecydowana większość ministrów tego resortu w krajach UE.
Za małe wsparcie
Ale to zaledwie kropla w morzu postulatów protestujących rolników. Wskazują oni m.in. na sytuację, która trwa od kwietnia 2023 r., a mianowicie niewydawanie przez Komisję Europejską decyzji w sprawie zgody na dopłaty do transportu zbóż i rzepaku z 2022 r. do portów nadbałtyckich. – Mimo że od dziewięciu miesięcy notyfikacja polskiego rządu leży na stole, nie ma żadnej decyzji w tej kwestii, co uważamy za kuriozum – zauważa D. Korona. – Poza tym nasze krajowe postulaty to wyrównanie z tytułu utraconych dochodów ze sprzedaży świń w I kwartale 2022 r. w związku z ASF, wznowienie w 2024 r. programu Locha Plus, dopłaty dla firm skupowych, które kupiły i sprzedały rzepak w roku 2022/23 w związku z dramatycznym spadkiem cen w następstwie wojny na Ukrainie, obniżenie stawki VAT na nawozy i środki ochrony roślin, a także uregulowanie kwestii żubrów, które niszczą pola rolników – wylicza. Z tymi postulatami zgadza się poprzedni minister rolnictwa, którego rząd wspierał w tych obszarach polskich rolników. – Trzeba zauważyć, że drugi powód protestów to fakt, że rząd nie kontynuuje tych pomocy, które myśmy rozpoczęli, jak dopłaty do zboża, nawozów, paliw czy możliwość skorzystania z kredytów płynnościowych – przyznaje R. Telus.
Cała Europa
Nie tylko polscy rolnicy protestują, bo swoje niezadowolenie pokazują również ludzie w innych krajach Unii Europejskiej: Niemczech, Francji, Holandii, Danii, Belgii, Szwecji czy Szwajcarii. Wszyscy zgodnie wskazują na problemy, jakie niosą za sobą unijne decyzje mające z założenia dbać o środowisko, a bezpośrednio wpływające na pracę rolników i zwiększające koszty produkcji rolnej. Cz. Siekierski przyznaje, że to problem większości krajów członkowskich. – Ceny nawozów, maszyn, środków do produkcji rolnej rosną, a ceny wielu produktów rolnych spadają – zwraca uwagę. – Rolnikom narzucono konieczność wprowadzenia wielu kosztownych działań w zakresie przeciwdziałania zmianom klimatycznym oraz działań nieracjonalnych w zakresie Zielonego Ładu, które mają charakter restrykcyjny – dodaje. – Polscy rolnicy otrzymają mniejsze o 30% dopłaty bezpośrednie, a realizacja narzuconych ekoschematów jest dużym obciążeniem administracyjnym. To wynik decyzji poprzedniego rządu – stwierdza. Z kolei R. Telus odpowiada, że problemy rolników wynikają głównie z unijnych regulacji w tym obszarze. – To wina lewackiej polityki, która jest prowadzona w UE, m.in. sprawa wyłączenia ponad 8% gruntów z użytków rolnych, ale też takie decyzje, jak ograniczenie o 50% środków ochrony roślin. To wszystko zabija polskie rolnictwo – zaznacza.
– Polityka klimatyczna UE, wszelkie regulacje, jakie wprowadzano, powodują znaczne podrożenie produkcji rolnej w Europie – przyznaje D. Korona. – Mamy wysokie ceny energii, podatki, restrykcyjne regulacje w zakresie odpadów, a także szereg innych w różnych dziedzinach, które powodują, że produkcja rolna staje się bardzo kosztowna. A z drugiej strony mamy rolnictwo ukraińskie czy południowoamerykańskie mające charakter intensywny, dzięki czemu koszt produkcji jest niższy, a do tego niepodlegające tym wszystkim regulacjom unijnym, które wpływają na wzrost cen. To wszystko powoduje, że ich ceny są znaczenie niższe, np. tona cukru w Polsce to 700 euro za tonę, a tego sprowadzanego z Brazylii – 600-650 dolarów za tonę. Widać, że jeśli zostaną wprowadzone umowy o wolnym handlu z określonymi krajami i regionami, może sie okazać, iż produkcja rolna w Polsce, a także w całej Europie – mimo kosztów transportu – będzie nieopłacalna. I rolnicy będą musieli zamknąć swoją produkcję.
Czekamy
Na pytanie, czy po protestach rząd powiedział coś, co rolników by uspokoiło, D. Korona odpowiada: – Nie, nic takiego nie padło. Oczywiście możemy doceniać, ze wiceminister Michał Kołodziejczak był na proteście, ale rolą wiceministra jest nie udział w protestach, a rozwiązywanie problemów, a to dzieje się poprzez akty prawne, które się sporządza i przyjmuje. A tego na razie nie ma – zauważa, dodając, że ZZR Korona 3 stycznia złożyło trzy projekty rozporządzeń, które rząd przyjął do wiadomości, ale na razie nie widać, by były procedowane. – Jeżeli nasze postulaty nie zostaną uwzględnione, będziemy protestować nadal – dodaje.
JAG