Rozmaitości

Zielony (nie)ład

Rolnicy - nie tylko w Polsce, ale i całej Unii Europejskiej - wyszli na ulice, a z ich haseł najgłośniej wybrzmiewa to o ograniczeniu założeń zielonego ładu. Tylko czy obecne problemy rolników wynikają właśnie z niego?

Kwestia jest bardziej złożona, a wpływ na nią ma wiele czynników. Nie tylko Europejski Zielony Ład, ale także przepisy i umowy handlowe, jakie zawiera UE ponad głowami rolników, otwierając unijne rynki na produkty z Kanady, USA, Ameryki Południowej, Chin czy Ukrainy. Czarę goryczy przelały przepisy tzw. zielonego ładu. W grudniu 2019 r. Komisja Europejska przedstawiła pakiet środków, których głównym założeniem było, by Europa stała się pierwszym kontynentem neutralnym dla klimatu do 2050 r.

– Strategia ta, moim zdaniem, jest nie do końca przemyślana – przyznaje prof. Marek Gugała, prorektor Uniwersytetu w Siedlcach, który problem zna od podszewki, bo oprócz pracy naukowej w obszarze rolnictwa prowadzi również gospodarstwo rolne. – Założenie, że do 2030 r. obniżymy o 55% emisję CO2 w porównaniu z rokiem 1990 również jest nieosiągalne i dotyka nie tylko rolników – zauważa, wyliczając obszary, które będą musiały zastosować się do nowych wytycznych: transport, przemysł, budownictwo, energetyka, a nawet zarządzanie finansami.
Problemem jest również fakt, że regulacje, jakie wprowadza UE, często pisane są zza biurka, bez znajomości specyfiki danej branży w zależności od kraju, regionu. Inne potrzeby i wyzwania stoją przed Francją czy Niemcami, inne przed Polską czy Węgrami, a jeszcze inne przed Rumunią. Czy da się jednym przepisem pogodzić interesy tylu różnych narodowości w obszarze rolnictwa? – Często pomysł, idea są dobre, ale gorzej z ich realizacją – przyznaje prof. M. Gugała. – Niektóre założenia nam służą, jak np. wprowadzenie dyrektywy azotanowej, która jasno określa ograniczenia stosowania azotu w postaci nawozów organicznych do 170 kg, tylko nikt tego w wielu krajach nie kontroluje – zauważa. Rolnicy, mając nadmiar obornika, gnojowicy czy pomiotu ptasiego, po prostu wywożą je na pole bez zwracania uwagi na zalecane dawki. – A z glebą jest podobnie jak z człowiekiem, który nie może najeść się na zapas. Nie powinno się nawozić jej na zapas, tylko zgodnie z wymaganiami pokarmowymi uprawianych na niej roślin – podkreśla.

 

Nie ład, a handel
Prof. M. Gugała wskazuje jeszcze jeden aspekt unijnej polityki, z której wynika sporo problemów w obszarze rolnictwa. – Przepisy unijne często są konstruowane „na wyrost”, bez konsultacji itp. – zauważa. – Ja cały czas ubolewam nad tym, że bardzo rzadko ktoś pyta nas, naukowców zajmujących się tą tematyką o zdanie, za to powstaje mnóstwo fundacji, instytutów, gdzie wypowiadają się często teoretycy nieprowadzący badań naukowych. Bo zupełnie inaczej pewne kwestie wyglądają z perspektywy rolnika czy badacza. Wiem, co mówię, bo oprócz pracy na uczelni sam jestem rolnikiem, prowadzę małe gospodarstwo rolne i mam świadomość, że wyniki, jakie otrzymujemy w badaniach naukowych, nie zawsze da się przełożyć na konkretną rzeczywistość – precyzuje.
Coraz głośniej podnoszone są również argumenty, że wiele obecnych problemów rolników nie wynika z zielonego ładu, a umów handlowych, jakie zawiera UE z innymi państwami świata. Problem stanowi też Rosja, która zwiększyła produkcję zboża i sprzedaje je po zaniżonych cenach. – Jesteśmy w różnych organizacjach światowego handlu i otwieramy się na nowe rynki, jednak uważam, że powinniśmy otwierać się na to, czego nie możemy sami wyprodukować – tłumaczy prof. M. Gugała z uwagą, że w przypadku zboża jesteśmy eksporterem netto. – Nie musimy w ogóle importować zbóż, robimy tak jedynie w przypadku pszenicy durum do produkcji makaronów wysokiej jakości.

 

Mniej, ale więcej pestycydów
Jednym z przykładów unijnej polityki zza biurka i bez konsultacji jest kwestia ograniczenia stosowania pestycydów w rolnictwie. Pod wpływem ostatnich protestów rolniczych w całej UE wstępnie zapowiedziano rezygnację z rozporządzenia. – To kolejny temat rzeka – zaznacza prof. M. Gugała. – UE wycofuje się z tego pomysłu pod naciskiem krajów tzw. starej unii, czyli rolników z Niemiec, Francji, Niderlandów czy Hiszpanii, bo to je nowe przepisy dotknęłyby najbardziej – tłumaczy. – Średnie zużycie substancji aktywnej w Europie to ok. 3,5 kg/ha substancji aktywnej. Ale w Niderlandach to 8 kg/ha, we Włoszech 6,5, w Austrii, która uważana jest za bardzo czysty i ekologiczny kraj – 3,5, a w Polsce… – 2,5 kg/ha. I tutaj urzędnicy są bardzo cyniczni, bo kiedy wprowadzono zasadę obniżenia o 50% pestycydów w rolnictwie w ramach zielonego ładu, nie chciano przyjąć średniej unijnej jako średniej referencyjnej, w związku z czym rolnicy musieliby obniżyć stosowanie pestycydów nie do 3,5 kg/ha, ale o 50%! W związku z tym Holendrzy obniżyliby do 4 kg/ha substancji aktywnej, a Polacy do 1,25 kg. Jaka tu sprawiedliwość? I co mają powiedzieć Bułgarzy, którzy obecnie stosują ok. 1,5 kg? – zauważa profesor. A żeby było jeszcze ciekawiej, przywołuje dane, że cztery kraje UE – Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania – zużywają 65% wszystkich pestycydów stosowanych w UE, posiadając 45% zasobów gruntów ornych. – Dla rolników „starej unii” ograniczenie stosowania pestycydów to wielkie wyzwanie. Dla nas – żadne, bo jeszcze nie osiągnęliśmy średnich wskaźników w tym obszarze.

 

Działać, ale z rozsądkiem
Wiele osób w wątpliwość podaje działania UE, wskazuje też na absurdalność proporcji i założonych celów, biorąc pod uwagę fakt, że UE odpowiada za 7,8% światowej emisji CO2. – Obudzić się musi nie tylko Europa, ale cały świat – podkreśla prof. M. Gugała. – Nie zapominajmy, że żyjemy na jednej planecie i atmosferę mamy jedną. Jeżeli nie podejmiemy działań w kierunku ogólnoświatowych rozwiązań, które będą służyć ograniczeniu emisji CO2, to będziemy prowadzić bardzo utopijną politykę. USA, Indie, Chiny nie przystępują do żadnych paktów, nie podejmują rozwiązań, tylko maksymalnie produkują. To bardzo złożony problem i nawet UE przyjęła błędne założenia. Tak naprawdę od rewolucji przemysłowej, czyli przez ponad 100 lat, zwiększaliśmy produkcję CO2 w Europie, a tu nagle decydenci w Brukseli mówią, że w ciągu 31 lat mamy stać się pierwszym neutralnym kontynentem z emisją CO2. To niemożliwe i należy szukać innych rozwiązań. Dbać o klimat musimy, bo – jak powiedział Antoine de Saint-Exupéry – „Ziemi nie dziedziczymy po naszych rodzicach, pożyczamy ją od naszych dzieci”. Stąd musimy zostawić planetę w jak najlepszej kondycji, żeby bezpiecznie mogły na niej żyć kolejne pokolenia.

JAG