Fenomen „Chłopek”
J. Kuciel-Frydryszak zelektryzowała Polskę książką „Chłopki. Opowieść o naszych babkach”, w której oddaje głos wiejskim kobietom z początku XX w. - harującym od świtu do nocy gospodyniom, folwarcznym wyrobnicom, wynajmowanym do pracy w bogatszych gospodarstwach mamkom i dziewkom. Sprzedawanym za morgi, bez prawa do sprzeciwu i decydowania o własnym losie.
Szczytem marzeń były dla nich własne łóżko, buty, możliwość nauki. Publikacja jest odbierana jako opowieść o sile kobiet, ich ciężkiej pracy, lękach i marzeniach. Pozwoliła wielu czytelnikom zrozumieć lepiej swoje babcie i prababcie. Tom, który ukazał się nakładem wydawnictwa Marginesy, wywalczył już m.in. Nagrodę Bestseller Empiku. „Chłopki” biją też rekordy w bibliotekach. Na spotkania z autorką w całej Polsce przychodzą tłumy. Nie inaczej było w Siedlcach. Sala Biała Miejskiego Ośrodka Kultury wypełniła się do ostatniego miejsca, a chętnych było znacznie więcej. Autorka najpierw odpowiadała na pytania prowadzącej Magdaleny Sutryk, a potem czytelników.
To wciąż nas dotyczy
– To spotkanie jest dla mnie wyjątkowe, ponieważ właśnie tutaj, na tych terenach, skrystalizowała się koncepcja mojej książki – przyznała na początku pisarka. Wśród historii kobiet, które zostały przez nią przedstawione w „Chłopkach”, o losach swoich prababek, babek i matek opowiedziały mieszkanki naszego regionu: Róża Somla-Dembowska, autorka „Historii rodu Somlów”, nauczycielka Elżbieta Orzyłowska-Łęczycka, spod pióra której wyszły monografie wsi Białki i Radomyśl, a także pochodząca z tej samej miejscowości Jadwiga Krasucka oraz Janina Krasuska ze wsi Białki. W spotkaniu udział wzięły panie R. Somla i E. Orzyłowska-Łęczycka.
W dwudziestoleciu międzywojennym, które J. Kuciel-Frydryszak opisuje w swoich książkach, 70% ludzi mieszkało na wsi, w tym ponad 60% zajmowało się rolnictwem, a 27% stanowili robotnicy o chłopskim pochodzeniu. Inteligencja stanowiła zaledwie 5%. społeczeństwa. Taka była struktura społeczna. A mimo to o historii opowiadało się prawie wyłącznie z perspektywy inteligenckiej i szlacheckiej. W ostatnich latach pojawiły się publikacje, które zmieniają tę narrację, a „Chłopki” są właściwie pierwszą książką o kobietach wiejskich. – Myślę, że ten rezonans i to, że tak wiele osób ją czyta, dyskutuje i mówi, że to także ich historia, wynika z tego, iż – po pierwsze – jest to opowieść o czasach, o których pamięć w naszych rodzinach wciąż istnieje, a zatem to wciąż nas dotyczy. Po drugie to nie jest książka o heroicznych przygodach, ale o zwykłym życiu – podkreślała J. Kuciel-Frydryszak, dodając, że „Chłopki” wywołały dyskusję o chłopskim pochodzeniu, które dotyczy większości z nas, i co ono dla nas znaczy.
Z okruchów wspomnień
Autorka opowiedziała o kulisach pracy nad publikacją. Jako dziennikarka swój warsztat opiera na rozmowach z ludźmi i kwerendach archiwalnych i bibliotecznych. – Na początku miesiącami czytałam całą dostępną literaturę wiejską i pamiętniki. Warszawskie Towarzystwo Pamiętnikarskie przechowuje prace konkursowe kobiet napisane już w PRL-u, ale często opowiadające o dzieciństwie i młodości w II Rzeczpospolitej. Zachowały się także prace pisane na konkursy w latach 30, które powstały, by pokazać, jak gospodynie radziły sobie z rzeczywistością. To są bezcenne źródła, ponieważ dzięki nim dowiadujemy się, jak kobiety potrafiły być zaradne nawet w najuboższych rodzinach – mówiła. Kolejnym etapem były poszukiwania prywatnych historii, czyli sięgnięcie do pamiętników osób sprzed trzech albo czterech pokoleń. Żeby znaleźć tego rodzaju zapiski, kilka razy udzieliła wywiadu, w którym zwracała się z prośbą o kontakt albo przesłanie rodzinnej historii. To zadziałało. Jeździła też po wsiach i rozmawiała z ludźmi. – Chciałam zanurzyć się w tej mentalności, atmosferze. Próbowałam dowiedzieć się, co dla tych kobiet było najważniejsze, słuchałam ich, dawałam im się wygadać, nie moderując tych rozmów – zaznaczyła, podkreślając, iż „Chłopki” nie są opowieścią o tym, jak kiedyś żyły kobiety, ale także o nas dzisiaj. – Zależało mi, by pokazać, jak dziedzictwo chłopskie, spuścizna naszych rodzin żyją w nas. Ale w pewnym momencie uznałam, że nie chcę, by współczesność zdominowała tę opowieść. Dlatego zawróciłam z tej drogi i położyłam akcent na los tych kobiet – tłumaczyła.
I właśnie z tych okruchów pamięci różnych osób i wspomnień utkane są „Chłopki”. – Udostępniam swojego maila, mnóstwo historii opowiadają także uczestnicy spotkań autorskich. Zbiór relacji wciąż się powiększa. Niewykluczone, że za jakiś czas poszerzę „Chłopki” o nowe wątki – powiedziała autorka.
Trudne sfery
Wyjaśniła też, dlaczego w swoje książce nie pisała o radości wiejskiego życia, bo takie momenty na pewno też się zdarzały. – Co jakiś czas muszę się tłumaczyć, dlaczego nie ma zabawy. Sądzę, że etnografia dobrze opisuje różne obrzędy i tradycje. Mnie interesuje dzień codzienny i chciałam uniknąć automatycznego skojarzenia z ludowizną. Uciekałam w sfery trudne – stwierdziła, przyznając, iż spotyka się zarzutami, iż książkę czyta się trudno m.in. dlatego, że opowiada o przygnębiających sprawach i jest w niej dużo przemocy. – Mogłoby je być jeszcze więcej. Nie chcąc dokładać ciężaru emocjonalnego czytelnikowi, prawie zrezygnowałam z zagadnienia, które było i jest szalenie istotne na wsi, czyli alkoholizmu w rodzinach – wyznała.
Przeszliśmy długą drogę
„Chłopki” rozwijają starannie aspekty życia kobiet, które trudno pomieścić w wyobraźni: praca ponad siły w domu i na polu, obrządek, noszenie wody, głód, choroby, przeraźliwa bieda. – Są takie relacje, kiedy ktoś przyjeżdża z Ameryki, a kiedy trafia na zaniedbaną wieś, widząc np. dzieci o poranionych nogach, spanie na tzw. kupie w jednym łóżku, przeżywa wstrząs. Ale tak przecież było bardzo długo. Mycie w rzece, kąpanie się w jednej wodzie, brak prądu. W książce opisuję też przypadek kobiety, która walczy z teściem, by nie pluł w domu na podłogę. Do tego tzw. mojdy, czyli zawiniątko z przeżutym przez matkę pokarmem, które miało spełniać funkcję smoczka, albo kołtun na włosach. Żyją jeszcze osoby to pamiętające. Myślę, że dyskusjach o tym, kim dzisiaj jesteśmy jako społeczeństwo, należy uwzględnić, jak ogromną drogę przeszliśmy. Z drugiej strony – pamiętać, gdzie byliśmy i z jak trudnych warunków większość z nas się wywodzi – zwróciła uwagę autorka.
Pomnik dla bezimiennych
Pisarka przybliżyła też, jak trafiła na historie związane z naszym regionem. Zaczęło się od książki R. Somli-Dembowskiej i jej książki „Historia rodu Somlów”, która wpadła w ręce J. Kuciel-Frydryszak podczas pandemii. – Pani Róża okazała się osobą odważną i zgodziła się ze mną spotkać na działce swojego domu w Zielonce. Kiedy powiedziałam, o czym chcę pisać, powiedziała, że w takim razie koniecznie muszę porozmawiać z E. Orzyłowską-Łęczycką. Natomiast pani Elżbieta zawiozła mnie do J. Krasuskiej i J. Krasuckiej – opowiadała, dodając, iż każda z nich dołożyła do „Chłopek” swoją cegiełkę w postaci niezwykle cennego materiału. – Mówiły w sposób bardzo odważny, z detalami, co w tego typu relacjach jest ważne, z autorefleksją – podkreśliła.
Pochodząca ze Stoku Lackiego R. Somla-Dembowska przyznała, że w książce zabrakło jej jednak problemu, od którego autorka świadomie uciekła: alkoholizmu na wsi. Wyznała, że jej przypadające na lata powojenne dzieciństwo – w porównaniu do innych dzieci – było szczęśliwe właśnie dlatego, że w jej domu nie było pijaństwa. – Alkoholizm, z którego rodziła się przemoc, był na wsi rzeczą powszechną. Od wieków chłopi pańszczyźniani byli rozpijani przez panów, gorzałką np. płacono za nadgodziny – mówiła, opowiadając historię swojej rodziny o nazwisku Gorzała. Pani Róża dotarła do dokumentów, z których wynikało, że tak naprawdę nazywali się Strusowie, a Gorzała – z wiadomych przyczyn – przylgnęło do nich jako przezwisko Szczegółowo objaśnia to w swojej książce, ale również w „Chłopkach”, gdzie również przeczytamy o wspomnianym kołtunie. – Pamiętam jeszcze takie dzieci z Stoku ze strąkami na głowie. Matka twierdziła, że nie wolno ścinać im tych włosów, bo staną się garbate. Wieś, którą oglądamy w skansenie, jest piękna, ale to niekompletny obraz – zwróciła uwagę.
Głos zabrała także E. Orzyłowska-Łęczycka. – Ta pełna sala jest wyrazem tego, że książka się pani udała – zwróciła się do autorki, wyjawiając, iż „Chłopki” nią wstrząsnęły. – Wprawdzie dużo pamiętam z tego, o czym pani pisze, ale nie sądziłam, iż to wyglądało aż tak. Na promocji książki w Teatrze Nowym w Warszawie powiedziałam, że duch tamtych czasów i losy tamtych kobiet wloką się, są w nas. Po dzisiejszym spotkaniu spróbujmy to przemyśleć, zwłaszcza młode dziewczyny u progu dorosłości powinny z tragedii bohaterek i ich życia wyciągnąć wnioski – zaapelowała, dziękując J. Kuciel-Frydryszak, że swoją książką wystawiła pomnik bezimiennym i nieobecnym kobietom.
– Życzyłabym sobie takich spotkań oraz takiej frekwencji zawsze i mam nadzieję, że to moje zawodowe marzenie się spełni – podsumowała Ewelina Raczyńska, dyrektor MBP w Siedlcach.
Jolanta Krasnowska