Kultura

Co na to Zanussi?

O miłości, Bogu, przypadku i odwiecznym dylemacie: być czy mieć, mówił Krzysztof Zanussi podczas spotkania przed projekcją filmu „Liczba doskonała” wyświetlanego w ramach Dni Kultury Chrześcijańskiej.

Film oraz wywiad z reżyserem, który sprawnie przeprowadziła Agnieszka Pasztor, ściągnął 14 października do sali w Novym Kinie komplet widzów. Fani twórczości Zanussiego nie zawiedli się: spotkanie było prawdziwą ucztą intelektualną i duchową. Reżyser odpowiadał na pytania A. Pasztor i publiczności z wielkim taktem. Przywoływał poglądy filozofów i publicystów, ale też opowiadał o swoich doświadczeniach.

K. Zanussi w swoich filmach zawsze stawia ważne egzystencjalne kwestie związane m.in. z wiarą, miłością, życiowymi wyborami. Podobnie jest w „Liczbie doskonałej” z 2022 r. Najnowsza produkcja nie została jednak dopuszczona do konkursu ubiegłorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. – Uznano, że jest bezprzedmiotowy, bo mówi o świecie duchowym, a przecież go nie ma… Podobny komentarz usłyszałem na jednym z poważnych festiwali międzynarodowych: „bo jest w nim przedstawiony świat urojeń” – przyznał K. Zanussi ze świadomością, że jego najnowszy obraz w żaden sposób nie wpisuje się w trendy współczesnej kultury zdominowanej przez postmodernizm. – Dla mnie to film o czasach, w których przestaliśmy umieć kochać – podzieliła się spostrzeżeniem A. Pasztor. – To dobra diagnoza, ale groźna, bo bez miłości życie nie ma żadnego uzasadnienia. Życie polega właśnie na tym, żeby kochać. To, że tylu ludzi odczuwa dzisiaj brak sensu, to pochodna tego, że miłość „wyparowała”. Zostały namiętności – ogromne, ale niebędące miłością. Do miłości człowiek musi dorosnąć; nie jest to dane automatycznie – odpowiedział K. Zanussi.

 

Jestem bogaty

Pytanie o bohaterów filmu, z których jeden napawa się bogactwem, a drugi odrzuca intratną posadę w USA po to, by poświęcić się nauce, sprowokowało refleksję reżysera na temat kondycji współczesnego człowieka w kontekście posiadania. Gość Dni Kultury Chrześcijańskiej odwołał się do myśli ks. prof. Tomáša Halika, czeskiego duchownego, który ukuł twierdzenie o ateizmie pełnego brzucha. – W historii ludzkości nigdy nie było dotąd tak, żeby nie znała głodu. Ja jeszcze należę do pokolenia, które się o głód otarło, tzn. były momenty w czasie wojny, gdy jedzenia brakowało. Ale to znikło. Nagle wszyscy są dokarmieni i to zmienia perspektywę – stwierdził K. Zanussi, mówiąc, że człowiek, mając wszystko na wyciągnięcie ręki, rozleniwił się duchowo. Głównym pragnieniem uczynił wzbogacenie się. – Bogacić się można bez końca, tak jak i o zbawienie zabiegamy bez końca, ale nastąpiło jakieś podstawienie: dzisiejsze społeczeństwo jest zbudowane na tym, żeby mieć więcej. A po co? Nie ma sensu mieć wszystkiego. Bogaty jest ten, kto ma tyle, ile mu potrzeba. Ja jestem bogaty – mam dość, na ile mi potrzeba. Nie warto poświęcać życia na to, żeby się bogacić – przekonywał reżyser. Wspomniał, że jeszcze jako student, miał propozycję pracy w koncernie swoich krewnych we Włoszech. Samochody i pałace w tle kusiły, a jednak zrezygnował. – Postąpiłem tak w poczuciu klęski, że nie mam odwagi, że się wycofuję z wielkiej szansy. Wydawało mi się, że stchórzyłem… Ale może była to podpowiedź Ducha Świętego? Bo gdybym został, na pewno nie miałbym tak kolorowego życia – powiedział.

 

Bóg nie musi być, żeby był

K. Zanussi mówił również o wierze. Żebrak siedzący na schodach kościoła, namawiany przez głównego bohatera filmu, by zaprzeczył istnieniu Boga, odpowiada: „Bóg nie musi być, żeby był”. – To nawiązanie do myśli Pascala. Bóg to nie wytwór ludzkiej wyobraźni czy potrzeby. On jest sam z siebie – zaznaczył gość spotkania. Niemożność poznania Boga odniósł do przywołanej w filmie symboliki tzw. wstęgi Möbiusa. – To pewna metafora tego, że nasze poznanie jest ograniczone. U podstaw wszelkiej duchowości leży obcowanie z tajemnicą. Ja tak uważam, tak wierzę. Ale dzisiejszy świat się od tego odwraca – mimo przestróg Einsteina, który był bezwyznaniowy, ale mówił: kto nie czuje tajemnicy istnienia, kto jej przeczy, ten jest ślepy i głuchy. Filozofowie XIX w., jak Engels, zaprzeczali światu duchowemu, mówiąc, że jest tylko materia. To niedobre samoograniczenie, zły pomysł. Nawet jeśli nie wierzymy, nie znaczy, że Boga nie ma – mówił, przekonując, że tajemnice Pana Boga, świata pozagrobowego po prostu przerastają człowieka.

 

Święci się zmieniali

Zanussi przyznał się, że dużo czerpie z tradycji Kościoła, np. szuka inspiracji w postaciach św. Augustyna i św. Franciszka. Za życia nie mieli nic wspólnego z lukrowatą świętością, jak często wyobrażamy sobie ludzi obdarzonych szczególną Bożą łaską; wręcz przeciwnie. Byli za to gotowi do tego, by zmieniać siebie. – Żyjemy w świecie determinizmu, który uczy – a przoduje w tym psychologia – że jesteśmy skazani na to, jacy jesteśmy, bo ukształtowały nas geny, rodzice, szkoła, społeczeństwo. Powiedzieć człowiekowi: pozostać draniem, bo tak zostałeś ukształtowany? To zły pomysł. Dlatego wracam do świętych – przyznał K. Zanussi. Odpowiedział też na pytanie o moc sprawczą kobiet – bo to dzięki kobiecie bohater jego filmu odrzuca egoizm. – Rolą miłości i przyjaźni jest to, że sobie pomagamy i wychowujemy się wzajemnie – podkreślił K. Zanussi, przyznając, że kobieta może wyrwać swego mężczyznę z „duchowego otłuszczenia”. Mówił też o swojej żonie i jej decyzji o rezygnacji ze swoich planów zawodowych. – To wielka ofiara, ale zawód plastyka, świat marszandów, recenzji, na jaki była skazana, jest równie okropny co świat filmowy. Ale dzięki temu, że wycofała się z tego świata, ja mogę zrobić o wiele więcej – powiedział K. Zanussi.

LI