Awaria rozumu
Słowa wielu polityków żyją zwykle krócej niż widywane w okolicach akwenów niewielkie uskrzydlone owady nazwane potocznie jacicami. Stąd też trzeba być niezwykle czujnym, by analizując stanowiska poszczególnych ugrupowań tudzież ich liderów, nie wdepnąć w coś cuchnącego i nie popełnić wręcz kardynalnego błędu. To, co - jak mawiał jeden z klasyków - wczoraj było „oczywistą oczywistością”, dziś już wcale nią być nie musi.
Obecnie najbardziej niewdzięczną do obserwacji jest postać premiera, który w trakcie swojej bogatej kariery politycznej był już chyba za wszystkim i przeciw wszystkiemu. Nie lepiej jest z odczytywaniem tego, „co autor miał na myśli”, gdy na warsztat weźmie się wypowiedzi różnych przybocznych Donalda Tuska zrzeszonych w „koalicji 13 grudnia”.
Od paru dni w przestrzeni publicznej krąży ponura przepowiednia, która mówi, że jeśli w nocy stanie się przed lustrem i powie trzy razy: „j***ć PSL”, a potem szybko zgasi i zapali światło, można ujrzeć za plecami wściekłą twarz Marty Lempart. Choć jest to oczywiście żart, doskonale oddaje to, jak silne emocje wzbudza owa – jak dla mnie ni to urodziwa, ni inteligentna – postać w społeczeństwie. Kilka dni temu prowodyrka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, która w ostatnim czasie była jakby mniej widoczna w mediach, zdecydowała się wyjść z cienia i zabrać głos (a raczej publicznie pobluzgać) w sprawie odrzucenia przez posłów projektu nowelizacji Kodeksu karnego dotyczącego aborcji. Podczas „popisowego” wystąpienia najbardziej (zresztą nie po raz pierwszy w tej koalicji) dostało się szefowi ludowców, nazywanego pieszczotliwie przez obecną żonę „tygryskiem”. Tak na marginesie – „tygrysek” chyba siłą ironii i szydery przylepił się do Władysława Kosiniaka-Kamysza, bo na politycznego samca alfa przy boku Tuska raczej nie wygląda. Nie jest tak radosnym i odrobinę narwanym Tygryskiem jak postać z książek czy filmów o Kubusiu Puchatku. Przypomina raczej ostrożnego, ospałego i ciągle zbolałego Kłapouchego.
Dziś ideologiczne podgrzanie tematu aborcji jest bardzo wygodne dla premiera będącego w przeszłości i przeciwko, i „za” nowelizacją tzw. ustawy aborcyjnej. Nienawiść i hejt, które do niedawna służyły walce z PiS-em czy Kościołem nieprzypadkowo nakierowane są teraz na jednego z popleczników premiera. W myśl zasady „dziel i rządź”, skłócenie współkoalicjantów jest najprostszą metodą na to, by za chwilę nie mieć ich wszystkich przeciwko sobie. Stary wyga Tusk woli raczej posiedzieć nad brzegiem rzeki i popatrzeć, jak płyną trupy koalicyjnych „przyjaciół”, niż brać w tym osobisty udział.
A propos rzeki. Kiedy pisałem ten tekst, nad paryską Sekwaną trwała ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich a zaraz po niej rozgorzała dyskusja na temat słów – skądinąd trafnych – jakie wygłosił Przemysław Babiarz. W całej tej akcji z doskonałym komentatorem sportowym jest jednak jedno ale. Mianowicie zastanawia mnie, czemu ci, którzy tak buńczucznie stają w obronie zawieszonego właśnie pracownika TVP, jeszcze kilka miesięcy temu nie protestowali przeciwko wywaleniu z TVP Kurskiego choćby panów Pospieszalskiego czy Cejrowskiego. Czyżby jakaś zaćmienie umysłu albo awaria rozumu…
I jak tu cokolwiek komentować, kiedy to wszystko już było…
Leszek Sawicki