Musimy o nich mówić
Mija 80 lat od wybuchu powstania warszawskiego. Odchodzą jego uczestnicy i świadkowie, zacierają się ślady, pamięć. Ale są osoby, które poszukują, dopytują, by na światło dzienne wydobyć to, co przez lata umykało: że Warszawa żyła nie tylko walką, dywersją, łapankami. Równie ważna była sfera ducha, wsparcia, modlitwy. To codzienna posługa kapłanów, sióstr, ale też osób świeckich - niekiedy ocierająca się o świętość czy śmierć.
Agata Puścikowska, dziennikarka, która tą tematyką zajmuje się od lat, usłyszała kiedyś słowa: „Nie da się zrozumieć Warszawy i powstania warszawskiego bez przestrzeni mistycznej”. Dlatego zaczęła poszukiwać takich osób, czego efektem były książki „Siostry z powstania. Nieznane historie kobiet walczących o Warszawę” oraz „Wojenne siostry. Niezwykłe historie bohaterskich kobiet”. Teraz przyszedł czas na świętych i błogosławionych – osób, które zanim dostąpiły tych zaszczytnych tytułów, zetknęły się z powstaniem warszawskim.
Znani bardziej i mniej
Jedną z nich jest „Radwan III”, czyli Stefan Wyszyński. Choć to postać dobrze nam znana, z udziału przyszłego Prymasa Tysiąclecia w powstaniu warszawskim nie wszyscy zdają sobie sprawę. Być może właśnie to, co wtedy widział, wpłynęło na jego późniejszą postawę i niezłomny hart ducha. Powstanie zastało go w Laskach pod Warszawą. Miał 34 lata. Nie skierowano go na pierwszą linię walki, ale do organizowania szpitala powstańczego – właśnie w Laskach. Prał bandaże, zmieniał opatrunki, ale też udzielał sakramentów, chował zmarłych. Asystował przy operacjach, trzymał za rękę umierających. W tym wszystkim zachowywał wielki spokój, który udzielał się innym. Nie skarżył się, choć po latach przyznał: „Pamiętam, jak byłem zmęczony, znużony tą ciągła krwią, amputacjami, koszami wynoszonych rąk i nóg, tą męką żołnierzy, którzy byli bohaterscy na froncie, a jak dzieci na stole operacyjnym”.
Jeden ze 122…
O. Józef Palewski CSsR jest jednym ze 122 sług Bożych, wobec których 17 września 2003 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny drugiej grupy męczenników z okresu II wojny światowej. Zginął 6 sierpnia 1944 r., podczas rzezi Woli, która pochłonęła 60 tys. ludzkich istnień. Wraz z 29 współbraćmi został rozstrzelany przez Niemców. W klasztorze redemptorystów przy ul. Karolkowej było miejsce i dla żołnierzy, i dla ludności cywilnej. Ojcowie przyjmowali wszystkich potrzebujących, posilali ciało i duszę: dzielili się jedzeniem, odprawiali Msze św., spowiadali. To, co stało się na początku sierpnia na Woli, Niemcy starali się ukryć, ale pozostały świadectwa tych, którzy widzieli.
Za młody
Pod koniec lipca 1944 r. przyjechał do Warszawy, by zastępować ks. Jana Zieję w obowiązkach kapelana domu Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Najświętszego Serca Jezusa Konającego przy ul. ks. Siemca (obecnie Wiślana). Ks. Tadeusz Burzyński był pierwszym kapelanem, który poległ w powstaniu warszawskim. Jego brat – również ksiądz – Jan Burzyński wspominał, że „musiał coś przeczuwać, bo gdy odprawialiśmy rekolekcje w czerwcu, do wszystkich mówił o przygotowaniu się na śmierć, a rano był u spowiedzi”. Rano, czyli 1 sierpnia 1944 r. Ok. 17.00 do Szarego Domu sióstr urszulanek na Powiślu przyszła informacja, że ranni potrzebują pomocy medycznej. Ks. Tadeusz zabrał oleje, stułę i z brewiarzem w dłoni pobiegł za siostrami. Ale wyjście z budynku obserwowali Niemcy – uderzyli i w siostry niosące rannego, i w księdza. Kula przeszyła aortę, ksiądz umiera ze słowami modlitwy na ustach: „Jezu, kocham Cię, Jezu, adoruję Cię…”.
Inna perspektywa
PYTAMY Agatę Puścikowską, dziennikarkę, autorkę książki „Święci 1944. Będziesz miłował”
Większość publikacji dotyczących czasu powstania warszawskiego skupia się na walce, bohaterskich żołnierzach, a nie kwestiach duchowych. Pani jako jedna z pierwszych zajęła się tym tematem – skąd ten pomysł?
To nie jest pomysł, raczej konsekwencja. Opisywałam powstanie z perspektywy zgromadzeń żeńskich. Okazało się wówczas, że skala działań sióstr w powstaniu, i to na wielu polach, była ogromna. I rzeczywiście nieznana, niedoceniana. Ich postawa, walka, codzienność – to było działanie dla drugiego człowieka, walka o godność poprzez leczenie, karmienie, bycie obok, modlitwę. I to były takie święte nieformalne – wspaniałe kobiety, które jednak z wielu powodów nie zostaną uznane formalnie świętymi Kościoła. Uświadomiłam sobie później jednak, że i tych formalnych świętych – ludzi, którzy w różny sposób otarli się o powstanie warszawskie, a potem dostąpili chwały ołtarzy, również nie znamy. I to już jest dziwna sprawa, biorąc pod uwagę, że od 1944 r. mija 80 lat. Dlatego postanowiłam stworzyć coś w rodzaju antologii osób, bohaterów, którzy byli w powstaniu (na różny sposób), dokonywali pięknych, heroicznych czynów, a potem Kościół katolicki zbadał ich życie, postawę i ogłosił błogosławionymi lub sługami Bożymi. Jak na razie nie ma ani jednej osoby kanonizowanej, która była związana z powstaniem warszawskim. Ale to kwestia czasu.
Poszukując świętych, którzy zapisali się na kartach historii powstania warszawskiego, napotkała Pani pewne trudności. I to nie tylko w przypadku historyków…
Byłam zaskoczona, że po prostu wielkie nazwiska słabo zapisały się w zbiorowej pamięci Polaków. Dość dobrze rozpoznawalni są w tym kontekście dominikanin o. Michał Czartoryski czy pallotyn ks. Józef Stanek. Nieco słabiej matka Róża Czacka, a co mnie mocno już zaskoczyło – nadal niewielu wie, że Prymas Tysiąclecia w czasie powstania był kapelanem o pseudonimie Radwan III. I był w tym wręcz heroiczny, a doświadczenie powstania z pewnością mocno zaważyło na jego późniejszym życiu, wyborach, spojrzeniu na kraj. Najmniej znani są, oczywiście, słudzy Boży, których proces beatyfikacyjny trwa. I tu nawet nie jestem zdziwiona: po prostu trzeba popularyzować te wspaniałe postaci. Mówię tu o ks. Burzyńskim (ksiądz z Łodzi, który zginął w pierwszej godzinie walk, biegnąc do rannego z sakramentami), o jezuicie o. Wiącku (zamordowany cywil z Mokotowa, piękny człowiek), i o. Palewskim – redemptoryście, który zginął jako jeden z 60 tys. cywilnych ofiar rzezi Woli. To, co musimy robić, to po prostu poznawać biogramy. I nie ze względu na nich samych, ale nas: to my potrzebujemy wzorców i formacji, nie oni.
To już Pani trzecia publikacja poruszająca temat życia religijnego walczącej Warszawy. Podobno po przeczytaniu poprzednich zgłaszało się do Pani wiele osób z pytaniem, dlaczego nie opisała wujka, cioci – powstańców, którzy umarli w opinii świętości. Ma Pani poczucie dobrze spełnionego obowiązku?
Książkowa trzecia, ale pisałam też setki (!) wywiadów i reportaży na ten temat, robiłam dziesiątki audycji radiowych, a nawet filmy dokumentalne. I trwa to tak naprawdę już prawie 25 lat. Po każdej niemal z takich aktywności zgłaszały się osoby, które pamiętały bohaterów, znały, etc. Opowiadały o ich życiu, dostałam też kilka spisanych wspomnień. Teraz już o to trudniej, bo po prostu starsi ludzie umierają. Ostatni powstańcy, niestety, też. Natomiast faktycznie wiele osób – także młodszych – pytało, czy opisałam lub opiszę ich wujka, znajomego, kogoś z rodziny, bo „umarł w powstaniu w opinii świętości”. To pokazuje, że powstanie miało wymiar mistyczny i ginęło w nim wielu nieformalnych świętych. Nie wolno o tym zapominać. Może właśnie teraz, paradoksalnie po tylu latach, jest czas, by o tym wymiarze duchowym szerzej mówić, badać, dokumentować to, co jeszcze da się opisać. Moi bohaterowie z książki „Święci 1944” to pewnego rodzaju symboliczny wybór siedmiu świętych z niezliczonej liczby pięknych, wspaniałych ludzi związanych z powstaniem warszawskim.
Dziękuję za rozmowę.
JAG