I tak to się kręci
W jednej ze scen kultowego „Misia” zatrudniona na etacie sprzątaczki prosta kobiecina o głównym bohaterze filmu - prezesie klubu sportowego „Tęcza” Ryszardzie Ochódzkim - mówi: „Ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział”. Nasz współczesny Ochódzki - prezes tęczowej koalicji Donald Tusk, człowiek nadzwyczaj wiarygodny - właśnie obiecał, że już niebawem Polska stanie się rajem inwestycyjnym. Zapowiadane jako historyczne wystąpienie szefa rządu na Giełdzie Papierów Wartościowych rzeczywiście zaczęło się jak nigdy, ale… skończyło jak zawsze.
Rodaczki i rodacy za plecami premiera snującego świetlane wizje widzieli napis: „Polska. Rok przełomu”.
„O roku ów…” chciałoby się westchnąć za wieszczem. Choć w tym roku jeszcze nic szczególnego (może poza upadkiem wielu firm) w krajowej gospodarce się nie wydarzyło, to wydarzy się dopiero teraz. W jego 41 dniu premier obwieścił wielki przełom. Na czym ów ma polegać? Okazuje się, że tego nie wie nikt, łącznie z mówcą. W każdym razie, żeby było jeszcze głupiej, wszyscy koalicjanci zrzeszeni w klubie – prześmiewczo nazywanym kompromitacją 13 grudnia – twierdzą, że pan Donald niczego w tej kwestii z nimi nie konsultował. A pan Donald obiecał sporo. Ci, co słuchali, słusznie rozdziawiali gęby ze zdumienia, bo usłyszeli, że jeszcze latoś wartość inwestycji przekroczy 650 a może i 700 mld zł, że będzie deregulacja i odbiurokratyzowanie, że potroimy przeładunki w polskich portach, że zainwestujemy w polską kolej, elektrownie jądrowe i inne takie gadżety.
Ponieważ premier nie powiedział, jak tego dokona i przede wszystkim skąd na to weźmie kasę (przypomnę tylko, że deficyt w ustawie budżetowej zapisano na poziomie 289 mld zł), tym razem odpowiedzialnością za własną gołosłowność postanowił podzielić się z jednym z najbogatszych Polaków. Nieco zaskoczonemu Rafałowi Brzosce – co to szedł odebrać przesyłkę i przypadkiem, przechodząc obok warszawskiej giełdy, na widok zgromadzonych tłumów postanowił na chwilę wejść do środka – premier zaproponował w swoim stylu: „No to niech pan się za to weźmie”. Konkretnie pan Rafał, okrzyknięty już polskim Muskiem, ma się wziąć za opracowanie zmian deregulacyjnych dla biznesu.
Choć cała akcja przypomina trochę słynny manewr ze „specjalistą od pomocy” Jurkiem Owsiakiem, to ja, mimo wszystko, panu Brzosce kibicuję i mocno trzymam kciuki, żeby się deregulacja powiodła. Bo wtedy wszystkim, łącznie ze mną, będzie lżej. Martwi mnie jednak przejęzyczenie Tuska, kiedy to zwracając się do nowego deregulatora, powiedział: „To jest gra na czas… przepraszam, to jest gra z czasem”. A że kandydatowi PO na prezydenta Polski Rafałowi Trzaskowskiemu ewidentnie nie idzie w trwającej kampanii wyborczej i pilnie trzeba go wesprzeć, to może rację miała wiceministra Katarzyna Lubnauer, mówiąc, że ta cała „deregulacja” to tylko taka „przenośnia”.
To, że premier znowu słowa prawdy nie powiedział, akurat mnie nie dziwi. Dziwi mnie natomiast, że w kraju jest wciąż tylu naiwniaków ufających kolejnym Ryśkom z „Tęczy”.
Leszek Sawicki