Komentarze
My tu zasięgu nie mamy

My tu zasięgu nie mamy

W tzw. internetach jeszcze niedawno można było się natknąć na pewną anegdotę.

Otóż przed wyborami samorządowymi do zabitej dechami popegeerowskiej wioski, leżącej z dala od dużych miejscowości, w ramach gospodarskiej wizyty przyjechał premier Donald Tusk. Popatrzył, pogadał z ludźmi i pyta zatroskany: „Co mógłbym dla Was zrobić, żeby żyło wam się choć odrobinę lepiej?”. Przed stojących wyszedł sołtys i mówi: „W sumie to żyje nam się nie najgorzej. Mamy ciszę, spokój, czyste powietrze, ryby w stawie, grzyby i jagody w lesie. Wczoraj przyleciały już nawet bociany…”.

– Ale – przerwał premier – może jednak coś was trapi. 

– No… mamy dwa niewielkie problemy – mówi sołtys.

– Jakie? – dopytuje Tusk.

– Ano widzi pan, my tu w ogóle lekarza nie mamy, a ludziska u nas stare, schorowane i do doktora w mieście nie mają jak się dostać.

– Dobrze, postaram się wam jakoś pomóc – odparł Tusk. Po czym wyjął z kieszeni telefon, postukał w klawisze i mówi: „Tu premier. Jestem w wiosce na krańcu Polski. Oni tu lekarza wcale nie mają. Można im jakoś pomóc? Tak! Naprawdę? Na jutro będzie! Doskonale! Zaraz przekażę”.

– Załatwione. Jutro będzie tu lekarz wyłącznie do waszej dyspozycji. A jaki macie ten drugi problem? – zapytał wyraźnie zadowolony premier.

– Drugi nasz problem jest taki, że my tu jeszcze nigdy zasięgu nie mieliśmy…

24 stycznia ubiegłego roku ten sam Donald Tusk, wówczas jako przewodniczący PO, goszcząc z przedwyborczą wizytą w Siedlcach (od kilku lat zabitej dechami noclegowni Warszawy i przybyszy m.in. zza wschodniej granicy i z Azji) pytał mieszkańców miasta, co jako przyszły premier mógłby zrobić, aby żyło się im lepiej. Wśród wielu bolączek wymieniono m.in. wysokie ceny paliw. – Ja, gdybym był premierem, benzyna byłaby po 5,19 zł. I to mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością. Dzisiaj, gdybym był premierem, rachunki za prąd i gaz mogłyby wynosić połowę tego, co teraz – mówił w Sali Białej Miejskiego Ośrodka Kultury przyszły premier. Minął przeszło rok i w minionym tygodniu ten sam Donald Tusk, już jako premier, wyznał: „Nie biorę odpowiedzialności za ceny benzyny, bo to nie jest decyzja premiera”.

Zanim Jacek Kurski puścił w obieg słynną doktrynę propagandową „ciemny lud to kupi” wielu jego poprzedników formułowało podobne teorie indoktrynacyjne i propagandowe hasła żerujące na braku inteligencji mas dających się wciągać w proste pułapki emocjonalne. Gdy politycy mówią, że liczą na inteligencję swoich wyborców, to łżą. Rozumny i błyskotliwy wyborca jest koszmarem każdego z nich. Dlatego też wszystkie formacje polityczne uprawiają populizm i każda liczy, że obywatel nie połapie się w małych i nieco większych oszustwach.

Obecny premier wraz ze swoją ekipą polityczną i medialną z kłamstwa zrobili podstawowe narzędzie walki politycznej. Kłamstwa pojawiają się w każdym ich działaniu, począwszy od nazwy ugrupowania „Koalicja Obywatelska”, która z obywatelską nie ma nic wspólnego, poprzez serduszko „uśmiechniętej Polski” w klapie – choć ta „Polska”, co doskonale widać, pała jedynie chęcią zemsty na poprzednikach.

Tylko ludzie mało inteligentni mogli uwierzyć, że premier Tusk w trzy miesiące wprowadzi 100 konkretów. Jeszcze mniej bystrzy dali wiarę w paliwo po 5,19 zł. Z kolei zupełni głupcy łudzili się, że zostanie przywrócona praworządność i apolityczność mediów publicznych. Po ostatnich wyborach widać, że nie ubywa rodaków, którzy tracąc zasięg (nie tylko w telefonach), ciągle łykają propagandowe brednie polityków, beztrosko popijając je sojowym latte.

Leszek Sawicki