Kultura

Przy fotografowaniu odpoczywam

W jesieni życia, uzyskując naukowy dyplom, zrealizował swoją największą pasję. 7 lutego podzielił się nią z wielbicielami sztuki.

W Centrum Kultury i Sportu otwarto wystawę fotografii Wojciecha Rodzosia.

Mieszkaniec Ryk wybrał około 20 prac powstałych w ciągu ostatnich lat i miesięcy. Wszystkie łączy jeden motyw - przyroda mająca swoje odbicie w tytule „Krzyk. Wołanie lasu”. - Lubię las i czerpię radość z wstawania o świcie, by go fotografować. Wtedy odpoczywam - przyznaje autor. Jego kadry są abstrakcyjne, czasem wręcz ocierające się o marzenia senne. Las W. Rodzosia pulsuje światłem i ruchem. Staje się przestrzenią emocji rejestrowaną długim naświetlaniem i subtelnym ruchem ręki.

A ujęty w tytule „krzyk” może być wołaniem zachwytu nad pięknem natury, ostrzeżeniem przed jej utratą lub tęsknotą za głębszym połączeniem człowieka z przyrodą. Właśnie takie artystyczne zdjęcia mogli podziwiać na wystawie zwiedzający. – Cieszę się, że po latach zgłębiania tematu, te fotografie wreszcie znalazły się w naszej galerii, czyli w mieście, z którego pan pochodzi – mówiła, otwierając wystawę, Donata Łukasiak, dyrektor CKiS w Rykach.

Droga do profesjonalizmu

W. Rodzoś interesował się fotografią już od szkoły średniej. Początkowo robił zdjęcia dla rodziny i znajomych. – Wywoływałem je w dawnym ośrodku kultury w Rykach, dzisiejszym kinie, gdzie na dolnej kondygnacji znajdowała się ciemnia – wspomina artysta. Później nastąpiła przerwa spowodowana służbą wojskową i pierwsze powroty do fotografii po założeniu rodziny.

Ale tak naprawdę młodzieńcza pasja pana Wojciecha ożyła wtedy, gdy trafił do Warszawy. – W 2000 r. straciłem pracę w ryckim Horteksie i zacząłem szukać jej w stolicy. Tam spędziłem 20 lat i w wolnych chwilach robiłem zdjęcia. A Warszawa dostarczała pięknych tematów. Byłem jednak wtedy fotografem amatorem – opowiada.

Aby poszerzyć wiedzę, zaczął korzystać z książek i czasopism. – Jednak przyszedł moment, gdy stwierdziłem, że chcę zdobyć w tej dziedzinie wykształcenie – przyznaje. Odwiedził wszystkie warszawskie szkoły fotografii, by ostatecznie wybrać studium przy Związku Polskich Artystów Fotografików na Starym Mieście. – Szkoła spodobała mi się ze względu na wspaniałe tradycje i zabytkowe mury. Ale co z tego, kiedy moi przełożeni nie chcieli wyrazić zgody na to, bym w trakcie pracy chodził na zajęcia – dodaje W. Rodzoś.

W stylu Munka i Moneta

Do studium zapisał się dopiero, gdy został emerytem. Trzy lata minęły szybko, ale tuż przed egzaminem dyplomowym pojawił się problem. – Dotarło do mnie, że nie mam żadnego dobrego zdjęcia na obronę. W swoich zasobach niczego nie znalazłem. Zacząłem więc szukać inspiracji w internecie, książkach i albumach. Tak natrafiłem na obraz Munka „Krzyk”. Potem spodobał mi się „Spacer do rajskiego ogrodu” Schmidta. A gdy zobaczyłem rozmyte kwiaty Moneta, byłem już pewny, że w ten sposób chcę pokazać las – tłumaczy fotograf.

Wybór sposobu ujęcia tematu tylko podwyższył poziom trudności. Teraz należało zrobić zdjęcia. – Spośród pierwszych 300 ujęć nie wybrałem żadnego. Czułem, że coś było nie tak. Pojechałem w plener drugi raz, ale znowu miałem problem. Z 300 zdjęć wybrałem jedno – wspomina W. Rodzoś.

Wreszcie wziął inne obiektywy, filtry, zaczął zwracać uwagę na pogodę i porę dnia. Technikę robienia zdjęć też wybrał inną. Fotografował bez statywu, przy płynnym ruchu ręki. – Namęczyłem się. Za to z ponad 300 zdjęć w końcu wybrałem 30, a z nich mój promotor dr hab. Wojciech Sternak wytypował osiem. Stały się podstawą do obrony dyplomu, a dziś można je oglądać na wystawie. Dodałem tylko kilka zdjęć nowszych – zaznacza autor.

Wystawę „Krzyk. Wołanie lasu” można oglądać do 27 lutego. Czy pojawią się kolejne jej edycje? Nie wiadomo. Jak podkreśla artysta, pasja fotograficzna jest dość droga.

Tomasz Kępka