A szczęki opadają
„Ja to tyle przeżyłem, że nic już nie jest w stanie mnie zaskoczyć!” - mówimy o sobie, podkreślając w ten sposób potęgę życiowego doświadczenia zdobywanego poprzez lata ziemskiej wędrówki. Coraz częściej jednak bywa, że tegoż doświadczenia braknie, aby objąć i pojąć „niesamowite” pomysły współczesności. Oczy otwieramy szeroko ze zdumienia, szczęka z hukiem opada na podłogę, a głowa pęka w szwach, próbując pomieścić tę masę zaskoczenia.
No bo jaka reakcja będzie bardziej odpowiednia w momencie, gdy…zobaczymy panią dyrektorkę przedszkola w stroju diaboliny witającą dzieci i rodziców na balu halloweenowym? Strój jak strój – rzeczywiście diaboliczny, a stroje dzieci i rodziców utrzymane w bardzo podobnym klimacie: trochę „kościotrupków”, małych i dużych wiedźm i generalnie postaci przeniesionych z gatunku filmowego zwanego horrorem. Na balu, jak wynika z przekazu, panowała wspaniała i radosna atmosfera zabawy, a jednym z dań przygotowanych i degustowanych z tej okazji były… paluchy wiedźmy. No i generalnie można powiedzieć, że to nic takiego przecież, a skoro wszyscy doskonale się bawili, to cała reszta jest już całkowicie usprawiedliwiona, bo staje się „tylko” pretekstem i z całą pewnością niczym złym nie skutkuje.
Może nie do końca rozumiemy, jak piękne oraz ważne są NASZE listopadowe święta i tradycje? Może za bardzo osadzamy je tylko i wyłącznie w sferze przeszłości, a zbyt mało uwagi przywiązujemy do radosnej zapowiedzi przyszłości? Może za bardzo rozpamiętujemy fakt i smutek śmierci, a zbyt mało w nas prawdziwej i głębokiej wiary w radosne życie wieczne, którą zresztą wyrażamy w wyznaniu wiary? Może… W każdym razie – skoro pozwalamy zupełnie obcej tradycji wkraczać w naszą rzeczywistość, to znaczy, że albo czegoś nam brakuje, albo czegoś nie dostrzegamy.
W listopadowe dni na cmentarzach pojawiają się tłumy odwiedzających. Czasem widać pośpiech i pewną rutynę czynności: znicz, kwiat, szybki ruch ręki, który ma przypominać znak krzyża, kilka słów modlitwy i… dalej w drogę, bo jeszcze tyle grobów przed nami. Zniczowe hity sezonu, ogrom kwiatów, a przecież nie o modę i estetykę chodzi, a „esencją” jest wiara w rzeczywistość radosnego obcowania świętych. Z taką wiarą i modlitwą chrześcijanie powinni przeżywać to święto, odwiedzać groby bliskich i nie tylko bliskich.
Czy jest w takim chrześcijańskim przeżywaniu tych listopadowych dni miejsce na „diaboliny”, „wiedźmy”, „dynie” i inne wymysły tzw. nowoczesności? Czy można te dwie wizje pogodzić? Jak widać niektórym to się udaje i nie widzą w tym nic złego. Taki halloweenowy bal czy szczerzące zęby dynie to przecież tylko zabawa i nic więcej. Być może tak, a być może po prostu wszystko traktujemy podobnie? I podobnie jak na wspomniany bal przebieramy nasze dzieci do udziału w jasełkach czy w dniu Pierwszej Komunii św.? Jeśli tak, to szczęka nie ma już gdzie opadać.
Janusz Eleryk