Co tu dużo mówić: kocham to!
To pierwsza osoba z województwa lubelskiego, która otrzymała takie wyróżnienie. Nagroda jest przyznawana od 2011 r. w dwóch kategoriach: twórcom ludowym oraz za upowszechnianie i ochronę kultury ludowej. Na każdej pamiątkowej tablicy wmurowanej w płycie rynku widnieje tytułowa gwiozda, czyli jeden z typów charakterystycznej łowickiej wycinanki.
To najbardziej rozpoznawany motyw powszechnie kojarzony z polską kulturą ludową i folklorem. Kowalewska została uhonorowana na wniosek Muzeum Wsi Lubelskiej, z którym współpracuje 20 lat. Zajmuje się nie tylko tkactwem, ale i krawiectwem ludowym. Jest trzykrotną stypendystką ministra kultury i dziedzictwa Narodowego (także tegoroczną) oraz laureatką Nagrody im. Oskara Kolberga „Za zasługi dla kultury ludowej”.
Stasiu, tkajmy!
– W domu najpierw babcia, a potem mama robiły na krosnach, a ja podpatrywałam. Można powiedzieć, że mam to we krwi. Trochę też zajmowałam się krawiectwem, ale, szczerze mówiąc, nie miałam do tego serca – opowiada S. Kowalewska, która tka właściwie od ukończenia siódmej klasy szkoły podstawowej. – Bo i co miała robić wtedy dziewczyna – dodaje.
Początkowo wykonywała płótna na worki, chodniki-szmaciaki, prześcieradła, ręczniki, obrusy. Pewnego dnia jej chrzestna, znana tkaczka Stanisława Baj z Dołhobród zaproponowała: „Stasiu, tkajmy perebory”. – To ornament tkacki charakterystyczny dla zdobień północno-wschodniej części Polski. Na terenie Lubelszczyzny pokrywał się z zasięgiem stroju nadbużańskiego i włodawskiego. Tworzy się go techniką wybierania, która polega na dobieraniu nici za pomocą czółenka i deseczki – wyjaśnia twórczyni z Nowego Holeszowa. Z ciotką zbierały stare koszule i ręczniki, których jeszcze wtedy było dużo po domach i z nich czerpały tradycyjne wzory. – Zaczęłyśmy robić narzuty, kilimy, ale też bluzki damskie, koszule męskie. I tak to się zaczęło – wspomina.
Nawet kiedy w 1965 r. wyszła za mąż, na świat przyszły dzieci i trzeba było więcej czasu poświęcić rodzinie, pracy w gospodarstwie i sklepie, który funkcjonował w jej domu, czy obowiązkom gminnej radnej, zawsze starała się znaleźć choćby chwilę na swoją pasję. – Teraz, kiedy jestem na emeryturze, w pełni mogę poświęcić się tkaniu. Bardzo to lubię. Poza tym, jak człowiek wejdzie w te nitki, które można liczyć w tysiącach, zapomina o kłopotach dnia codziennego – dodaje.
Z matematyczną precyzją
Obecnie S. Kowalewska wykonuje wyłącznie perebory na stroje ludowe, ręczniki, obrusy, na zamówienie dla zespołów folklorystycznych.
W pracach wykorzystuje kolorowe nici bawełniane oraz wełniane z przewagą kolorów czarnych i czerwonych. Wzory wybiera deseczką i czółenkiem. To nie jest łatwe zajęcie. Najtrudniejsze jest przygotowanie krosien do pracy. Samo tkanie wymaga dobrej umiejętności liczenia, ponieważ trzeba matematycznej precyzji w przekładaniu nici przez osnowę. To skomplikowana wiedza. Do tego trzeba mieć wzory, a pani Stanisława lubi sobie podnieść poprzeczkę i zawsze dodaje coś od siebie. – Niektórzy mówią: „A co to za filozofia – usiąść i poprzekładać nitki”. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo to czasochłonne. A jak się posiedzi kilka godzin, to i oczy bolą, więc trzeba robić przerwy. Tymczasem zrobienie wzoru na jeden rękaw koszuli zajmuje dwa dni – tłumaczy tkaczka. Kiedy pytam, czy na pereborach, które zdobią bluzki, sukienki czy spódnice, można zarobić, pani Stanisława przyznaje, że twórczość ta nie jest doceniana. – Za całość na koszuli można dostać 400 zł. Jednak, kiedy kocha się to, co się robi, pieniądze nie są najważniejsze – odpowiada.
Dopóki starczy sił
Twórczyni z Nowego Holeszowa chętnie dzieli się swoimi umiejętnościami i wiedzą. Od 1990 r. należy do Stowarzyszenia Twórców Ludowych, jest także członkinią Stowarzyszenia Twórców Kultury Nadbużańskiej im. Janusza Kalinowskiego we Włodawie oraz udzielała się w Nadbużańskim Uniwersytecie Ludowym w Husince, gdzie objaśniała technikę i pokazywała tradycyjne wzornictwo. Współpracowała z gminnymi ośrodkami kultury w Hannie, Białej Podlaskiej, Dołhobrodach, prowadząc warsztaty i pokazy tkackie czy pomagając tworzyć pracownie i szkoląc instruktorów. – Szczerze mówiąc, nie każdy może się tej sztuki nauczyć. Wiele osób przyjeżdżało raczej dla rozrywki, ale mam też kilka bardzo zdolnych uczennic, które dziś tkają perebory. Prawdziwe talenty, a przede wszystkim od samego początku były zainteresowane tą jakże mozolną techniką. Na widok krosna, aż śmiały im się oczy – opowiada.
Kowalewska nie wyobraża sobie spędzania wolnego czasu inaczej niż tkając. – No co tu dużo mówić, kocham to. Jestem już w podeszłym wieku, ale będę tkała, dopóki starczy sił – zapewnia.
Oprócz staranności, pracowitości, szacunku dla tradycyjnych wzorów, największymi atutami twórczyni z Nowego Holeszowa są życzliwość, uśmiech i wyrozumiałość. To sprawia, że jest nie tylko dobrą tkaczką, ale i nauczycielką.
DY