Niezależni w natarciu
Jeszcze do niedawna w trakcie różnych przedwyborczych gestów ubiegający się o jakąś intratną posadę politycy biegali o świcie do piekarni, by po ucałowaniu gorącego bochna chleba wyrazić podziw dla ciężko pracującej klasy robotniczej. Ostatnio wizyty w piekarni nie są już trendy.
Wiodący prym w sondażach kandydaci na prezydenta zaczęli odwiedzać zakłady produkujące coś do chleba. Jako pierwszy – ubrany w biały fartuch – do ataku ruszył niezależny kandydat Karol Nawrocki, który dał się sfotografować z laską polskiej kiełbasy wyrabianej w tradycyjnej krajowej masarni. Początkowo widok prezesa IPN-u z pętem słusznych rozmiarów zwyczajnej w garści wzbudził niesmak i odrazę w obozie uśmiechniętych. Niektórym widok ów udało się nawet powiązać z polityką międzynarodową, w tym z wojną na Ukrainie. W internetach zarzucano mu m.in., że ma czas na wrzucanie filmów z kiełbasą wyborczą w ustach, a nie ma chwili, by choć słowem wspomnieć o trzeciej rocznicy rosyjskiej napaści na Ukrainę.
Kiedy jednak manewr pana Nawrockiego okazał się niezłym pijarowym posunięciem, natychmiast zebrali się sztabowcy Rafała Trzaskowskiego i postanowili dla odmiany wysłać prezydenta Warszawy do zakładu wytwarzającego kefir. Tam kolejny niezależny kandydat, przyodziany w nieskazitelnie biały fartuch, mógł sobie cyknąć kilka fotek samochwałek i udostępnić je wyborcom. Patrzący na to Szymon Hołownia, który mimo wielu starań zalicza kolejne sondażowe zjazdy, udał się z kolei do sklepu w Cieszynie, gdzie w obecności reporterów zjadł nabytą drogą kupna kanapkę ze śledziem i drobno posiekaną cebulką. Tym skromnym akcentem kandydat, chcący również uchodzić za niezależnego, rozpoczął podobno regularną kampanię prezydencką.
Kiedy dołożymy do tego obrazki premiera Tuska obierającego ziemniaki w markowej bluzie za 1,3 tys. zł czy biegającego ostatnimi czasy – jak twierdzą internety za potrzebą po wypiciu kolejnego małego piwka – Sławomira Mentzena, to aż żal, że wszyscy panowie nie spotkają się razem i nie przygotują nam jakiegoś narodowego dania. Choć z drugiej strony może to i lepiej, bo od politycznego bigosu i tak wszyscy mają już odruchy wymiotne.
A tak na marginesie… Każdy, kto myśli, że epizody z życia kandydatów na prezydenta, takie jak noszenie pralki, jedzenie kiełbasy, popijanie kefiru czy powiecowy bieg do samochodu, nie mają żadnego znaczenia, jest w błędzie. Mają i to ogromne, pod warunkiem że w odpowiednim czasie trafią do odpowiednich mediów. To, co dla jednych jest śmieszne absurdalne i głupie, inni traktują śmiertelnie poważnie. Żyjemy w czasach szybkich obrazkowych informacji, 30% matury, nieustannego poszukiwania taniej sensacji, marnej rozrywki oraz bylejakości. Stąd właśnie takie, a nie inne obrazki skutecznie przykrywają brak jakichkolwiek pomysłów na Polskę. Słowem: im głupiej, tym dla kandydata lepiej. I jak na razie taka jest kampania wyborcza. Miałka, bez konkretów, bez wizji na przyszłość, oparta na teoriach spiskowych, chęci zemsty, niedorzeczna, momentami wręcz absurdalna.
Leszek Sawicki