Gorzkości nasze powszednie
Z pewnością wiele osób mu przytaknie, uważając, że optymiści to ci niepoprawni, naiwni, oderwani od rzeczywistości. Bo czyż można patrzeć na świat bez goryczy, wierząc, że wszystko się uda, skoro każdego dnia tyle spraw „nie wychodzi”?... Rozgoryczenie, frustracja mają wiele źródeł: „pogoń za cieniem”, niezdrowe ambicje, zazdrość, niespełnienie, blednąca uroda, rozminięcie się oczekiwań z rzeczywistością, ciągłe porównywanie się z innymi, lęk i brak perspektyw...
…wewnętrzny bałagan – to tylko niektóre z przyczyn. One sprawiają, że zaciskają się pięści. Gorycz, niczym tsunami, zmiata z powierzchni ziemi wszystko inne. Sprawia, że osobę nią zawładniętą inni zaczynają omijać, traktować jak trędowatą. Albo odwrotnie – zaczyna przyciągać do siebie podobnych frustratów. Czasem gorzka też staje się starość, gdy zabraknie w niej zgody na przemijanie. Pretensje i spetryfikowany żal zamykają w więzieniu samotności.
Jak sobie radzić ze zgorzknieniem? Nie ma sensu porównywać się z innymi, bo każdy z nas ma swoją drogę, jest jedyny i niepowtarzalny przed Bogiem – nie było przedtem nikogo takiego i nigdy potem nie będzie. Tomasz à Kempis w książeczce „O naśladowaniu Chrystusa” pisze: „Nie przejmuj się zbytnio tym, kto jest za tobą, a kto przeciw tobie. Troszcz się o to i tak postępuj, żeby Bóg był z tobą we wszystkim, co czynisz. Jeśli będziesz miał czyste sumienie, Bóg będzie twym dobrym obrońcą”. Trzeba żyć swoim życiem. Nader często z bezwstydną lekkością sięgamy po życie innych. Krytyka, plotki i oszczerstwa, zazdrość wypełniają codzienne rozmowy. Media, kolorowe magazyny usłużnie podsuwają „cierpkie jagody” – gorycz staje się jeszcze większa. A tymczasem niemiecki mistyk notuje: „Moglibyśmy cieszyć się głębokim pokojem, gdybyśmy się nie zajmowali tym, co inni mówią i robią, a co do nas nie należy. Jak może żyć dłuższy czas w pokoju ktoś, kto miesza się do cudzych spraw, szuka okazji do spotkań poza domem i niewiele czasu poświęca na wewnętrzne skupienie?”.
Św. Jan Vianney zwykł mówić, że największą pokusą diabelską kierowaną do ludzki, którzy pragną radykalnie odmienić swoje życie, wejść na drogę do świętości, jest obawa: co sobie inni o mnie pomyślą? I na to jest rada: „Nie trap się, że ktoś o tobie źle pomyślał lub powiedział coś, czego niechętnie słuchasz. Jeśli jesteś zwrócony ku swojemu wnętrzu, nie będziesz się szczególnie przejmował słowami przylatującymi z zewnątrz”. Trzeba umieć odejść, gdy nadejdzie czas. Nie chodzi tu tylko o zewnętrzną rezygnację ze stanowiska, pełnionej roli w społeczeństwie czy rodzinie – raczej o duchową dyspozycję. Często źródłem goryczy dojrzałych ludzi jest kurczowe trzymanie się przeszłości. Brak zgody na to, że w którymś momencie domowe gniazdo pustoszeje – dzieci, niczym ptaki, odlatują w świat. Trzeba wtedy zrozumieć, że przecież po to otrzymały życie, wychowanie, aby któregoś dnia były gotowe do odejścia.
I może wreszcie najważniejsze: aby wyzbyć się piekła goryczy, trzeba być wdzięcznym, jak najczęściej dziękować – Bogu i ludziom! Pamiętać wszystko, co było dobre i zapominać doznane krzywdy. Człowiek wdzięczny ma w sobie światło, niczym magnes przyciąga do siebie innych – rozgoryczony i roszczeniowy powoli umiera od jadów, które w sobie nagromadził. Toksyny, które z taką pieczołowitością kolekcjonuje, zniszczą w nim nawet te resztki wiary, nadziei, które pozostały.
Ks. Paweł Siedlanowski