Komentarze
Zaskakiwanki

Zaskakiwanki

Życie zaskakuje, prawda? Ludzie zaskakują. Czasem innych, czasem samych siebie. Zaskakiwanie przysparza w mediach społecznościowych lajków, a w realu - daje rozpoznawalność.

Ogólnopolska sława dzisiejszego europosła i trybuna zemsty Dariusza Jońskiego zaczęła się właśnie od zaskoczenia. Jego wypowiedź na temat roku wybuchu powstania warszawskiego (według Jońskiego 1988 r.) i roku wprowadzenia stanu wojennego (odpowiednio - 1989) do dziś przewodzi jego politycznym dokonaniom, wśród których obok wspomnianej wyżej „wiedzy” są konkurujące z nią o palmę pierwszeństwa publiczne - bez dowodów - oskarżenia politycznych przeciwników i ferowane wyroki.

Taki to na zaskakiwaniu wyrósł samozwańczy prokurator i sędzia. Ani się zająknie, czy dotrzymał obietnicy kupienia – i przede wszystkim przeczytania – książki prof. Władysława Bartoszewskiego na temat powstania.

W ostatnim czasie wysyp zaskakiwanek mamy zaiste wielgachny. Zaskoczyła TVP, zawieszając sportowego komentatora Przemysława Babiarza za nieprawomyślne odczytanie idei songu „Imagine” Johna Lennona. A zaraz potem zaskoczyła jeszcze bardziej, przywracając go do komentowania olimpijskich zmagań. Sam redaktor Babiarz natychmiast po przywróceniu zaskoczył ugryzieniem się w język i odstąpieniem od kolejnego komentarza, który – podobnie jak wcześniejszy – mógł być uznany po pierwsze za polityczny, po drugie za nieprawomyślny.

Zaskoczyła swoim zachowaniem nasza tegoroczna olimpijka, sprinterka Ewa Swoboda. Która swoimi – nomen omen – swobodnymi wypowiedziami i sekretnym gestem zapewniła sobie większą rozpoznawalność niż wysoko ocenianymi wynikami na bieżni.

Zaskoczył – zmianą prowadzącego – poświęcony powstaniu warszawskiemu tegoroczny koncert „Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki”. Prowadzącego przez siedem lat ten koncert Tomasza Wolnego zastąpił w tym roku Jan Młynarski. Sorry – Jan Emil Młynarski. Tak, z „tych” właśnie Młynarskich. Okazało się jednak, że znane nazwisko to dużo za mało. Jan Emil Młynarski mocno się gubił na scenie i nie wiadomo było, czy jego zadaniem jest prowadzenie koncertu, czy promocja swojej kapeli.

Zaskoczyło też wykonanie Warszawianki z 1831 r., która w oryginale ma „W gwiazdę Polski orzeł biały/ Patrząc lot swój w niebo wzbił”, a w pierwszosierpniowym koncercie wybrzmiało „Patrząc lot swój w górę wzbił”. Ktoś ma pomysł, komu i dlaczego to niebo nie pasowało?

Zaskoczył też – zapodany na oficjalnej stronie premiera – upamiętniający powstanie warszawskie plakat. No, może nie tyle sam plakat, co informacja na nim, że powstanie skończyło się drugiego listopada. I jak tu na takim tle zinterpretować napis „Cześć i chwała Bohaterom!”? Albo – w sytuacji totalnej zapaści kraju – najwyższe podium dla Donalda Tuska w konkursie na najlepszego polskiego premiera XXI?

Tak po cichutku myślę, że te ostatnie zaskoczenia to może być robota Igrzysk Olimpijskich, które na inauguracji najpierw zaskoczyły parodią „Ostatniej Wieczerzy”, a zaraz potem – jeszcze bardziej – tłumaczeniem, że to nie „Ostatnia Wieczerza”, tylko „Uczta bogów”.

„Uczta bogów?”, patafiany? Same się uczta.

Anna Wolańska