Komentarze
Źródło:
Źródło:

A Cezarowi co?

W powszechnym mniemaniu - w naszej polskiej rzeczywistości - gdy Kościół wypowiada się na tematy ekonomiczne, wówczas zapewne chce ugrać coś dla siebie. Taka jest, niestety, utrwalona przez medialną i szeptaną propagandę opinia. Oczywiście mają na nią wpływ także różne niegodne, choć w skali kraju sporadyczne, zachowania niektórych duchownych.

 

Na kanwie perykopy ewangelicznej, odczytywanej niedawno w naszych kościołach, w umysłach wielu z nas powstały różne myśli związane z rzeczywistością ekonomiczną. Jeden z moich Czytelników przesłał mi nawet konkretne postulaty: „Oczekuję światła, które oświeca człowieka w jego codzienności, w konkretnych wyborach i zachowaniach np. w reagowaniu na nagminne łamanie praw pracowniczych, w oszukiwaniu konsumentów (czytaj: ludzi) przez producentów wszelkiego rodzaju dóbr, wsparcia dla człowieka będącego trybikiem w wielkich odczłowieczonych machinach wielkich korporacji”. To wielkie słowa, ale jednak nakazują odnieść się, chociaż pokrótce, do tematyki ekonomicznej. A w niej od pewnego czasu tematem, który króluje, są podatki. Niektórzy oczekują od Kościoła, że będzie namawiał do ich płacenia, inni starają się namówić do krytyki tego czy innego systemu podatkowego. Że sprawa nie jest błaha, wskazuje chociażby dyskusja nad wprowadzeniem w Polsce nowej daniny społecznej, nazywanej podatkiem katastralnym. Galimatias w tej dziedzinie jest tak wielki, że właściwie nie zauważamy zasadniczego pytania: po co w ogóle są podatki? Odpowiedź na to pytanie jest zasadnicza.


„Wyciągnij rękę i dotknij jego majątku!”

Gdy zastanawiamy się nad systemem daniny publicznej, powszechnie nazywanej podatkiem, słowa z księgi Hioba od razu pojawiają się nam w myśli. Szatan, konkurując z Bogiem o duszę sprawiedliwego Hioba, wskazuje Bogu, że Hiob czci Go za nienaruszanie jego dóbr ziemskich. Nam również wydaje się, iż najlepszym państwem będzie takie, w którym daniny będą jak najmniejsze, jeśli nie żadne. Niestety, jest to nie tylko naiwność, ale również niesprawiedliwość. Dlaczego? Przyjmując za naczelną zasadę, iż państwo jest powołane do tego, by człowiekowi umożliwić osiągnięcie właściwego jemu celowi, państwo jawi się jako struktura dla dobra człowieka. W swoim własnym interesie człowiek winien więc dążyć do umocnienia państwa. Dążność ta (przyjmując złotą zasadę Arystotelesowską o unikaniu skrajności) za sprawiedliwe uzna więc to, co z jednej strony nie będzie prowadzić do zniszczenia struktury państwowej, z drugiej zaś nie będzie dla samego człowieka destrukcyjne i zabójcze. Błędem wszelkich socjalizmów jest to, iż utrwalają one uzależnienie od państwa w ten sposób, że struktura państwowa ma stawać się nadopiekunem, zapewniającym rozdawnictwo pieniędzy, wcześniej zgromadzonych za pomocą podatków. Nawet jeśli państwo w swoim systemie posiada elementy pomocy społecznej, nie mogą one zastępować człowieka w jego zaradności i pracowitości. Jeśli przyjmiemy tę krótką konstatację, wówczas nasze podejście do systemu podatkowego będzie dość jasne. Państwo winno zapewnić swoim obywatelom taki obszar bezpieczeństwa, w którym oni sami będą mogli (podejmując własne ryzyko i kierując się własną odpowiedzialnością) dbać o własną przyszłość. System podatkowy jawi się więc jako swoisty system daniny na rzecz państwa, które winno zapewnić nam bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne, ale nie czynić z nas klientów lub czekających na podarki dzieci. Sprawiedliwość podatkowa oznacza więc, że struktura państwowa nie może i nie powinna być łupieżcą, który zagarnia coraz więcej z tego, co człowiek sam może przeznaczyć na własne bezpieczeństwo.


A po co w ogóle jest nam majątek?

Katolicka nauka społeczna od zawsze powtarzała, że gromadzenie dóbr ziemskich ma na celu zapewnienie człowiekowi minimum wolności dzięki niezależności i trwałości własnego majątku. Leon XIII już w „Rerum novarum” postulował, by robotnicy mieli takie pensje, które dadzą im możliwość zaoszczędzenia jakichś środków finansowych. W tym momencie niesprawiedliwymi zdają się być owe podatki, które w ową niezależność uderzają. Rozważania o podatku katastralnym, którego celem jest opodatkowanie (i to uznaniowe) posiadanych przez nas nieruchomości, nabytych za legalnie przez nas wypracowane dobra, wydają się kierować nas w stronę owej niesprawiedliwości. Człowiek bowiem, w dbałości o swoje życie, ale również i o dobro własnego potomstwa, nabywa owe dobra. Zabieranie więc czegoś z tego, co jest jego własnością, jawi się jako uderzenie nie tylko w jego własną wolność, ale również w więzi pokoleniowe. Podobnie rzecz ma się z podatkiem od lokat bankowych (z opodatkowanych wcześniej pieniędzy) czy też podatek od spadku. Możliwe, że państwo na krótką metę uzyska jakieś dodatkowe dochody, jednak korozja ludzkiej zaradności i więzi rodzinnych wcześniej czy później odbije się na spoistości państwa. Czym innym jawi się tzw. podatek ziemski, gdyż ziemia jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, a każdy posiadacz ziemski (nawet gdy chodzi o skrawek ziemi pod blokiem) nie nabywa wraz z nią prawa do tworzenia enklawy w łonie systemu państwowego. Niesprawiedliwością więc zdają się być wszystkie pomysły, które zawłaszczają, nawet jeśli czynią to przy pobożnie brzmiących hasłach, naszą wolność i zaradność.


Przykład Józefa Egipskiego

Trzeba jednak i to podkreślić, że dar wolności jest trudnym zadaniem. Jeśli chcemy sprawiedliwego systemu podatkowego, wówczas musi sami podejmować wiele zadań, które z radością dzisiaj chcielibyśmy scedować na państwo. Warto przyjrzeć się w tym kontekście działaniu Józefa Egipskiego, który wprawdzie w czasie głodu zapewnił Egipcjanom żywność, ale w konsekwencji uczynił z nich niewolników, zależnych we wszystkim od króla, który przejął ich ziemię. Jeśli pozwolimy państwu dzisiaj na taki rozwój systemu fiskalnego, to chociaż będziemy może i zjadali rzucane nam ochłapy, to jedynym losem naszym będzie po prostu zależność i niewola. Tylko czy wówczas państwo będzie dla nas, czy my dla państwa?

Ks. Jacek Świątek