Komentarze
Stracona okazja

Stracona okazja

Chyba niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że Polska należy do nielicznego grona najstarszych państw świata. Najprawdopodobniej w Niedzielę Wielkanocną - 18 kwietnia 1025 r. - w archikatedrze gnieźnieńskiej na pierwszego króla Polski koronowano Bolesława Chrobrego.

Choć data tego wydarzenia nie jest pewna i mediewiści toczą o nią spory, to właśnie Wielkanoc roku Pańskiego 1025 jest powszechnie przyjmowana jako dzień owej wiekopomnej chwili. W tym samym roku, gdy po zaledwie dwóch miesiącach król Bolesław opuścił ziemski padół, koronę otrzymał jego syn Mieszko II Lambert.

Ceremonia namaszczenia świętymi olejami oraz nałożenia korony kolejnemu polskiemu królowi miała miejsce 25 grudnia także w pierwszej kościelnej metropolii kraju.

Dziesięć wieków temu raczkujące europejskie państwo, przeistaczając się z księstwa w królestwo, oficjalnie stało się od nikogo niezależnym, pełnoprawnym podmiotem ówczesnego świata. Na wystawie w Muzeum Historii Polski w Warszawie zatytułowanej: „1025. Narodziny królestwa” można zobaczyć przeszło tysiącletnią monetę. To denar pierwszego króla Polski, bity jeszcze przed jego koronacją. Na awersie widnieje schematycznie narysowany ptak z rozpostartym ogonem. Orłem raczej on nie jest, ale każdemu, kto na monetę spojrzy, nasuwa się właśnie taka interpretacja. Wokół niego widnieje napis „PRINCES POLONIE”. I choć książęca mennica wybiła go z błędem (powinno być Poloniae), to ma on znaczenie absolutnie fundamentalne. Pokazuje, że już ponad tysiąc lat temu ówczesny władca polecił nazywać swoje państwo Polską.

Za kilka dni wszyscy powinniśmy zatem świętować bardzo ważną rocznicę. Rocznicę tożsamą z tą sprzed 59 lat, kiedy to obchodzono Milenium Chrztu Polski. Wydawałoby się, że tysiąc lat królestwa to idealna okazja do wielkich państwowych obchodów i promocji kraju na arenie międzynarodowej. Tym bardziej że akurat teraz, w pierwszej połowie 2025 r., sprawujemy prezydencję w Unii Europejskiej. W 1966 r. milenijne uroczystości państwowe odbywały się w kontrze do kościelnych. Komuniści celowo pomijali wówczas znaczenie chrztu. Ale wiedzieli, że wypadałoby uczcić jakoś 1000-lecie państwowości. Różnica między obchodami państwowymi i kościelnymi była oczywista i pamiętający tamte czasy doskonale wiedzą, jaka towarzyszyła temu propaganda. Z drugiej strony to właśnie chrzest Mieszka I był niewątpliwie pierwszym państwowotwórczym aktem.

Tym razem wydawałoby się, że sytuacja jest znacznie lepsza. Ale nic bardziej mylnego. Milenijna rocznica doskonale ukryła się za bieżącą ogólnopolską polityczną awanturą i nie wzbudziła większego zainteresowania w naszych „elitach”. Na szczęście narodziło się wiele oddolnych inicjatywy ze strony samorządów czy różnych stowarzyszeń organizujących koncerty, wykłady, rekonstrukcje oraz warsztaty historyczne. To wszystko jest ważne, ale  zdecydowanie za mało, aby tego typu wydarzenie zmarginalizować do jedynie lokalnych przedsięwzięć. Szkoda, że władze państwowe nie organizują hucznych, centralnych obchodów, na które zaproszono by głowy innych państw. Szkoda, że nie będzie spotów i filmów promujących Polskę choćby w mediach społecznościowych, z których korzystają miliony ludzi na świecie.

W ciągu ostatnich lat mieliśmy dwie wyjątkowe rocznice, które przeciekły nam przez palce: rok 2018 i rok 2020. Setną rocznicę odzyskania niepodległości władza uczciła niszczejącymi dziś ławkami niepodległości. Z kolei rocznica zwycięstwa w wojnie z Sowietami miała być uczczona pomnikiem oraz muzeum, których ciągle nie ma. Czyżbyśmy i tym razem stracili niepowtarzalną okazję?

Leszek Sawicki