Diecezja
AWAW
AWAW

Powołani do komunii i braterstwa

2 lipca w kodeńskim sanktuarium odbył się Diecezjalny Dzień Chorego. Pielgrzymka osób chorych, cierpiących i osłabionych wiekiem tradycyjnie od lat jest łączona z odpustem ku czci Matki Bożej Kodeńskiej.

Zgromadzonych na Kalwarii powitali ks. Paweł Siedlanowski, diecezjalny duszpasterz chorych, oraz o. Mariusz Bosek OMI, rzecznik prasowy sanktuarium. Pierwszym punktem spotkania była modlitwa różańcowa. Potem uczestnicy pielgrzymki wysłuchali konferencji wygłoszonej przez ks. P. Siedlanowskiego. Była ona oparta o słowa Hioba: „Dał Pan i zabrał Pan. Niech imię Pańskie będzie błogosławione” (Hi 2,21).

– Jedna z osób z naszej hospicyjnej rodziny, która niedawno straciła dziecko, wyznała, że to jedne z najtrudniejszych słów świata. Łatwo jest błogosławić Boga i modlić się do Niego, gdy sami jesteśmy zdrowi, gdy Boże błogosławieństwo zdaje się nas nie opuszczać; trudniej, gdy przychodzi na nas coś, co każe nam przestawić całe swoje życie, i czasem dzieje się to w ułamku sekundy: niespodziewana trudna diagnoza, wypadek albo inne nieszczęście. I wtedy pierwszą reakcją wcale nie jest rozpacz, gdyż ona przychodzi później, ale zdziwienie, bo przecież miało być inaczej – mówił duszpasterz chorych.

 

Życie i śmierć jak towar

Ks. Paweł podkreślał, że w Księdze Hioba mamy do czynienia z poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia niezawonionego. – Hiob do końca ufał Bogu, nigdy nie zwątpił w Jego istnienie, nigdy nie podał w wątpliwość Jego miłosierdzia. Sięgamy po ten obraz po pierwsze dlatego, że nasze mierzenie się z chorobą i cierpieniem zawsze będzie aktualne – wszak nie znaleziono jeszcze leku, który mógłby leczyć wszystkie choroby. (…) Problem leży jednak jeszcze głębiej, bowiem dziś mamy do czynienia z wielką dyskusją na temat początku i końca ludzkiego życia. Problem polega na tym, że gdzieś w naszym życiu zginął horyzont nieśmiertelności, że kiedy wyrzucono Boga i skazano Go na banicję, zaczęliśmy wszystko tłumaczyć po ludzku, często wedle zasad użyteczności, bo tak wygodniej i przyjemniej. Życie ludzkie sprowadzono do tego, co da się uchwycić tu i teraz, bez perspektywy nieśmiertelności. Dziś staje się ono towarem. Ludzie mieniący się często bogami i często wchodzący w Boże kompetencje chcą po swojemu definiować jego początki i koniec. My jako Kościół zawsze staliśmy i stoimy na straży każdego życia – podkreślał ks. P. Siedlanowski.

 

Skrzywione miłosierdzie

Duszpasterz chorych dotknął także tematu popularyzowanej coraz mocniej eutanazji. Wskazywał, że towarem staje się dziś nawet ludzka śmierć. Potężne lobby dąży do wprowadzenia ustaw pozwalających na eutanazję już nie tylko dla ciężko chorych, ale nawet dla dzieci urodzonych z nieznacznym defektem – np. niedosłuchem, krótszą nogą, chorobą wymagającą leczenia – który obniżałby komfort życia, a także dla dorosłych „zmęczonych życiem”.

– Do czego dochodzimy?! Oficjalnie mówi się o miłosierdziu, ale tak naprawdę to wszystko nie ma z miłosierdziem nic wspólnego! Śmierć staje się okazją do zarabiania. Oferuje się ją w imię miłosierdzia, w imię prawa do wolności, którą zabsolutyzowano, odrzucając Boga, Pana naszego życia – przypominał ks. Paweł. Potem cytował słowa św. Matki Teresy z Kalkuty, która mówiła: „Jeżeli pozwolimy ludziom na to, by podnosili rękę na dzieci nienarodzone, na tych, którzy są niewinni, to kto zabroni tobie i mnie, żeby w którymś momencie podnieść rękę na siebie?”.

Ks. P. Siedlanowski wzywał też o towarzyszenia chorym. – Trzeba wtedy zejść do ich poziomu, nauczyć się słuchać, ale też nie szukać wzniosłych słów ani wytłumaczeń sytuacji, w jakich znaleźli się ci, którzy cierpią. Często jestem pytany: Dlaczego moje dziecko cierpi? Czemu wydarzył się ten wypadek? Nie wiem i nigdy się nie dowiem. Nasza ucieczka jest tylko w ufności Bogu. (…) Do wspomnianych słów Hioba nieraz dojrzewamy długo, ale bywa też tak, że pogodzenie i pokój serca przychodzą nagle, są owocem Ducha Świętego, owocem modlitwy naszych bliskich i przyjaciół, owocem ofiarowanych Mszy św. Człowiek i jego cierpienie zawsze pozostaną tajemnicą – podsumowywał duszpasterz chorych.

 

Nie jesteście sami!

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia sprawowana pod przewodnictwem bp. Kazimierza Gurdy.

– Nic dziwnego, że chorzy z naszej diecezji pielgrzymują do Kodnia właśnie w dniu 2 lipca, w liturgiczne wspomnienie Matki Bożej Kodeńskiej; wszak to przed Jej obrazem w Rzymie został uzdrowiony Mikołaj Sapieha, właściciel Kodnia. On też sprawił, że ten wizerunek znalazł się w Kodniu i jest tu obecny od pond 400 lat – wspominał na początku homilii pasterz naszej diecezji. Podkreślał, że Maryja w swoim kodeńskim sanktuarium przypomina o tym, że z naszymi chorobami, cierpieniami i trudnościami nie jesteśmy sami, bo nieustannie towarzyszy nam Jezus Chrystus.

– Ona wskazuje na swego Syna jako na tego, który może zaradzić naszym trudnościom, ale też jako na naszego wiernego towarzysza w drodze do nieba. (…) Pierwszą i najważniejszą osobą, która zawsze jest z nami w trudnościach i radościach, jest Bóg i Jego Syn Jezus Chrystus. On zniszczył grzech, On towarzyszy nam w naszych chorobach, aby nie stanowiły przeszkody w drodze do nieba, by nie wprowadzały nas w zniechęcenie, rozgoryczenie, by nie burzyły nadziei na zbawienie, by nie podkopywały i nie osłabiały naszej wiary – głosił bp K. Gurda.

 

Czas przygotowania

Nawiązując do hasła pielgrzymki  „Nie jest dobrze, aby człowiek był sam” – hierarcha mówił też o roli opiekunów i bliskich chorych. – Ich obecność jest dla was odczuwalna i bardzo potrzebna. Zawsze za nich dziękujcie i módlcie się; starajcie się, na ile to od was zależy, by wasze relacje z nimi zawsze były jak najlepsze – prosił biskup.

Zaznaczał też, że wszyscy jesteśmy powołani do komunii i braterstwa. – Chorzy, pomimo cierpienia, muszą się przezwyciężać, aby otworzyć serca na tych, którzy są przy nich i im pomagają; winni ich dostrzegać i ciszyć się nimi oraz okazywać im wdzięczność. Z kolei opiekunowie i bliscy powinni dokładać starań, by z chorymi być blisko, by nie skupiać się na ich kapryśności, uwagach czy zgorzknieniu. Wszystkie te trudności, zarówno jako chorzy, jak i opiekunowie, musimy przeżywać z pomocą Bożej łaski – nauczał ordynariusz. Przypominał, że Bóg pomaga, abyśmy godnie przeżywali czas choroby i czas opieki. – Ten czas w Jego oczach jest bowiem dla nas wszystkich bezcenny, bo stanowi nasze przygotowanie do życia wiecznego. Winni się w nie angażować wszyscy, tak chorzy, jak i opiekunowie. Powinniśmy wzajemnie zadbać dla siebie o dobrą śmierć, o pojednanie z Bogiem i naszymi bliskimi, bowiem nasze życie na ziemi nie jest wieczne. Ono z woli Boga skończy się dla każdego z nas. Zadbajmy więc o dobrą śmierć i wieczność dla siebie – wzywał hierarcha.

Eucharystia, jak zawsze, zakończyła się błogosławieństwem lourdzkim.

AWAW