Komentarze
Miłośnicy dobrych uczynków

Miłośnicy dobrych uczynków

Umarł Alain Delon - aktor określany mianem legendy francuskiego kina. Mężczyzna tyleż piękny, co kontrowersyjny.

Jego życie osobiste, krytykowanie francuskich elit, popieranie polityki Marine Le Pen czy lekceważący stosunek do ruchu „Me Too” wywoływały spore poruszenie. Jednak największe, a w zasadzie najgłośniejsze zamieszanie spowodowało jego przedśmiertne życzenie. Kilka lat temu Delon, miłośnik zwierząt, a zwłaszcza psów, których w ciągu życia miał kilkadziesiąt, powiedział, że chce, aby jego ukochany i ostatni pies Loubo został uśpiony i nie cierpiał na grobie swojego pana.

Sprawa nabrała rozgłosu natychmiast po śmierci Delona. Pospolite ruszenie ogłosili obrońcy praw zwierząt, a swoje oburzenie wyrazili w wielce empatycznym i humanitarnym haśle: „Życie zwierzęcia nie powinno zależeć od życia człowieka”.

Ostatecznie rodzina aktora zadeklarowała, że Loubo nie zostanie uśpiony, a zadowoleni z przeforsowania dobrego uczynku miłośnicy zwierząt mogli odfajkować kolejne zwycięstwo.

Kiedy dwa lata temu Delon zadeklarował, że chce odejść z tego świata na własnych warunkach, czyli poddać się eutanazji, bo boi się cierpienia, miłośnicy życia przyjęli to ze zrozumieniem. Wszak – skoro jest taka możliwość, to człowiek, nie tylko Alain Delon, ma prawo zarządzać swoim życiem właśnie tak, jak chce. Tak jak kobieta w ciąży ma prawo do swojego brzucha. Miłośnicy szeroko pojętej wolności i praw człowieka uważają więc za swój naczelny obowiązek z oddaniem walczyć o możliwość legalnej aborcji – najpierw do 12 tygodnia ciąży, potem do piątego miesiąca, a potem coraz dłużej i dłużej – aż do „bez ograniczeń”. W imię tejże wolności w postępowych krajach każdy, komu życie się niekoniecznie podoba, może poddać się tzw. eutanazji. A w ramach prawa własności rodzice czy opiekunowie mogą podjąć decyzję o uśmierceniu swojego narodzonego dziecka. Bo „kochać to pozwolić odejść”.

Dziwny jest ten świat. Coraz bardziej eliminuje ludzi i obdarza przywilejami zwierzęta. Coraz częściej protestuje przeciw obecności dzieci w wielu miejscach i postuluje wolne od nich strefy. A że życie nie lubi próżni, to ich miejsce zajmują zwierzęta. Rodzina to dziś już niekoniecznie matka, ojciec i dzieci, tylko partnerzy i pieski albo kotki, które dla wielu stają się „osobą zwierzęcą”. I jak dzisiaj protestują przeciwko słowu „zdechł”, tak za parę dni nakażą wobec zwierząt używać sformułowania „którzy”. Taka to wolność, równość i braterstwo.

Czy niedługo każdy, kto odróżnia człowieka od zwierzęcia, będzie napiętnowany przez tych, których najpoważniejszym argumentem jest wrzask? Ciekawe, co zrobią ci krzykacze, kiedy już – co nie daj, Panie Boże – zabiorą prawa ludziom, a oddadzą zwierzętom. Folwark zwierzęcy? Ktoś z tych nieprzejednanych zwolenników zrównania zwierząt z ludźmi pamięta, że rewolucje pożerają swoje dzieci?

Anna Wolańska