Komentarze
Zapraszamy do Polski

Zapraszamy do Polski

W wielu krajach wciąż trwa szaleństwo po wyborczym zwycięstwie amerykańskiego Donalda. Świętem demokracji zza Wielkiej Wody interesuje się już chyba cały glob.

Kilkanaście dni po zakończeniu głosowania każdy kraj usiłuje analizować wyniki wyborów w USA przez pryzmat własnych interesów. Nie inaczej jest i w Polsce, gdzie z czołówek większości programów informacyjnych zginęły np. problemy powodzian, upadającej służby zdrowia czy ogromnej dziury budżetowej, jaką niespodziewanie udało się wydrążyć uśmiechniętej ekipie pod wodzą naszego rodzimego - lub jak wolą złośliwi - niemieckiego Donalda. Po niezapowiadanej przez sondaże wygranej Trumpa wielu politykom i obywatelom emocje uderzyły do głów i to zarówno te nadmiernie euforyczne, jak i przesadnie pesymistyczne.

Nad Wisłą miłość do Trumpa wśród partii politycznych jest obecnie wprost niewiarygodna. Jedni, jak wspomniany premier Tusk, zapomnieli, iż niedawno byli przekonani, że „Trump został zwerbowany przez rosyjskie służby 30 lat temu”. Inni, jak Dominik Tarczyński, „cieszą się, że mogli dołożyć cegiełkę do jego zwycięstwa”. Część posłów skanduje na cześć amerykańskiego prezydenta elekta w sejmowej sali obrad. Niektórzy chodzą w czapeczkach z napisem „Trump”. Inni wygłaszają w przychylnych sobie mediach peany na cześć triumfującego republikanina, jakby to oni wygrali wybory. W gronie polityków „koalicji 13 grudnia” ciągle trwa ostra rywalizacja o zaszczytny tytuł: „kto bardziej nie obraził prezydenta elekta”. Wprawdzie jakiegoś szczególnego faworyta jeszcze nie widać, za to na końcu stawki niczym żółw wlecze się szef polskiej dyplomacji, którego amerykańska małżonka Anne Applebaum na łamach jednego z tygodników stwierdziła, że „Trump mówi jak Hitler, Stalin i Mussolini”. Z kolei w największej dziś opozycyjnej partii trwają nieustanne, usilne i pełne zwrotów akcji poszukiwania „polskiego Trumpa”. I gdy decyzje o ogłoszeniu jego nazwiska wciąż są odkładane w czasie, o nominację samowolnie zaczynają upominać się kandydaci z drugiego rzędu. „Bardzo się cieszę, że Trump wygrał, bo widzę w mojej roli w tych wyborach rolę polskiego Trumpa” – wyznał Marek Jakubiak z koła poselskiego Wolni Republikanie. Na liście kandydatów są już Sławomir Mentzen i podobno Szymon Hołownia.

To tyle u nas. A w ojczyźnie Trumpa… Jego wygrana jest niewątpliwie wydarzeniem historycznym dość sporego kalibru. Z jednej strony do Białego Domu po czterech latach przerwy udało się wcześniej wrócić tylko jednemu prezydentowi – pod koniec XIX w. był nim Stephen Grover Cleveland. Z drugiej: Trump został po raz kolejny głową jednego z największych światowych mocarstw pomimo tego, że uruchomiono przeciwko niemu olbrzymią, świetnie naoliwioną i niewyobrażalnie dofinansowaną medialno-polityczno-sądową machinę. Najbardziej zszokowani wynikiem wyborów są zwolennicy liberalnej demokracji i różnych lewicowych doktryn. Zwycięstwo kandydata republikanów to policzek wymierzony m.in. globalistom i celebrytom. Ci ostatni podobno już wykupują masowo bilety, by opuścić Stany Zjednoczone. Jak doniosły tamtejsze media, w zaledwie kilka godzin po ogłoszeniu zwycięstwa Trumpa blisko 30 tys. osób odwiedziło witrynę internetową jednej z firm, której usługi polegają na wspieraniu Amerykanów w organizacji przeprowadzki za granicę, w tym oferują pomoc w poszukiwaniu pracy. Z danych wynika, że Amerykanie zastanawiają się nad przenosinami do Kanady, Francji czy Albanii. Tymczasem popularnym kierunkiem emigracji powinna być „uśmiechnięta Polska”. Wprawdzie u nas też jest Donald, ale w przeciwieństwie do amerykańskiego nasz sprzyja nie tylko celebrytom.

Leszek Sawicki