Opinie

Po nas choćby potop?

W imię „wolności” wywrócą do góry nogami obowiązujące standardy, uwierzą, że uliczne hasła czarnych parasolek i koalicji 13 grudnia to ich droga do szczęścia, wyrzekną się samozachowawczego zmysłu.

Najważniejsze, żeby Europa poklepała ich po plecach. Usuwanie ciąży, permisywne wychowanie i klimat awansują do miana ideologii i oficjalnego programu, bo tak bardzo uwiera ich polski zaścianek, że zapłacą każdą cenę, byleby udowodnić, że jak ulał do nowoczesnej Europy pasują. Zacięcie, z jakim rodzime feministki ruszyły po legalną aborcję i pigułkę „dzień po”, i przeraża, i śmieszy.

Przeraża, bo lansuje pogląd, że jedynym uczuciem, jakiego doświadcza kobieta po dokonaniu aborcji, jest ulga, za to ciąża, macierzyństwo wiążą się z wielkim cierpieniem, przegranym życiem, złamaną karierą i strachem, że na skutek niemożności terminacji ciąży urodzi się dziecko niepełnosprawne. No i pokazało się w całej swojej urodzie przekonanie, że legalna – najlepiej nieograniczona – aborcja i antykoncepcja awaryjna to najlepsze przyjaciółki kobiet, panaceum na wszystkie ich kłopoty i ich eliksir szczęścia. Jak pokrętna to ideologia (zaraz ktoś mi przyłoży, że „to nie ideologia, to ludzie”), zaświadczyć może choćby aborcyjna nowomowa. Zwolenniczki ostatecznego rozwiązania przekonują, że „aborcja jest OK”, a dziecko w łonie matki to pasożyt wysysający z niej wszystko, co najlepsze. A to jest wystarczającym argumentem do podjęcia decyzji o pozbawieniu życia własnego dziecka.

– Aborcja to już dzisiaj nie zabieg, ale zwykłe świadczenie medyczne – przekonuje ministerka do spraw równości Katarzyna Kotula. I w ramach tej równości forsuje legalną sterylizację. ...

Anna Wolańska

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł