Komentarze
Dar na trudny czas

Dar na trudny czas

Minął dokładnie rok od beatyfikacji - jak to się często dziś określa - „Samarytan z Markowej”, czyli bł. Rodziny Ulmów.

Od początku wydarzenie dla jednych stało się elementem sprawiedliwości dziejowej - radością, że oto prości, odważni, wypełnieni miłością do Boga i człowieka ludzie zostali zauważeni, docenieni, a przede wszystkim - że Kościół swoim autorytetem potwierdził ich świętość, dla innych zaś „solą w oku”. Nie zabrakło utyskiwań, że wyniesienie na ołtarze stało się manifestacją polityczną (niby dlaczego?), wyciąganiem na światło dzienne denuncjacji i skrajnie przeciwnych postaw Polaków.

Bohaterstwo Ulmów narusza też forsowaną od lat tezę (promowaną przez Żydów i Niemców) o współodpowiedzialności Polaków za Holocaust. Pisałem na łamach naszego tygodnika o wyrzuceniu z tzw. wystawy stałej Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku ekspozycji m.in. im dedykowanej pod pretekstem „niespójności artystycznej z całością kulturowego i historycznego przekazu obecnego w muzeum”. Gdy tłumaczenie okazało się zbyt słabe, „Gazeta Wyborcza” napisała piórem Pawła Machcewicza, iż „sposób prezentowania rodziny Ulmów fałszuje rzeczywistość historyczną”, a p.o. dyrektora Muzeum II Wojny Światowej prof. Rafał Wnuk w audycji Radia Gdańsk raczył porównać polskich bohaterów męczenników z czasów niemieckiej okupacji do… Myszki Miki i Supermana.

Na nic się to – na szczęście – zdało, o czym może świadczyć kult „Samarytan z Markowej”, jakim zostali otoczeni w swojej rodzinnej diecezji, ale też w Polsce i poza jej granicami. Jak czytamy w raporcie Katolickiej Agencji Informacyjnej, tylko w minionych dwunastu miesiącach diecezja przemyska przekazała 1,2 tys. relikwiarzy: trafiły do wszystkich parafii archidiecezji przemyskiej (blisko 400) oraz do wielu wspólnot parafialnych i zakonnych w Polsce i w świecie. Nowe prośby cały czas napływają.

Co tak pociąga nas w świętości zwyczajnych rolników z Markowej? Jak tłumaczył niedawno w rozmowie z KAI ks. Witold Burda, postulator procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego bł. rodziny Ulmów, „w ich prostocie, w ich różnych pasjach, sposobie przeżywania relacji małżeńskiej, w trosce o wychowanie dzieci, w ich relacji do każdego człowieka – w tym wszystkim każdy z nas może się odnaleźć (…). Warto też podkreślić troskę Ulmów o rozwój intelektualny i duchowy – to również bardzo wymowny aspekt ich drogi do świętości, który kryje w sobie piękną lekcję dla współczesnego człowieka (…). Ktoś pięknie powiedział, że w Ulmach wszyscy odkrywamy zapisane przez Pana Boga w sercu każdego człowieka pragnienie dobra. Przecież nie ma człowieka, który chciałby swoje życie zmarnować. W głębi serca wszyscy chcemy dobrze i mądrze żyć. I w Ulmach to pragnienie było bardzo żywe, głębokie i oni za tym pragnieniem cały czas szli. Owo pragnienie to kolejny swoisty wspólny mianownik, który pomaga nam znaleźć coś pięknego i budującego w życiu bł. Rodziny Ulmów”.

O niezwykłym fakcie pisała też niedawno „Niedziela”. Badana jest prawdziwość cudu, który – co bardzo prawdopodobne – wydarzył się za ich wstawiennictwem. Stoi za nim historia dziecka, u którego jeszcze pod sercem matki wykryto poważne schorzenie. Lekarz zalecił aborcję eugeniczną. „Rodzice dowiedziawszy się o rodzinie Ulmów, zaczęli się modlić za ich wstawiennictwem. I 10 września 2023 r., dokładnie w dniu ich beatyfikacji, dziewczynka urodziła się zupełnie zdrowa” – czytamy na stronach tygodnika. Faktu nie da się wytłumaczyć medycznie. Jeśli cud by się potwierdził, otworem staje droga do ich rychłej kanonizacji.

Wielu to zapewne znów zaboli.

A może to znak czasu? Na naszej drodze – w społeczeństwie wypełnionym słabymi, uległymi, osaczonym przez wygodę i konformizm ludźmi – pojawili się zwyczajni, a jednak niezwyczajni Ulmowie. Aby nas zawstydzić? Zainspirować? Dodać sił? Pomóc wyrwać się ze szpon gorszego, bo niewidzialnego totalitaryzmu? Znaleźć odwagę, abyśmy mogli stanąć w obronie najsłabszych?

Pan Bóg w swoim działaniu jest niesamowity!

Ks. Paweł Siedlanowski