Społecznik
Mowa o Księżycu, którego obwód w ciągu ostatnich 800 mln lat zmniejszył się o niemal 50 m. Jakby tego było mało, srebrny glob - nie chcąc się nam zbytnio narzucać - systematycznie oddala się od Ziemi. Mądrzy ludzie policzyli, że robi to z „zawrotną” prędkością 3,78 cm rocznie. Nie mam pojęcia, w jaki sposób to porachowali, jakich użyli sposobów i linijek, by przedstawić aż tak precyzyjne pomiary. Wiem natomiast, że z amerykańskimi naukowcami, podobnie jak z radzieckimi uczonymi, po prostu się nie dyskutuje.
Ich tezy i ustalenia należy przyjmować jako pewnik. A zatem ufając, że jest tak, jak zawyrokowały tęgie głowy, wracam z kosmosu na Ziemię. Naszą polską ziemię. A tu od 13 grudnia ubiegłego roku trwają przyspieszone procesy naprawy i przywracania demokracji. Póki co, polegają one na tym, że to demokracja musi się dopasować do osób ją naprawiających. Według obecnych „reformatorów” demokracja bowiem jest demokracją wtedy i tylko wtedy, gdy dobrze służy interesom ludzi oraz środowisk uważających samych siebie za prawowitych demokratów. Nie wiem, czy na taki tok myślenia i postępowania dzisiejszych domorosłych majsterkowiczów wpływ mają wstrząsy na Księżycu, wybuchy na Słońcu, puste sakiewki po ośmiu latach niebytu przy państwowych korytach, czy po prostu zwykłe zidiocenie.
Jednym z namaszczonych przez premiera Donalda Tuska naprawiaczy jest poseł Roman Giertych. Pardon. Jaki znowu poseł. Oczywiście mecenas Roman Giertych. Tym, co nie słyszeli i nie widzieli, wyjaśnię tylko, że podczas pierwszej od dziewięciu lat wizyty w mediach publicznych pan Roman zwrócił się z prośbą do przepytującej go redaktorki „uśmiechniętej Polski”: „Mam prośbę, żeby pani do mnie mówiła jako o adwokacie, czyli panie mecenasie, bo ja jestem posłem niezawodowym. Pracuję w sejmie społecznie, posłem się bywa, a mecenasem się jest”.
Jakby nie tytułować pana Romana, to trzeba przyznać, że ów polityk, potem prawnik i znów polityk jest prawdziwym fenomenem na naszym politycznym podwórku. Wprawdzie radykalna zmiana poglądów z ultraprawicowych na niemal lewicowe nie jest czymś nadzwyczajnym wśród wybrańców narodu, podobnie jak ewenementem nie jest to, że pan mecenas startował w wyborach pomimo ciążących na nim prokuratorskich zarzutów. Takich parlamentarzystów już mieliśmy. Natomiast w najnowszej historii polskiego parlamentaryzmu nie było posła, który podczas całej kampanii wyborczej przebywał poza krajem i nie będąc nawet przez chwilę w swoim okręgu wyborczym, zdobył tam poselski mandat. I to dopiero jest ewenement. Podobnie fenomenem jest to, że pracujący dziś społecznie w sejmie mecenas został postawiony na czele zespołu ds. rozliczeń. Rzecz jasna rozliczeń z PiS-em.
A propos wspomnianego na wstępie Księżyca. Wiecie Państwo, że jest on ważniejszy od Słońca. Zapytacie: czemu? Bo świeci w nocy, jak jest ciemno, a Słońce świeci w dzień, jak jest jasno. No chyba że jest w nowiu, to go nie widać i nie świeci. I tak poniekąd jest z naszym mecenasem, który przypadkiem został niezawodowym posłem. W dzień, w blasku poselskiego immunitetu, jest ważny, świeci, promienieje i rozlicza. Kiedy jednak przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości usiłują mu formalnie przedstawić prokuratorskie zarzuty, traci przytomność… i niczym księżyc w nowiu znika na jakiś czas z naszego pola widzenia.
Leszek Sawicki