Kultura

Obrona krzyża na scenie

Widowisko ,,Nauka o miłości, odwadze i Krzyżu”, które miało premierę podczas uroczystości 40-lecia obrony krzyża w Miętnem, uwrażliwia, że to, co było, wcale nie minęło.

Dwie sceny, 80-osobowy chór zbudowany z chórzystów z Garwolina, Miętnego oraz Kielc, orkiestra Arte Symfoniko pod batutą Mieczysława Smydy, sekcja rytmiczna Macieja Niecia, wokaliści: Zofia Nowakowska, Anna Józefina Lubieniecka, Dorota Osińska, Ewa Lubacz, Marek Bałata, Paweł Piekarczyk, Grzegorz Wilk, Andrzej Wiśniewski i tancerze Teatru Tańca Alternatywnego LUZ.

To oni stali za stworzeniem wspaniałego spektaklu opowiadającego o wydarzeniach w Zespole Szkół Rolniczych. Mogli obejrzeć je goście uroczystości, które odbyły się 7 czerwca w Miętnem.

 

Pierwsze kroki 

– To zupełny przypadek, że miałem udział w powstaniu tego musicalu, bo tak chyba trzeba nazywać efekt naszej pracy – zauważa Lech Makowiecki. Z wykształcenia jest inżynierem budowy okrętów, ale z wyboru bardem, poetą, autorem, kompozytorem, scenarzystą. Swoją twórczością stara się edukować młodzież, przekazując jej wiedzę o polskiej historii, kulturze i tradycji. Nie inaczej było w przypadku widowiska ,,Nauka o miłości, odwadze i Krzyżu”. – A ponieważ „Na początku było Słowo”, Edyta Bobryk zaproponowała mi napisanie tekstów do 15 piosenek, które chronologicznie opisywałyby tamten czas – dodaje. Z kolei z Joanną Woszczyńską, odpowiedzialną za choreografię do jego piosenek, zetknął się już wcześniej, choć oboje zupełnie o tym nie pamiętali. – Pani Joanna odpowiadała za ruch sceniczny przy moim telewizyjnym widowisku „Zakochany Mickiewicz”. Byliśmy oboje tak zajęci pracą, że nie poznaliśmy się wtedy bliżej – dodaje ze śmiechem.

 

Udźwignęli temat

Okazuje się, że ich współpraca przynosi ciekawe efekty, bo zgodnie uważają, że o historii, tradycji można mówić nieszablonowo, choć śpiewanie i tańczenie o krzyżu mogło nastręczać trudności. – Niełatwe zadanie, ale moja młodzież to wspaniali ludzie i okazali się na tyle dojrzali, że udało im się udźwignąć temat – przyznaje J. Woszczyńska. Ale żeby tak się stało, przygotowując tancerzy do tego spektaklu, zaprosiła na próbę Violettę Kluczek – siedlczankę, uczestniczkę strajku w Miętnem. – To było bardzo ważne spotkanie – przyznaje J. Woszczyńska. – Zaczynając pracę nad oratorium z młodzieżą w wieku 14, 15, 20 lat, zdawałam sobie sprawę, że nie do końca znają tamte wydarzenia, choć coś słyszeli. Ode mnie też, ponieważ każdą pracę choreograficzną związaną z jakimś tematem zaczynam od historii, genezy, próbuję wprowadzić nastrój, klimat. Tym razem zdawałam sobie sprawę, że jeżeli nie zaproszę kogoś, kto uczestniczył w tych wydarzeniach, wszystko będzie w sferze wyobrażeń – tłumaczy, podkreślając, że wybór był oczywisty, ponieważ V. Kluczek jest mamą byłej już tancerki LUZ-u. – Opowiedziała nie tylko o historii, ale przede wszystkim podzieliła się swoimi przeżyciami, emocjami – zauważa. – Na pewno to dało dużo i tancerzom, i samemu widowisku. Spowodowało, że mogli poczuć się częścią tej historii pisaną po 40 latach, że opowiadają o czymś ważnym.

 

Podobne doświadczenia

Z kolei L. Makowiecki przeglądał zdjęcia, notatki, artykuły, wspomnienia uczniów i nauczycieli. – Z niektórymi z nich spotkałem się i rozmawiałem. Bardzo dużo mi wyjaśnili – zaznacza. – Bo oczywiście słyszałem w tamtym czasie o strajkach m.in. w Miętnem, Włoszczowej. Chwilę wcześniej sam byłem nauczycielem, w latach 1979-1981 wychowawcą klasy, stąd temat był mi bliski. Moi uczniowie z technikum budowy okrętów w Gdańsku Wrzeszczu byli szykanowani przez milicję za oporniki w klapie [niezgoda na stan wojenny] i jako wychowawca klasy musiałem ich z tych tarapatów wyciągać – wspomina, przyznając, że poznając historię młodzieży z Miętnego, zachwycił się. – To była najnowocześniejsza szkoła rolnicza w Polsce, tam trafiały najzdolniejsze dzieci, przeważnie z rolniczych rodzin, więc wychowane w domach, gdzie religia i tradycja były ważne – tłumaczy. – W czasie strajku działy się różne rzeczy, a oni nie przestraszyli się – wspomina, dodając, że chciał, by tamte wydarzenia stały się kanwą wszystkich utworów składających się na widowisko. Dlatego pierwszy utwór zatytułowany „Szkoła” to radosny rock and roll, który pokazuje młodzież – poukładaną, ale również potrafiącą fantastycznie się bawić. – Mieli przecież świetne relacje, jeździli na wycieczki, rajdy, chodzili razem na dyskoteki, do kościoła – wspomina autor tekstów z uwagą, że przecież byli już dorośli, mieli wkrótce zdawać maturę, a przy tym na tyle rozsądni i rozważni, że potrafili racjonalnie prowadzić swój bunt wobec dyrekcji.

 

Nie było miejsca dla Boga

L. Makowiecki, pisząc kolejne piosenki, chciał naświetlić i oddać atmosferę tamtych dni. Ale nie tylko. Drugi utwór składa się z samych cytatów z Ojca Świętego Jana Pawła II. – Ja tylko je zrymowałem, więc tak naprawdę tę piosenkę napisał on sam – zauważa. Kolejny song – w rockowym stylu – przypomina, jak młodzież dopytywała się: kto usunął krzyże i dlaczego my nic o tym nie wiemy? Kolejne etapy tej historii i kolejne piosenki to bunt, straszenie kuratorem, milicją, organizacją strajku. – Jedną poświęciłem strajkowej Wigilii z 1983 r. To taki smutny, wzorowany na kolędach utwór „Nie było miejsca dla Boga” – zaznacza L. Makowiecki. Kolejne również przypominają emocje uczniów, jakie pojawiły się, gdy wezwano urzędników, a nawet ZOMO, gdy nie pozwolono im wejść do garwolińskiej świątyni, tylko zawrócono do internatu, a oni następnego dnia polnymi drogami dotarli do kościoła. – I wtedy się zaczęło: francuska telewizja, wsparcie miejscowych, słowa poparcia z Watykanu, od ks. Jerzego Popiełuszki, lojalki, wpływanie na rodziców, poszukiwanie innej szkoły, szykany… Aż po powrót krzyża i zwycięstwo, co prawda pyrrusowe, ale jednak. Wszystko to zawarłem w moich balladach – wylicza z uwagą, że takie podejście pozwoliło na stworzenie płynnej całości. J. Woszczyńska z kolei podkreśla, że celowo w jednej z choreografii użyto fotografii z tamtego okresu, „usadzając” uczniów z Miętnego w ławkach, co wywołało sporo emocji wśród gości. – To było zamierzone działanie, bo chcieliśmy, żeby to przedstawienie żyło, by czuli, że opowiadamy właśnie o nich – zauważa J. Woszczyńska. – To bardzo symboliczne i wymowne: powrót w to samo miejsce po 40 latach…

 

Autentyczni, bo podobni

Pisząc słowa, L. Makowiecki sugerował, jaki rodzaj muzyki byłby najlepszy: pop, sacro song, rock, ballada bardowska itp. – W ten sposób udało nam się na odległość stworzyć bardzo różnorodny muzycznie program – nie ukrywa zadowolenia z efektu. Okazało się też, że do spektaklu idealnie pasują dwie ballady, które napisał wcześniej: „Szachy” (biało-czerwone rzecz jasna) oraz „Przydrożne kapliczki, krzyże na rozstajach”. Przyznaje jednak, że sama muzyka, słowa nie oddałyby atmosfery tamtych dni, wskazując na wielką rolę Teatru Tańca Alternatywnego Luz. Od rozbrykanej, rockandrollowej młodzieży po stanięcie naprzeciwko ZOMO – wszystko potrafili wyrazić i zilustrować tańcem. – Zobaczyłem ich dopiero na premierze i się zachwyciłem – przyznaje. A J. Woszczyńska dodaje, że jej tancerze włożyli mnóstwo pracy w ten występ. – Mieliśmy wiele zmian, prób, czas nas gonił, a do tego wielu tancerzy przygotowywało się do egzaminów ósmoklasisty czy matury – podkreśla zaangażowanie i wytrwałość nie tylko młodzieży, ale też rodziców. – W trakcie przedstawienia widzieliśmy na twarzach ludzi, ale przede wszystkim uczestników tamtych wydarzeń, że są poruszeni – dodaje. – To chyba najlepsza recenzja.

JAG