A Ty na co czekasz?
Ledwo zdążyły dopalić się znicze na grobach naszych bliskich po Wszystkich Świętych, a już mamy atmosferę Bożego Narodzenia. Ze wszystkich stron atakują nas watahy bałwanków, mikołajów, choinki. Jakby między 1 listopada a 25 grudnia istniała pustka. Nierzadko w całym tym przedświątecznym zabieganiu zapominamy, po co to wszystko. Zapominamy, że rozpoczyna się Adwent.
To prawda. Opowiadają, że Mahatma Gandhi, twórca współczesnej państwowości indyjskiej, kiedy w młodości studiował w Anglii, widząc to całe przedświąteczne zabieganie, zakupy, reklamy, choinki, mikołajów zapraszających do supermarketów, renifery, pocztówki krzyczące o magii świąt, zapytał: „Gdzie w tym wszystkim jest Chrystus?”.
I smutno dodał: „Współczesna Europa przypomina pięknie skonstruowany żłobek, ale, niestety, pusty”. Mocne spostrzeżenie, jednak wydaje się słuszne.
Czym jest Adwent? Na co dzisiaj właściwie czekamy?
W potocznym rozumieniu mówi się, że na święta Bożego Narodzenia. To prawda. Jednakże Adwent w znaczeniu teologicznym ma podwójne znaczenie. Nawet formalnie w liturgii dzieli się na dwa okresy, które się na siebie wzajemnie nakładają, ale są inne. Pierwszy z nich trwa do 17 grudnia i skupia się na rzeczywistości ostatecznej, tzn. Kościół ma świadomość, że żyjemy w czasach eschatologicznych i zbliża się koniec świata, jaki znamy w naszym ziemskim wymiarze. Stąd w liturgii słyszymy teksty o rzeczach ostatecznych, sądzie i nadejściu królowania Boga na końcu czasów. To wezwanie do wiernych, by nie byli zaskoczeni, by czuwali. Dopiero druga część Adwentu od 18 grudnia stanowi bezpośrednie przygotowania do uroczystości Bożego Narodzenia i przeżywania tajemnicy Wcielenia.
Tylko jak rozumieć to oczekiwanie, skoro Jezus jest cały czas z nami? Jak czekać na Kogoś, kto jest obecny?
Można w tej kwestii odwołać się do obrazu. My, Polacy, jesteśmy narodem tułaczy. ...
DY