Trzymam kciuki
A skoro tak, wydaje się być to jak najwłaściwsza pora do tego, by się wreszcie coś narodziło. No i się narodziło. Dziecię zwane demokracją walczącą. Jak przyznał jego protoplasta Donald Franciszek, który wraz ze sporą grupą koalicjantek i koalicjantów 13 grudnia ubiegłego roku zakończył niełatwy proces płodzenia, owo coś, odkąd tylko samodzielnie stanie na nogach, ma zajmować się przywracaniem praworządności i rozliczeniami poprzedników.
„Jeśli chcemy przywrócić ład konstytucyjny oraz fundamenty liberalnej demokracji, musimy działać w kategoriach demokracji walczącej. Oznacza to, że prawdopodobnie nieraz popełnimy błędy lub podejmiemy działania, które według niektórych autorytetów prawnych mogą być nie do końca zgodne z literą prawa, ale nic nie zwalnia nas z obowiązku działania” – oznajmił premier.
Każdy, kto ma choć odrobinę rozumu i umie łączyć kropki, widzi, że przywracanie praworządności polegające – co przyznał Tusk – na łamaniu prawa i zamiarze popełniania dalszych przestępstw jest najwyższych lotów patologią, której nawet przy surowej ocenie rządów PiS nijak nie da się porównać z bezczelnością, pychą, butą oraz poczuciem bezkarności obecnie rządzących.
Powiedzmy sobie szczerze: gdyby takie słowa padły z ust premier Szydło tudzież premiera Morawieckiego, to różnej maści Komisje Weneckie wespół z brukselskimi organami od przestrzegania praworządności rozbijałyby namioty przed siedzibą kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Na miejscu zjawiliby się przedstawiciele wszystkich opiniotwórczych mediów zagranicznych, a prawnicze autorytety godzinami prawiłyby o autorytarnym przewrocie dokonywanym przez skrajnie prawicową partię.
Powiedział to jednak Donald Tusk. I co? I nic. Berlin i Bruksela są zachwycone polskim rządem i wręczają jego premierowi kolejne nagrody. Zaś w uśmiechniętych mediach trwa konkurs na to, kto lepiej uzasadni decyzję Tuska i głośniej jej przyklaśnie. Na szczęście – co mogą sugerować najnowsze sondaże wykonane jeszcze przed słynnym wycofaniem kontrasygnaty przez premiera i falą krytyki, jaka wówczas na niego spadła – widać, że kompromitująca się na każdym kroku koalicja 13 grudnia zużywa się w zawrotnym tempie wśród coraz większej grupy wyborców. Kiedy w ostatnich tygodniach wydawało się, że głupiej postępować w polityce się nie da, kreowany na wielkiego lidera, twardego wodza i polityka mającego wszystko pod kontrolą Tusk postanowił udowodnić, że jednak się da. Gdy premier budujący swój wizerunek na autorytecie nieomylnego i niezłomnego wodza zalicza tego rodzaju wpadki i popełnia tak katastrofalne błędy, to przestaje być groźnym wodzem i staje się pośmiewiskiem. Dziś za Tuska trzeba trzymać kciuki, aby swojej polityki nie zmieniał i dalej żwawo zdążał w obranym kierunku.
A tak na marginesie. Czy obserwując krajową politykę, nie uważacie Państwo, że jest u nas jakimś fenomenem to, iż nikt bardziej nie zniechęca Polaków do popierania PiS-u niż niemający pomysłu na siebie PiS, a z drugiej zaś strony nikt nie przekonuje Polaków bardziej do popierania PiS-u niż PO?
Leszek Sawicki