Pisarz i włościanin z Oleśnicy
W 1948 r. na łamach „Rolnika Polskiego” ukazała się krótka notatka zatytułowana „Kim jest autor «Siwego konia»” poświęcona Stanisławowi Kluczkowi - „pisarzowi z Podlasia, pracującemu ciężko na roli, a miłującemu gorąco sztukę pisarską i tworzącemu zawsze z myślą o wiejskim czytelniku”. Kilka lat wcześniej pisano o nim, że był „rycerzem pełnym fantazji i nie spotykanej brawury” („Wielkopolanin” 1937).
Znaczące wydarzenia
S. Kluczek żył w latach 1897-1966 r. Był synem Szymona Kluczka i Franciszki z Kłosów, miał ośmioro rodzeństwa. Ożenił się z Janiną z domu Brodzik i doczekał pięciorga dzieci. Był uznanym sadownikiem i szkółkarzem, miłośnikiem spokoju, prostych wiejskich przyjemności, ale zarazem człowiekiem nietuzinkowym, na którego losach – również jako pisarza – zaważyły ważne dla naszego kraju wydarzenia. Walczył podczas wojny polsko-bolszewickiej, także później uczestniczył w życiu kraju, chociażby dokładając swoją cegiełkę do formowanej w latach 30 ub.w. eskadry „Chrobrych” czy wykazując się dużą odwagą podczas II wojny światowej.
Jako autor debiutował prawdopodobnie 4 maja 1924 r., od tego dnia bowiem w „Gazecie Świątecznej” ukazywała się w odcinkach powieść „Podjazd. Opowiadanie ułana polskiego z czasu wojny z bolszewikami” o „śmiałym, prawym i walecznym” podchorążym Wasiutyńskim. W kolejnych latach opublikował m.in. prace: „Obrona dworu”, „Wnuczka wygnańca”, „Tajemnica Czarnego Jaru”, „Zamek Gardłorzeziec”, „Na krwawym szlaku”, „Pamiętniki Jerzego Downara”, „Alina z Wilczego Uroczyska”, „Wycieczka na Podlasie”, „Szkatułka z malachitu”, „Skarb powstańców”, „W partii księdza Brzózki”, „Biała Pani Czarnego Jeziora”, „Siwy koń”. Do swoich powieści rysował „stosowne obrazki”, a nawet projektował okładki.
To szczególne pisanie
Twórczość literacka S. Kluczka jest efektem wysiłków samouka, który w swych pracach ujawniał własne fascynacje lekturami innych autorów, ale też opisywał osobiste przeżycia i zdarzenia, których doświadczył na Ukrainie czy w Rosji. Jak zauważa jego wnuczka Agata Kluczek, która jest profesorem na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, a obszarem jej badań jest… historia, musiał mieć ogromną wyobraźnię, którą skutecznie podsycał patriotyzm. A opisywanie własnych przeżyć wojennych może świadczyć o wadze zdarzeń, w których jako jeden z trybików uczestniczył. Z kolei tematyka rycersko-szlachecka dowodzi jego wielkiego szacunku dla tradycji, czego odzwierciedleniem jest i umiejscowienie fabuły, i konstrukcja takich, a nie innych wizerunków bohaterów: przedstawicieli potężnego narodu, walczących o Polskę, śniących o ziemi ojczystej i do niej powracających.
Wciąż rosną drzewa, które posadził
PYTAMY Agatę Kluczek, wnuczkę Stanisława Kluczka
Nie miała Pani okazji osobiście poznać dziadka, a jednak jego pamięć w Waszej rodzinie jest żywa – jakim dał się zapamiętać?
Dziadek zmarł w 1966 r., nasze ścieżki życiowe skrzyżowały się więc na zbyt krótko, bym mogła go zapamiętać. Jednak był tak nieprzeciętną osobą, że obrósł legendą, a jego postać w historii rodzinnej stoi niczym filar. Mocno odczuwam to jako córka jednego z jego synów, w prostej linii dziedzicząca nazwisko i związane z nim obowiązki oraz profity. Oczywiście mam własne wyobrażenie dziadka, budowane na bazie wspomnień tych, którzy go znali, oraz samodzielnie odczytywane z tego, co kryje się w jego pracach. Nie mogę wypowiadać się w imieniu innych go pamiętających, to wyłącznie moja opinia. Określiłabym go jako człowieka pracowitego, sumiennego, przyzwoitego, inteligentnego, o zdecydowanych przekonaniach, z bogatą wyobraźnią, romantyka – na pewno kogoś wyrastającego ponad przeciętność.
Skąd jego zamiłowanie do pisania?
Nad genezą twórczości pisarskiej dziadka mogę się tylko zastanawiać i domniemywać, na ile na powstanie jego licznych tekstów wpłynęły zamiłowanie i pasja, może poczucie odpowiedzialności za kraj oraz innych, może poczucie własnej wartości, a może konieczność ekonomiczna. Choć „nie miał szkół”, z domu rodzinnego wyniósł elementarne umiejętności czytania i pisania. Pamiętajmy, że dorastał on na ziemiach pod panowaniem rosyjskim. I ten samouk, bo tak trzeba go nazwać, w młodym wieku sam zaczął pisać, a czynił to po polsku, z rozmachem, fantazją, wychodząc poza horyzont mikroświata, w którym przez większość swego życia funkcjonował. Na pewno – tu nie mam wątpliwości – bodźca do pisania dostarczyły mu osobiste przeżycia. Oto młodzieniec, mieszkaniec jednej z wiosek pod Siedlcami, znalazł się, ot, chociażby na dalekiej Ukrainie pod Beresteczkiem…
Te tradycje patriotyczne sięgały głębiej?
Dziadek był patriotą i żołnierzem. Wpłynęła na to, być może, rodzinna pamięć o powstańcu styczniowym, którym najpewniej był jego własny dziad, Błażej (zm. 1889), zaważyły również okoliczności zewnętrzne. Młodość dziadka przypadła na czas odradzania się Niepodległej i walk o jej granice. W 1919 r. trafił do wojska, gdzie pełnił służbę jako kawalerzysta 3 szwadronu 12 Pułku Ułanów Podolskich. To słynna formacja, z pięknym rodowodem sięgającym epoki Księstwa Warszawskiego, która odznaczyła się również w wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1921. Dziadek w tej wojnie brał udział, do rezerwy został przeniesiony po traktacie ryskim. Odznaczenie go Krzyżem Walecznych jest chlubną pamiątką po tych latach spędzonych w walce. Ślad militarnego pochodu dziadka można punktowo śledzić w opublikowanych tekstach. W nich przewijają się nazwy Ozierna, Samhorodek, Beresteczko… – czyli te, które lokalizują boje z bolszewikami, ale również te wskazujące miejsca na Kresach dawnej Rzeczypospolitej.
Ale nie tylko pisaniem się zajmował, bo robił wiele innych ciekawych rzeczy…
Dziadek był określany – i sam też tak sygnował swoje teksty – jako pisarz albo włościanin z Oleśnicy. Te dwa pojęcia dobrze go określają. Z jednej strony przemierzył tysiące kilometrów, a na kartach swych tekstów przerzucał mosty między kontynentami, z drugiej: posiadacz rodziny, domu, pola, sadu w Oleśnicy. Wyobrażam sobie, że w jego życiu te dwie płaszczyzny skojarzeń po prostu dobrze się uzupełniały. Że czas spędzony nad kartką papieru, kiedy tworzył, czy to pisząc, czy rysując, był równie ważny jak ten, który poświęcał rodzinie i gospodarowaniu. Był zwłaszcza doświadczonym i cenionym sadownikiem i szkółkarzem, posadził i pielęgnował setki jabłonek.
Mieszkańcy Oleśnicy wiedzą, że wśród nich żył tak ciekawy człowiek. Został w jakiś sposób upamiętniony?
Oleśnica to mała wioska, z wszystkimi jej powabami i zaletami. W takich enklawach każdy będzie miał swoją tożsamość, wartość i znaczenie, a jeśli – co się tyczy właśnie dziadka – taka jednostka jest „osobowością”, to za życia jest tym bardziej uznana i szanowana, a po śmierci dobrze wspominana i doceniona. Biorąc pod uwagę ramy czasowe życia dziadka, jest oczywiste, że z autopsji znają i pamiętają go już nieliczni, ci dojrzali wiekiem; więcej jest takich, którzy pamiętają o nim, lecz to przede wszystkim rodzina. Jej niektórzy członkowie wciąż mieszkają w Oleśnicy, przede wszystkim córka dziadka i jego wnuk, innych los rzucił w różne części kraju. Własnością potomków dziadka pozostaje jego rodzinny dom. Wciąż rosną drzewa, które posadził… Zostały ślady materialne jego obecności, trwa pamięć, a jego książka „Zamek Gardłorzeziec” po raz drugi – po ponad 90 latach od pierwszego wydania – została opublikowana przez wydawnictwo Replika.
Dziękuję za rozmowę.
JAG